Donald Tusk jeszcze w kampanii wyborczej obiecywał, że jedną z pierwszych decyzji, którą podejmie, gdy uda mu się odsunąć Prawo i Sprawiedliwość od władzy będzie zmiana w funkcjonowaniu mediów publicznych z TVP na czele. Podczas jednego z wieców rzucił nawet, że będzie na to potrzebował "dokładnie 24 godzin". Od czasu wyborów, po stronie partii szykujących się do przejęcia władzy trwają prace nad tym, jak skutecznie i zgodnie z prawem doprowadzić do szybkich zmian w TVP, Polskim Radiu i Polskiej Agencji Prasowej. - W momencie, gdy są przygotowywane strategie działania w tej sprawie, a wiem, że są, nie chciałbym tego komentować, żeby ich nie spalić. To bardzo ważny, ale też bardzo wrażliwy temat - tajemniczo odpowiada nam jeden z ministrów przyszłego rządu Tuska. Kwestia przejęcia mediów publicznych rzeczywiście jest delikatna i skomplikowana. Problem, który pojawia się podczas rozważania kolejnych pomysłów na odwołanie zarządów i prezesów medialnych spółek, stanowi zwłaszcza to, że każda zmiana ustawowa wymaga podpisu prezydenta Andrzeja Dudy. - Będzie jazda po bandzie, ale nowy rząd musi bardzo uważać, żeby za tę bandę nie wylecieć - mówi w rozmowie z Interią Juliusz Braun, były przewodniczący KRRiT, były prezes TVP i były członek Rady Mediów Narodowych. - Wiele zależy tutaj od twardości i determinacji nowego ministra kultury. Może dlatego wyznaczony na ten odcinek został Bartłomiej Sienkiewicz ze swoim doświadczeniem z MSW - podkreśla. Aktualnie w obozie większości parlamentarnej trwają wytężone prace nad scenariuszami prawnymi, które ominą konieczność zmian ustawowych. Jak ustaliła Interia, na stole jest nawet kilkanaście (najczęściej pojawia się liczba 17) scenariuszy przejęcia TVP bez konieczności zmiany ustawy. Część z nich jest prawnie skomplikowana, niezwykle szczegółowa, ale też obarczona sporym ryzykiem. Postanowiliśmy się przyjrzeć najbardziej prawdopodobnym scenariuszom odbicia TVP przez nowy obóz władzy. Analizujemy nie tylko plany rządu Donalda Tuska, ale również formalne, prawne i polityczne przeszkody, które mogą stanąć mu na drodze. A także to, czy nowa ekipa rządząca na potencjalne komplikacje jest przygotowana. Scenariusz nr 1: Postawienie TVP w stan likwidacji To bardzo prawdopodobny scenariusz. Zakłada on powołanie przez ministra kultury likwidatora, który mógłby niemal "od ręki" wejść do TVP i pozostałych spółek medialnych. To przed tym próbował zabezpieczyć się były minister kultury Piotr Gliński, wnioskując o dokonanie zmian w statutach TVP, Polskiego Radia, rozgłośni regionalnych i Polskiej Agencji Prasowej. Glińskiemu chodziło o to, żeby zapisać w statutach, że w razie likwidacji spółek jednym z likwidatorów musi być członek obecnego zarządu - w przypadku TVP byłby to więc obecny prezes Mateusz Matyszkowicz, który stanowi jednoosobowy zarząd tej spółki. Sąd nie dokonał jednak zmian w statucie TVP - powodem był błąd formalny we wniosku. Z tego powodu minister kultury z nowego rozdania będzie mógł po prostu wycofać wniosek w tej sprawie. W tej sytuacji nowy szef resortu kultury (będzie nim Bartłomiej Sienkiewicz), podejmując decyzję o rozwiązaniu spółki wskaże jej likwidatora lub likwidatorów. - Wyznaczony przez ministra likwidator musiałby być kozakiem, który nie bałby się wziąć na siebie odpowiedzialności i nie bałby się podejmować trudnych decyzji - podsumowuje jeden z naszych rozmówców. Pomysł ze stanem likwidacji powoduje jednak niemałe komplikacje, na co wskazuje w rozmowie z Interią Robert Kwiatkowski, członek Rady Mediów Narodowych i polityk Lewicy Demokratycznej. - Likwidator ma bardzo ograniczone kompetencje, co wynika z kodeksu spółek handlowych. Zostaje powołany, by przeprowadzić audyt i dokończyć wszystkie sprawy likwidowanej spółki, za co ponosi odpowiedzialność prawną. W jego gestii nie leży reformowanie mediów czy dokonywanie zmian personalnych - mówi Kwiatkowski. Likwidator, w świetle zapisów kodeksu spółek handlowych, ma za zadanie zakończyć bieżące interesy, ściągnąć wierzytelności, wypełnić zobowiązania i upłynnić majątek spółki. "Nowe interesy mogą wszczynać tylko wówczas, gdy jest to potrzebne do ukończenia spraw w toku" - czytamy w kodeksie spółek handlowych. Co więcej, prominentny polityk Koalicji Obywatelskiej, zaangażowany w prace nad strategią przejęcia mediów publicznych, przyznaje w rozmowie z Interią, że "nie ma możliwości, żeby likwidator pracował dłużej niż 2-3 miesiące". - Można go ustanowić, żeby zlikwidował konkretną strukturę, np. TVP Info, ale to musi terminowo iść "na zakładkę" z ustanowieniem kuratora, tyle że jego ustanawia sąd. Kiedy to zrobi, to już decyzja sądu, ale raczej szybko, żeby nie działać na niekorzyść spółki. Niemniej pomysł jest taki, żeby likwidator i audyt były równolegle z kuratorem - tłumaczy Interii. Idąc tym tropem, jednocześnie z postawieniem spółek w stan likwidacji pojawiłby się wniosek do sądu o ustanowienie kuratora dla TVP w związku z krytyczną sytuacją (finansową) spółki i paraliżem formalno-prawnym uniemożliwiającym naprawę sytuacji. Pod uwagę jest brane również wprowadzenie zewnętrznych audytorów i prokurentów do spółek mediów publicznych. Ich zadaniem byłaby racjonalizacja kosztów i zmiany w samych antenach (modyfikacja, uskromnienie kanałów tematycznych, ale też weryfikacja obecnego frontu inwestycyjnego). Nasz rozmówca z Koalicji Obywatelskiej wyjaśnia, że to minister skarbu (lub mający pieczę nad skarbem państwa inny resort) decyduje o audytach i prokurentach, może więc zażądać audytu dla każdej spółki, w której jest udziałowcem. Scenariusz nr 2: Stan likwidacji i powołanie do życia nowej spółki - Obstawiam, że może pojawić się chęć powołania nowej, alternatywnej spółki medialnej, obok tej likwidowanej, która przejęłaby zadania TVP. Można ją powołać w oparciu o kodeks spółek handlowych, tylko co wtedy z koncesją na nadawanie, z dystrybucją sygnału? Przecież koncesje wydaje KRRiT, za przekazywanie częstotliwości odpowiada zaś UKE. Im dalej w las, tym ciemniej - wskazuje jeden z naszych rozmówców. Inna komplikacja to przepisy ustawy o radiofonii i telewizji. W ustawie czytamy bowiem wprost, że "telewizję publiczną tworzy spółka Telewizja Polska - Spółka Akcyjna", a radiofonię publiczną spółka "Polskie Radio - Spółka Akcyjna" oraz "spółki radiofonii regionalnej". - Wkraczamy w sferę grzęzawiska prawnego. Takie przymiarki do likwidacji spółek, powoływania nowych, biją w interesy mediów publicznych. Pod hasłem obrony ich interesów, chodzi de facto o ich zniszczenie - mówi Interii Krzysztof Czabański, szef Rady Mediów Narodowych. Jego stanowisko co do dokonywania jakichkolwiek zmian w mediach publicznych pozostaje zresztą niezmienne. Od początku deklarował, że każda zmiana wymaga zmian ustawowych: ustawy o radiofonii i telewizji, a także ustawy o Radzie Mediów Narodowych. - Każdy inny sposób dokonywania zmian jest bezprawny - mówi Interii Czabański. Scenariusz nr 3: Odwołanie Rady Mediów Narodowych Rada Mediów Narodowych składa się z pięciu członków. Trzech z nich zostało wskazanych przez Sejm (konkretnie przez PiS), a dwóch przez prezydenta (to reprezentanci dawnej opozycji). Nowy rząd ma w ręku dobry argument do odwołania Rady, a mianowicie wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 2016 roku, w którym uznano za niekonstytucyjne pozbawienie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji udziału w powoływaniu i odwoływaniu władz TVP i Polskiego Radia. Jednak skoro wyrok TK dotyczy całej Rady Mediów Narodowych, to czy w oparciu o niego można odwołać tylko trzech jej członków? - Chcemy odwołać wszystkich członków za wyjątkiem nominatów prezydenta. Prezydent uczestniczy w trybie powoływania członków na nieco innych zasadach niż Sejm. Poza tym, jego nominaci to de facto ludzie związani z Lewicą - wyjaśnia jeden z naszych informatorów z nowej większości parlamentarnej. Tutaj pojawia się jednak kolejna wątpliwość. Czy wypełnienie wyroku TK nie powinno wiązać się z przekazaniem kompetencji wyboru władz mediów publicznych (zarządów i rad nadzorczych) z powrotem do KRRiT? Z punktu widzenia przyszłego rządu to nie załatwia sprawy, bo w Krajowej Radzie większość ma PiS. - Jeśli odwołamy całą Radę, to kompetencje wracają do KRRiT - wyjaśnia nasz rozmówca, dobrze zorientowany polityk nowego obozu władzy. - Odwołanie trójki członków powoduje, że nie wchodzimy w konflikt z prezydentem Dudą, organ nadal istnieje, ale nie może wykorzystywać swoich kompetencji, które przechodzą wtedy na likwidatora/kuratora. Bo nie może być tak, że nie ma nadzoru nad mieniem skarbu państwa. Jeśli organ jest sparaliżowany, decyduje likwidator/kurator. Chociaż przyznaję, że jest to "myk" nie do końca pochwalany przez wszystkich ekspertów - dodaje nasze źródło. Część z naszych rozmówców obawia się jednak, że pójście drogą sejmową i odwołanie czy to części, czy wszystkich członków RMN uchwałą, będzie stanowić niezwykle niebezpieczny precedens na przyszłość. - Nie wydaje mi się, żeby działanie w oparciu o narzędzia, którymi posługiwało się PiS, było właściwe prawnie i moralnie. Taka praktyka sprawi, że każda kolejna władza może odwoływać się do tych narzędzi w celu siłowego przejęcia mediów publicznych - zastanawia się nasze źródło z KRRiT. Scenariusz nr 4: Zawieszenie prezesa TVP To na pierwszy rzut oka prosty i szybki scenariusz. - Powodem zawieszenia zarządu TVP przez walne zgromadzenie może być np. utrata zaufania czy niegospodarność. Wówczas właściciel w trosce o mienie skarbu państwa uznaje, że musi powołać swojego przedstawiciela w celu doprowadzeniu spółki do wydolności ekonomicznej - tłumaczy nasz informator z KRRiT. Jednak i tu jest haczyk. Statut TVP mówi bowiem, że w przypadku zawieszenia prezesa do pełnienia jego obowiązków zostaje oddelegowany jeden z członków rady nadzorczej. Dziś rada nadzorcza TVP składa się z trzech nominatów PiS-u. Dla przyszłego rządu nie jest to więc dobre rozwiązanie. Choć jeden z naszych rozmówców uważa, że można to obejść. - Może tak być, ale nie musi. Jeżeli pojawia się kurator i ma określony zakres działań, to cały zarząd może być zawieszony i kurator przejmuje jego kompetencje, a rada nadzorcza dalej wykonuje swoje obowiązki - wyjaśnia. Scenariusz nr 5: Zmiana układu sił w KRRiT Jak nieoficjalnie usłyszeliśmy, mocno rozważany jest też scenariusz postawienia szefa Krajowej Rady Macieja Świrskiego przed Trybunałem Stanu m.in. za nadużywanie kompetencji, niegospodarność, opieszałość w działaniach Krajowej Rady. Od naszych rozmówców z kręgów nowej władzy usłyszeliśmy nawet, że na samym Świrskim może się nie skończyć i inni nominaci PiS-u z tego gremium też mają się czego obawiać. Tylko nawet przyjmując, że Świrski zostanie wykluczony z zasiadania w KRRiT na czas trwania postępowania przed Trybunałem Stanu, to członkowie z nadania PiS-u i tak mają w Krajowej Radzie większość. Dr Agnieszka Glapiak była kandydatką partii Jarosława Kaczyńskiego, z kolei prof. Hanna Karp i Marzena Paczuska to kandydatki z nadania prezydenta Andrzeja Dudy. Jedynie prof. Tadeusz Kowalski jest reprezentantem dawnej opozycji. Co zatem zmienia odsunięcie Świrskiego? Politycy KO uważają, że po jego wykluczeniu może dojść do pata decyzyjnego, bo wewnątrz KRRiT tlą się rozmaite konflikty. - Nie wiadomo, co zrobi pani Glapiak, która jest w opozycji i do PiS-u i do innych członków Rady. Może być różnie, a jeśli dojdzie do paraliżu decyzyjnego, to KRRiT byłaby pozbawiona siły - wskazuje nasz rozmówca z Koalicji Obywatelskiej. Scenariusz nr 6: Porozumienie z prezydentem Nasi rozmówcy, którzy obmyślają plan przejęcia mediów publicznych, nie kryją, że sprawa jest prawnie skomplikowana, a oni muszą znaleźć rozwiązanie, którego nie da się łatwo podważyć. - Dlatego nie możemy przystępować do działania z tylko jednym scenariuszem w rękach. Najwłaściwsze byłoby połączenie odwołania Rady Mediów Narodowych i jednoczesne zlikwidowanie Rady ustawą. Do tego są nam potrzebne rozmowy z prezydentem, żeby nie wetował likwidacji organu niekonstytucyjnego - twierdzi jedno z naszych źródeł. Wskazuje też, że prezydent nigdy nie pałał miłością do TVP w obecnej formule ani do Rady Mediów Narodowych. - Liczymy na jego racjonalne podejście do tematu. Zależy nam na tym i mamy swoje argumenty. Pan prezydent na pewno wie jakie. Kwestia budżetu KPRP to tylko jeden z nich. Prezydent lubi swoją funkcję, lubi jak wszystko jest godnie. Nie wiem, po co miałby utrudniać sobie życie, skoro może się z nami porozumieć tak, żeby obie strony dobrze na tym wyszły i udało się zreformować media publiczne - dodaje. Z informacji Interii wynika, że nowy obóz władzy nie rozpoczął jeszcze rozmów z pałacem prezydenckim o przyszłości mediów publicznych. W gremiach decyzyjnych nowej ekipy rządzącej uznano, że należy najpierw poczekać na przegłosowanie w Sejmie wotum zaufania dla gabinetu Donalda Tuska, a potem na powrót prezydenta ze szczytu w Davos i zaprzysiężenie nowego rządu. Wiele wskazuje jednak na to, że pierwsze kontakty w tej kwestii będą mieć miejsce jeszcze w tym roku. To od rezultatów tych rozmów będą zależeć dalsze kroki nowego rządu wobec mediów publicznych.