Ze Stanisławem Teleśnickim, lekarzem psychiatrą, biegłym sądowym, byłym ordynatorem oddziału obserwacji sądowo-psychiatrycznej szpitala przy Areszcie Śledczym na ul. Montelupich w Krakowie rozmawiały Jolanta Kamińska i Krystyna Opozda. Jolanta Kamińska, Krystyna Opozda, Interia: Co, okiem specjalisty, wydarzyło się 13 stycznia podczas finału WOŚP w Gdańsku? Stanisław Teleśnicki: - Nie da się jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, nie mając rzetelnych informacji na temat stanu zdrowia napastnika i okoliczności, w których doszło do ataku. Wielu uczestników debaty publicznej nie miało oporów, by wydawać takie sądy. Niedługo po tragedii niektórzy politycy mówili o "mordzie politycznym". - Mord polityczny to zbrodnia ukierunkowana na osiągnięcie celu politycznego. Może mieć różne tło - dążenie do przejęcia lub obalenia władzy, a może być jedynie formą wywarcia presji na jakieś środowisko, czy zademonstrowania własnej postawy. Dla przykładu - zabójstwo prezydenta Narutowicza nie było mordem, który coś dawał jednej ze stron sporu politycznego, ale demonstrował niechęć do pewnej grupy ludzi. Można przyjąć taką interpretację, że Stefan W. był psychopatą, który działał pod wpływem złych emocji, a jego celem było wywarcie presji na przedstawicielach Platformy Obywatelskiej. Wtedy możemy to nazwać mordem politycznym. W obliczu informacji o jego stanie zdrowia, jakie oficjalnie potwierdził minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, taka interpretacja jest uzasadniona? - Jeśli przyjmujemy, że Stefan W. jako motyw swojej zbrodni podawał, że chciał się zemścić, to nie możemy jednoznacznie uznać, że to jest objaw jego choroby. Mogła to być chęć odegrania się na ludziach, którzy w jego przekonaniu zrobili mu krzywdę. Tak przedstawił to właśnie sam napastnik. Po zadaniu ciosów wykrzyczał, że to "Platforma wsadziła go do więzienia i torturowała". Czy to nie są urojenia? - Fakt, że ktoś obwinia inne osoby o swoje nieszczęścia nie musi być urojeniem. Osoby o nieprawidłowej strukturze osobowości nie potrafią prawidłowo ocenić swojej roli społecznej. Bardzo często niepowodzenia życiowe tłumaczą złym otoczeniem. Mówią: "nie jestem winny, winne jest środowisko, postępuję źle, ale nie dlatego, że jestem zły, to ludzie są źli". Wtedy nie mamy do czynienia z urojeniem, a brakiem poczucia winy i realizmu w ocenie własnego postępowania. Urojenie to osąd nieprawdziwy, przyjmowany przez osobę chorą za realnie istniejącą rzeczywistość. Urojeniem będzie stwierdzenie: "muszę zamknąć drzwi, bo Pan Bóg mi właśnie kazał to zrobić". Kiedy jednoznacznie można powiedzieć, że powody, które kierowały sprawcą są urojone? - Człowiek chory może dokonać zbrodni na takim samym poziomie możliwości, co człowiek zdrowy. Różnica polega tylko na tym, że osoba zdrowa kieruje się racjonalnymi przesłankami, które mogą być oceniane jako bardzo złe, ale one są zrozumiałe. Natomiast osoba chora kieruje się w swoim postępowaniu przesłankami dla otoczenia irracjonalnymi, wynikającymi z jej przeżyć chorobowych. Taka osoba może mieć np. jakieś urojenie dotyczące nakazu, posłanniczej misji i wtedy realizuje tę potrzebę, nie licząc się z konsekwencjami. "Zaczął słyszeć głosy (...) Te głosy miały komentować jego zachowanie, wydawać mu polecenia. Miał wrażenie, że służby więzienne cofają czas, uważał, że jest świadkiem koronnym, aktorem" - tak w styczniu 2016 roku zachowywał się Stefan W. Stwierdzono wtedy u niego schizofrenię paranoidalną. Co to za choroba? - Schizofrenia paranoidalna jest ciężkim zaburzeniem psychicznym o przewlekłym charakterze, powodującym okresowe występowanie skłonności do zachowań agresywnych. To choroba, która może się pojawić nagle? - Schizofrenia jest chorobą ludzi młodych. Bardzo rzadko ujawnia się po okresie dojrzewania, najczęściej daje o sobie znać w okresie młodzieńczym - mniej więcej do 25. roku życia. Jeśli ujawni się po 25. roku życia, to jest to tzw. późna postać schizofrenii, która prawdopodobnie dawała wcześniej objawy, ale nie zostały one uchwycone. W 2016 roku, podczas pobytu w więzieniu, Stefan W. był czterokrotnie konsultowany przez specjalistów. Następnie skierowano go do oddziału psychiatrii sądowej aresztu śledczego w Szczecinie, gdzie przebywał od 23 lutego do 13 kwietnia. Po kilku tygodniach lekarze uznali, że nastąpiła remisja choroby i Stefan W. wrócił do więzienia, gdzie odbywał resztę zasądzonej mu kary. Procedury zostały spełnione poprawnie? - W polskich więzieniach jest sześć oddziałów psychiatrii sądowej, które są oddziałami psychiatrycznymi, gdzie można leczyć osoby odbywające karę pozbawienia wolności. Są to jednak oddziały nastawione na szczególne sytuacje: np. do aresztu trafia osoba, która dokonała straszliwej zbrodni i przebywa na takim oddziale aż do czasu jej pełnego zbadania. Do takich oddziałów trafiają też osoby, które zachorowały w trakcie odbywania kary. W przypadku stwierdzenia choroby psychicznej u więźnia udziela się przerwy w wykonywaniu kary i kieruje się go do szpitala psychiatrycznego. Celem jest uzyskanie remisji choroby, czyli poprawy. Jeśli to się uda, więzień może wrócić do dalszego odbywania kary. Tak wygląda opisana w kodeksie postępowania karnego procedura i nie została ona spełniona. Dlaczego? - Trudno sobie wyobrazić, iż krótkotrwały pobyt na oddziale w warunkach więzienia spowodował pełną remisję objawów chorobowych w przebiegu tak ciężkiego schorzenia. Jak długo powinno więc trwać leczenie w przypadku takiego schorzenia? - To jest choroba, której nawrót może wystąpić w każdej chwili. Przyjmuje się, że jest to także choroba, na którą cierpi się do końca życia. Remisja objawów może jednak utrzymywać się bardzo długo i wtedy chory może normalnie funkcjonować pod warunkiem, że przyjmuje leki. W przypadku niektórych osób w parze z farmakologią powinna być kontynuowana inna forma terapii oraz wsparcie środowiskowe. Czy pobyt w więzieniu może pogłębić schizofrenię lub ją ujawnić? - Nie chcę wyrokować, ale to, że na ujawnienie się schizofrenii często wpływa zmiana środowiska, wiadomo od dawna. Dawniej schizofrenia często dotyczyła osób, które przymusowo werbowano do wojska. Izolowane od rodziny i swojego naturalnego środowiska, znajdowały się w nowych warunkach, do których nie mogły się adaptować. Wtedy uciekały od rzeczywistości w świat chorobowy. W wojsku był taki okres unitarny, w czasie którego można było natychmiast zwolnić żołnierza, jeśli zaczynał ujawniać objawy chorobowe. Często zachorowania dotyczyły także osób, które decydowały się na pójście do klasztoru. O tym, czy Stefan W. spędzi resztę życia w więzieniu zdecyduje w dużej mierze opinia biegłych o jego poczytalności lub niepoczytalności. Kiedy przestępca jest poddawany takiej ocenie? - Oskarżonego bada się psychiatrycznie z kilku powodów. Podstawową przyczyną może być to, że sam czyn, jego charakter lub niemożność zrozumienia motywów działania nasuwają podejrzenie, że nie mogła go dokonać osoba zdrowa. Przykładem może być matka, która zabija swoje dziecko. Kobiety zwykle nie zabijają swoich dzieci, więc możemy domniemywać, że taka matka znajdowała się w jakimś szczególnym stanie psychicznym. Badania wykonuje się także w sytuacji, gdy ktoś popełnia zbrodnię, a w przeszłości był leczony psychiatrycznie. W ramach badania dąży się do prawidłowej oceny stanu psychicznego człowieka i wydania ekspertyzy, czy jest to osoba zdrowa czy chora. Lekarze ustalają, że osoba jest chora. To wystarczy, by uznać, że była niepoczytalna w trakcie zbrodni? - Lekarze ustalają, jaka to choroba i na ile te zaburzenia wpływają na postępowanie tego człowieka, i na ile mogły w tym konkretnym przypadku wpływać na działania podczas popełniania zbrodni. Jeśli istnieje zbieżność pomiędzy charakterem stwierdzanych zaburzeń a zbrodnią, jakiej ta osoba dokonała i dodatkowo występują inne czynniki, które to potwierdzają, to wtedy przyjmujemy, że osoba jest niepoczytalna. Nie była zdolna do prawidłowej oceny sytuacji ze względu na chorobę. Istnieje także częściowa niepoczytalność. Czym różni się od całkowitej? - Osoba upośledzona umysłowo w zakresie pewnych działań jest zdolna doskonale się orientować i wie, co wolno a czego nie. Np. na niskim poziomie upośledzenia, zwanym ociężałością umysłową, człowiek ma świadomość, co robi i jest w pełni poczytalny. Ale osoba, której upośledzenie jest już większe, nie do końca rozumie wszystkie sprawy, zależności, czy wzajemne relacje, i o takim człowieku mówimy, że ma ograniczoną poczytalność. Co prawda, taka osoba wie, że czegoś nie wolno robić, ale na pewnym etapie nie jest w stanie się przed tym powstrzymać. Nie ma hamulców. Są także osoby sprawne intelektualnie, ale np. po poważnych urazach mózgu, które spowodowały zmiany charakterologiczne. Np. taka osoba łatwiej wpada w złość i nie kontroluje swoich emocji i afektów. Osoba taka jest ponadprzeciętnie skłonna do dokonywania czynów gwałtownych, w tym przestępczych, co powoduje znaczne ograniczenie jej zdolności do kierowania swoim postępowaniem w czasie ich dokonywania. Czy osoba uznana przez biegłych za chorą psychicznie może być jednocześnie poczytalna w chwili popełnienia zbrodni? - Teoretycznie może być tak, że osoba chora psychicznie dokonuje czynu zabronionego z innych pobudek niż te, które kierują nią jako osobą chorą. Przykładowo, osoba u której rozpoznano schizofrenię, przyłapuje swojego partnera na zdradzie i dokonuje zabójstwa z zemsty i w efekcie emocjonalnego wybuchu, napięcia afektywnego. Wtedy można przyjąć, że nie jest to związane z chorobą tylko z okolicznościami, które w jakimś sensie uzasadniają te działania. W takich sytuacjach należy podchodzić z dużą ostrożnością, na ile ta osoba chora psychicznie, może w pełni kierować swoimi dyspozycjami emocjonalnymi. Być może przez długotrwałą chorobę psychiczną cała struktura osobowości została zaburzona. Chorego psychicznie, który żyje w swoim świecie urojeń, można także namówić do popełnienia jakiegoś złego czynu, który w ogóle nie jest związany z jego światem chorobowym. Wtedy taka osoba może zostać namówiona np. do dokonania napadu. Choroba może też powodować, że chory łatwiej uzależnia się od otoczenia, łatwiej ulega wpływom, bo chce wyrównać niedostatki. Schizofrenicy są podatni na manipulację? - Nie ma bezpośredniego przełożenia, ale istnieje taka możliwość. Chociaż osoby, u których rozpoznano schizofrenię, często są bardziej opozycyjne i trudno od nich uzyskać zgodę na jakieś działania będące wbrew ich wyobrażeniom. A jeśli osoba manipulująca wzmacnia urojenie, chory łatwiej ulega takiemu wpływowi? - Oczywiście. Chory może sobie uroić, że wszyscy są przeciwko niemu, a znajduje się ktoś, kto chce to wykorzystać i mówi: "masz rację, to wszystko przez X, Y, lub Z, który wszystkim steruje". Wtedy można ukierunkować działania chorej osoby w złą stronę. A co w ogóle jest źródłem urojeń? Wszystko odbywa się w głowie chorego, czy decydujące są tutaj czynniki zewnętrzne? - Odpowiedź na to pytanie jest równoznaczna z uzyskaniem Nagrody Nobla (śmiech). Są różne szkoły. Niektórzy twierdzą, że tego się w ogóle nie da wytłumaczyć. Inni mówią, że to wszystko jest grą układów neuroprzekaźnikowych, które odpowiadają za nieprawidłową pracę obszaru mózgu, w którym powstają treści chorobowe. Kolejni szukają źródła w funkcjonowaniu receptorów. Są też czynniki zewnętrzne. Mózg funkcjonuje w warunkach homeostazy i musi mieć odpowiednią ilość bodźców wewnętrznych i zewnętrznych i istnieje możliwość wywołania psychozy schizofrenicznej poprzez deprywację sensoryczną. Czyli? - Należy zamknąć uczestnika eksperymentu w pomieszczeniu, w którym nie będą do niego docierały żadne bodźce wzrokowe, słuchowe i dotykowe. Podobno po kilkunastu godzinach większość ludzi wariuje, czyli zaczynają się pojawiać omamy, urojenia i zaczyna występować psychoza eksperymentalna, podobna do takiej, jaką się ma po zażyciu środków psychoaktywnych, np. LSD. Co się dzieje z osobą, która słyszy wyrok: niepoczytalny w chwili popełnienia zabójstwa? - Zostaje skierowana do ośrodka detencyjnego, czyli takiego ośrodka psychiatrycznego, który tym się różni od więzienia, że jest szpitalem psychiatrycznym. Jest wiele patologii związanych z tymi ośrodkami detencyjnymi, ale zasada jest taka, że co sześć miesięcy osadzona w takim miejscu osoba jest badana. Lekarze psychiatrzy piszą wówczas sprawozdanie dla sądu na temat stanu zdrowia pacjenta i sąd podejmuje decyzję, jaki jest dalszy los osoby badanej: kontynuowanie detencji w tych samych warunkach, zmiana stopnia zabezpieczenia czy też zwolnienie z detencji na rzecz kontynuowania leczenia w warunkach ambulatoryjnych. Czyli może ona w każdym momencie taki ośrodek opuścić? - Zdrowy rozsądek nakazuje, że osoba, która dokonała zabójstwa, a nie wiedziała, co robi, powinna być w takim ośrodku do końca życia. W praktyce tak nie jest. Jednak okresy pobytu takich osób w ośrodkach nie są krótkie. Ale przeważnie krótsze niż kara więzienia przewidziana dla osób poczytalnych? - Nie mam szczegółowych statystyk, ale czasem się zdarza, że po 8-10 latach taka osoba wychodzi z ośrodka. Z kolei w przypadku osób, które usłyszały wyrok o częściowej niepoczytalności, może to powodować złagodzenie wymiaru kary. Sprawcy może się więc opłacać "udawać wariata". - W jakimś sensie unika się pełnego wymiaru kary, ale trzeba też wziąć pod uwagę warunki. Istnieje różnica pomiędzy warunkami w zakładzie karnym, a szpitalu psychiatrycznym. Detencję odbywa się na różnych szczeblach zabezpieczenia. Istnieją specjalne ośrodki dla najbardziej niebezpiecznych pacjentów, tzw. ROPS-y, w których jest wzmocniony poziom zabezpieczenia. I są ośrodki, gdzie poziom zabezpieczenia jest już mniejszy i jedynie salowa pilnuje porządku. To jest dla osób "na wyjściu", czyli takich, które już nie ujawniają zaburzeń psychicznych. Udawanie osoby chorej psychicznie przed biegłymi psychiatrami jest w ogóle możliwe? - Nie mogę powiedzieć na 100 procent, że to jest niemożliwe, bo wkraczałbym w kompetencje Pana Boga, ale z pewnością jest to bardzo trudne. Dla normalnego człowieka jest niewygodnym życie w stanie szaleństwa. Poza tym, metody diagnostyczne są dość rozbudowane i na ocenę stanu zdrowia składa się wiele elementów. Nie bierze się pod uwagę tylko tego, co ten człowiek mówi, ale także co robi, co się z nim dzieje. Dlatego ważną częścią badania jest obserwacja sądowo-psychiatryczna. Wtedy taką osobę obserwuje się 24 godziny na dobę. Jeśli osadzony zachoruje w więzieniu, a następnie kończy mu się kara i wychodzi na wolność, jest on pod jakimkolwiek nadzorem? - W Polsce nie ma tak zorganizowanego systemu opieki nad osobami chorymi psychicznie. Taki system istnieje głównie w krajach skandynawskich czy Holandii. Tam, osoba, która popełniła przestępstwo i u której rozpoznano chorobę psychiczną, do końca życia pozostaje pod kontrolą ośrodków opieki. Nawet osoby chore psychiczne, które dokonały drobnego przestępstwa, starają się zataić swoją chorobę, by uniknąć takiego nadzoru. Dzięki tym działaniom recydywa jest znacznie rzadsza. W Polsce mamy tzw. ustawę o bestiach czyli o postępowaniu wobec osób z zaburzeniami psychicznymi stwarzających zagrożenie życia, zdrowia lub wolności seksualnej innych osób. Jak tłumaczył minister Ziobro, w przypadku Stefana W. ta ustawa nie mogła być zastosowana. Tylko osoby z niepsychotycznymi zaburzeniami kieruje się do specjalnych ośrodków. W. cierpiał na zaburzenia psychotyczne. Jaka jest różnica? - Zaburzenia niepsychotyczne to wszelkiego rodzaju zaburzenia osobowości, np. dewiacje seksualne. Ta ustawa jest jednak zaskarżona do Trybunału Sprawiedliwości. Ośrodek w Gostyninie, gdzie kieruje się tzw. bestie, przygotowano do izolowania i leczenia 18 osób. Obecnie przebywa ich tam wielokrotnie więcej. Założenia tej ustawy są złe czy sposób jej egzekwowania? - Prewencja społeczna to bardzo niebezpieczny mechanizm pod względem moralno - prawnym, każdy może czuć się zagrożony umieszczeniem w takim ośrodku w przypadku konfliktu z otoczeniem. Zdarzały się przypadki odmowy skierowania do tego ośrodka osób wskazywanych przez dyrektorów zakładów karnych z powodu braku akceptacji przez sądy argumentów kierującego. Ale co z najbardziej niebezpiecznymi osobami? W Gostyninie przebywa też "Wampir z Bytowa", którego sam pan badał. Wyobraża go pan sobie na wolności? - "Wampir" akurat wprost grozi i mówi, że będzie zabijał. Takim osobom można wznowić proces. Pod koniec odbywania kary należy je zbadać i dojść do wniosku, czy mogą przebywać na wolności czy nie. Zresztą "Wampir" na wstępie powinien był dostać dożywocie. Tak się nie stało jedynie ze względu na amnestię. Ustawa o bestiach była stworzona właśnie dla tych 18 przestępców, których objęła amnestia. Jak więc skutecznie chronić społeczeństwo przed osobami zaburzonymi psychicznie, które po odbyciu kary wychodzą na wolność? Może system skandynawski z mocnym nadzorem to rozwiązanie? - Mógłby się sprawdzić, ale jest on diabelnie drogi. Już utrzymywanie ludzi w ośrodkach psychiatrii sądowej przez kilkanaście lat generuje spore koszty. Podstawowa kwestia jest taka, że osoby chore psychiczne nie powinny przebywać w zakładach karnych, lecz w szpitalach psychiatrycznych. Jeśli ktoś został uznany za osobę niepoczytalną, powinien być odpowiednio długo detencjonowany. A detencje powinny być orzekane w istotnych przypadkach. Należy rozróżnić niebezpieczeństwo wynikające z przebywania na wolności chorego ze względu na skłonność do pewnego rodzaju zachowań od jego uciążliwości dla systemu.