Frank Westerman: El Negro, wypchany człowiek, stał się symbolem
- El Negro, człowiek, którego zwłoki wykradziono z grobu gdzieś w Afryce, następnie poddano taksydermii i wysłano statkiem do Europy, najwięcej mówi nie o Afryce, ale o nas, Europejczykach. Zrozumiałem, że nie patrzę tylko na nieszczęśnika, który 150 lat temu został wypchany, ale p na symbol - opowiada Frank Westerman, autor książki "El Negro i ja".
Katarzyna Pruszkowska: W połowie lat 80., podczas jednej ze studenckich wypraw, dotarłeś do Banyoles, niewielkiego hiszpańskiego miasteczka na północy Katalonii. To tam po raz pierwszy zobaczyłeś El Negro. Pamiętasz, co wtedy poczułeś?
Frank Westerman: - Najpierw niedowierzanie. Po przyjeździe do Banyoles słyszałem małą dziewczynkę, która mówiła: "pewnie przyjechał tu zobaczyć el Negrito". Nie zrozumiałem. Dopiero w lokalnym muzeum Historii Naturalnej dowiedziałem się, kim on jest. Po obejrzeniu całej ekspozycji, wszystkich dzikich zwierząt, trafiłem do sali podpisanej "el hombre" (hiszp. człowiek), całej wyłożonej czaszkami. Pośrodku stała szklana gablota, a w niej El Negro, wypchany człowiek.
- Potem pojawił się wstyd. Byłem młody, więc nie do końca wiedziałem, dlaczego to uczucie jest takie silne. Wiedziałem tylko, że wystawienie tego człowieka na pokaz było czymś złym. W 1983 roku miałem przed sobą XIX-wieczny relikt, który przetrwał XX wiek. Od razu pomyślałem, że odwrotna sytuacja nigdy nie mogłaby mieć miejsca. Że w żadnym małym afrykańskim muzeum nie znajdziemy wypchanego przedstawiciela białej rasy stojącego między dzikimi zwierzętami. Oczywiście od razu chciałem dowiedzieć się, kim jest ten człowiek. Dlaczego nie ma imienia? Skąd pochodzi? Na tabliczce na gablocie znalazłem napis: "Buszmen z Kalahari". Ludzi mówili o nim "El Negro" (hiszp. czarny). I to wszystko.
Muzeum odwiedziłeś w 1983 roku, książkę napisałeś 20 lat później. Dlaczego?
- Potrzebowałem tego czasu, żeby zrozumieć, że El Negro, człowiek, którego zwłoki wykradziono z grobu gdzieś w Afryce, następnie poddano taksydermii i wysłano statkiem do Europy, najwięcej mówi nie o Afryce, ale o nas, Europejczykach. Zrozumiałem, że nie patrzę tylko na nieszczęśnika, który 150 lat temu został wypchany, ale patrzę na symbol.
- Oglądałem kiedyś w TV Katalonia materiał o muzeum w Banyoles. Do sali, gdzie znajdował się El Negro, weszły dzieci, a ich nauczyciel powiedział: "patrzycie właśnie na przedstawiciela czarnej rasy". Ten wypchany człowiek nie był już jednostką. To tak, jak wasz Grób Nieznanego Żołnierza. Nazwa jest pojedyncza, ale on reprezentuje wszystkich żołnierzy, którzy polegli w walce i których los jest nieznany. Dla ludzi, którzy odwiedzali to muzeum, a wcześniej oglądali go na innych wystawach, El Negro się przedstawicielem wszystkich czarnych ludzi.
- Zrozumiałem wtedy, że prześledzenie jego losów pozwoli mi zajrzeć w przeszłość i zobaczyć, jak w ciągu tych 150 lat El Negro był postrzegany. Te informacje niewiele mówiły o nim samym, ale o nas, Europejczykach, już tak. Praca przypominała trochę pracę geologów, którzy, na podstawie niewielkiej próbki ziemi sprzed milionów lat, mogą wiele powiedzieć o tym, jak wyglądało wtedy życie na naszej planecie. Dla mnie taką próbką był "El Negro".
- Przez lata był przesuwany jak figurka na szachownicy: z Afryki do Paryża, z Paryża do Barcelony, z Barcelony do Banyoles, z Banyoles z powrotem do Botswany. To trwało niemal dwa stulecia i za każdym razem El Negro reprezentował coś innego. W końcu został pochowany w Botswanie, z której raczej nie pochodził. Był z okolic, które dziś nazywamy Południową Afryką. Jego miejsce pochówku jest opuszczone i zaniedbane.
Zacznijmy od początku: Kiedy i jak El Negro trafił do Europy?
- W Europie, a konkretniej - w Paryżu, znalazł się dzięki dwóm braciom, którzy, na zlecenie Muzeów Historii Naturalnej, zajmowali się sprowadzaniem z Afryki wypchanych zwierząt. W 1840 roku statkiem, którzy przewoził nowe zamówienia, przypłynął także El Negro. Dotarłem do niewielkiego wycinka z gazety, w którym braci nazywano bohaterami, bo "z narażeniem życia" wykradli zwłoki El Negro z pilnowanego przez rodzinę grobu.
- Prawie 50 lat później, w 1888 roku, El Negro znalazł się wśród eksponatów znajdujących się na Wystawie Światowej w Barcelonie. To tam zmieniono mu ubranie, co jest kolejnym dowodem na to, że El Negro najwięcej mówił o Europejczykach. Jeszcze w Paryżu jego biodra były opasane sznurkiem, ale w Hiszpanii założono mu spódniczkę. Dlaczego? Żeby był bardziej "skromny", chociaż w swoim kraju nie musiałby taki być. Ale ubrano go tak, jak powinien wyglądać zdaniem katolickich obywateli XX-wiecznej Barcelony. Zresztą to nie była jedyna ingerencja w jego wygląd. El Negro został kiedyś wypastowany czarną pasta do butów. W końcu ludzi przychodzili obejrzeć czarnego człowieka. A że nie był wystarczająco czarny, ludzie zadbali, żeby się taki stał.
- Z Barcelony trafił do muzeum w Banyoles, a o ekspozycji w sali "el hombre" zrobiło się głośno w 1992 roku, w trakcie Letnich Igrzysk Olimpijskich, które odbywały się w Barcelonie i okolicach. Wszyscy zaczęli interesować się tym, jak to możliwe, że w Banyoles jest wypchany człowiek. W XXI wieku! Do miasta mieli przyjechać atleci z całego świata i zobaczyć El Negro. Dyskusje toczyły się w CNN, w japońskiej telewizji, Kofi Annan grzmiał, że El Negro to pozostałość barbarzyńskiej przeszłości i powinien zostać natychmiast usunięty. Przynajmniej z wystawy.
Na usuniecie nie chcieli się jednak zgodzić mieszkańcy Banyoles. Dlaczego?
- Ponieważ El Negro stał ważnym elementem walki o tożsamość narodową Katalonii. Katalończycy zawsze podkreślali swoją odrębność, mieli swój język, swoją kulturę. Więc kiedy zaczęto na nich naciskać, że powinni usunąć El Negro z wystawy, powiedzieli: "chwila, on jest nasz, więc nie mówicie nam, co mamy robić, bo to my tu ustalamy zasady". W ten sposób El Negro stał się maskotką w walce o większą autonomię. To było niesamowite. Zrobiono przypinki z jego profilem i napisem "On zostaje", produkowano czekoladki z jego podobizną, w karnawale na głównym placu miasta pojawili się ludzie przebrani za El Negro.
Kustoszka muzeum absolutnie nie chciała zgodzić się na zamkniecie wystawy. Powiedziałbyś, że była rasistką?
- Nie, nie sądzę. Po prostu nie dostrzegała tej sprzeczności, o której już mówiłem: że wystawienie ciała białego człowieka w Egipcie byłoby niewłaściwie i wywołałoby słuszne oburzenie, a trzymanie El Negro w muzeum w Banyoles było postrzegane jako coś słusznego. W końcu zaproponowano, żeby El Negro został w muzeum, które chciano przemianować na Muzeum Kolonializmu. Wtedy wystawienie tego człowieka mogłoby mieć sens, bo pokazywałoby, do czego zdolni byli Europejczycy. Ja zrozumiałem jej intencje, to byłby bardzo mocny przekaz. I potrzebny, zwłaszcza teraz, kiedy tak wiele krajów mierzy się z tematem uchodźców.
- Myślę, że spojrzenie na El Negro i zdanie sobie pytania "co czujesz?" dobrze pokazuje, jak traktujemy innych. Czy uważasz, że osoba, która spreparowała El Negro była bohaterem, tak jak uważali XIX-wieczni Paryżanie? Czy widzisz wypchanego człowieka, pamiątkę bolesnej przeszłości, która powinna być usunięta w wystawy, tak jak Kofi Annan? Nieustannie spotykamy się z "innymi", nasza własna tożsamość jest przez nich definiowana. Mówiąc "jestem z północy" mówię "różnię się od tych z południa", mówiąc "jestem katolikiem" mówię zarazem, kim nie jestem i kogo uważam za "innego". O tym, jak traktuje się "innego", "obcego" pisał już Kapuściński. W tym przypadku "obcym" był bezimienny czarny człowiek. To, jak go traktowano, pokazywało, kim byli otaczający go żywi ludzi.