Katarzyna Pruszkowska: Dlaczego śluby w społeczności amiszów starego zakonu odbywają się wyłącznie jesienią? Dagna Dejna: - Dlatego, że wtedy jest najmniej pracy w polu. Czyli jest więcej czasu na zorganizowanie uroczystości i wesela? - Nie, nie organizuje się żadnych przyjęć. Samego ślubu również nie nazwałabym "uroczystością". Rodziny gromadzą się w domu najstarszego mężczyzny w społeczności, który udziela młodym ślubu. Po wszystkim państwo młodzi i goście jedzą wspólnie obiad. To takie skromne przyjęcie weselne? - Raczej nie. Podaje się bardzo proste jedzenie, może odrobinę lepsze od tego, które amisze jedzą na co dzień. Granie na instrumentach i słuchanie muzyki jest zabronione, więc nie ma też mowy o tańcach. Po prostu wszyscy jedzą, a później się rozchodzą do domów. To bardzo rodzinna, cicha uroczystość. Jak w dniu ślubu wygląda panna młoda? - Niczym się nie wyróżnia. Amisze są bardzo praktyczni, więc nie szyją ślubnych ubrań, które włożyliby tylko raz. Nie ma też obrączek ani żadnej innej biżuterii. Nawet guziki i zamki błyskawiczne zostały uznane za niepotrzebne, więc poszczególne części garderoby się związuje. Amiszki nie noszą żadnych ozdób? - Żadnych. Byłam tym zdziwiona, a w literaturze trafiałam na wiele wyjaśnień: że noszenie biżuterii obraża Boga, że błyskotki nie są pożyteczne... Myślę, że to ma niewiele wspólnego z religią, raczej z tradycją. Amiszki z ciekawością oglądały moją biżuterię - kolczyki, bransoletkę i pierścionki, ale nie zachwycały się nią. Oczywiście pytałam, dlaczego nie noszą ozdób. Odpowiedziały mi zdaniem, które słyszałam tam wielokrotnie: "Because I'm Amish". Amiszki mówią: "Moja babcia nie nosiła biżuterii, mama też nie. Więc dlaczego ja miałabym nosić?". Jak wygląda życie niezamężnych amiszek? - Od wczesnego dzieciństwa są przysposabiane do ról, które będą pełniły w dorosłym życiu. Małe dziewczynki są klonami swoich matek - noszą takie same sukienki i fartuszki, upinają takie same koczki i zakrywają włosy. Już 4-5 latki pomagają w domu i opiekują się młodszym rodzeństwem. 4-latki? - Tak, tam to jest zupełnie normalne. Normą jest posiadanie dziesięciorga dzieci, a kobiety nie tylko dbają o dom, ale także pracują w gospodarstwie. Nie mają czasu na opiekę nad dziećmi, więc robi to rodzeństwo. Czy amiszki mogą pracować zawodowo poza swoją społecznością? - Ani amiszki, ani amisze. Niezamężne kobiety mogą uczyć w szkole, ale nigdy nie trwa to długo, bo bardzo wcześnie wychodzą za mąż. Często jest więc tak, że tegoroczne absolwentki zostają przyszłorocznymi nauczycielkami. To bardzo prestiżowa funkcja, nauczycielki są bardzo szanowane. "Wychodzą za mąż bardzo wcześnie". Jak wcześnie? - Około 16. roku życia zaczynają myśleć o ślubie, o dzieciach. Niezamężne 25-latki są już uważane za stare panny, które nie mają szans na znalezienie męża. Kiedy z nimi mieszkałam miałam 27 lat. Gospodarze pytali mnie, czy mój mąż zgodził się na wyjazd, mówili, że to pewnie zły człowiek, skoro puścił mnie samą tak daleko. Kiedy mówiłam, że nie mam męża, myśleli, że jestem na coś chora i mi współczuli. Zresztą nie wiem czy oni w ogóle uwierzyli, że można mieć 27 lat i jeszcze nie być mężatką. Małżeństwa są aranżowane? - Nie. Kiedy dziewczęta i chłopcy kończą 16 lat, otrzymują milczącą zgodę na spotykanie się. Takie spotkania odbywają się w przerwach nabożeństw - młodzi mogą się zapoznać i przez chwilę porozmawiać. Raz w miesiącu organizowane jest duże nabożeństwo, wtedy rodzice przygotowują lepsze posiłki i w przerwach na jedzenie młodzież może spędzić ze sobą więcej czasu. Jeśli jakaś para "ma się ku sobie", chłopak zaczyna odwiedzać dziewczynę. Oczywiście, ani na chwilę nie mogą zostać sami, więc najczęściej siedzą w kuchni, razem z całą rodziną. - Bywa jednak i tak, że na spotkaniach dziewczynom nie udaje się spotkać nikogo interesującego. Wtedy matki, ciotki i babki zaczynają same rozglądać się za odpowiednim kandydatem. Wygląda to mniej więcej tak: "Słuchaj, tam u sąsiada mieszka dobry chłopak, Jakub. Przyjdzie jutro do nas, przygotuj się". To nie jest aranżowanie, raczej swaty, bo nikt nikogo nie zmusza do małżeństwa. Amiszki wychodzą za mąż "z miłości"? - Zadałam to pytanie niejednej z nich. Pytałam czy kochają mężów. Mówiły: "miłość przychodzi z czasem", "miłość nie jest konieczna" albo "mój mąż jest bardzo dobrym człowiekiem". Mam wrażenie, że kult miłości romantycznej, w którym my się wychowałyśmy, jest im obcy. Zresztą nic dziwnego, bywa i tak, że od poznania się do ślubu mija miesiąc. Z pani książki wiem, że seks przed ślubem jest tam zakazany. Zdarza się, że młodzież łamie tę zasadę? - Nie ma odstępstwa od tej reguły, zresztą - byłoby ciężko. Tam wszyscy wszystko o sobie wiedzą, młodzi nie mogą spędzać czasu bez nadzoru, rodzice wiedzą, gdzie w danym momencie powinny być ich dzieci - w kuchni, w stajni, w polu. Poza tym okres narzeczeństwa trwa czasem kilka tygodni, to niedługo, można zaczekać. - Słyszałam oczywiście opowieści o młodych ludziach, którzy współżyli przed ślubem, ale to zawsze były historie dotyczące innych, mniej konserwatywnych zborów. Seksualność jest tematem tabu. Sypialnia jest jedynym pomieszczeniem, do którego drzwi są zawsze zamknięte, a damskiej bielizny (majtek, bo amiszki nie noszą biustonoszy), nie suszy się na świeżym powietrzu, żeby nikt nie mógł jej zobaczyć. Skąd młode dziewczęta mogą dowiedzieć się czegoś o swojej seksualności? Rozmawiają o niej w szkole? - Absolutnie nie. Dzieci w szkole uczą się podstaw angielskiego i niemieckiego, pisania, czytania, liczenia. Amisze uważają, że nie jest koniecznie uczenie się czegoś, co nie przyda się w pracy w gospodarstwie, nie ma więc mowy o biologii, historii czy geografii. "Uczą się podstaw angielskiego i niemieckiego"... A w jakim języku porozumiewają się amisze? - Mówią językiem Pennsylvania Dutch, który jest połączeniem niemieckiego, angielskiego i różnych dialektów. Do 8. roku życia, czyli do rozpoczęcia szkoły, dzieci nie znają innych języków, co w pewien sposób chroni je przed wpływami z zewnątrz, bo Pennsylvania Dutch nie został spisany - porozumiewają się nim i rozumieją go wyłącznie amisze. W takim razie kto rozmawia z dziewczętami o menstruacji, współżyciu, płodności? - Kiedy dziewczyna jest już zaręczona i zbliża się jej ślub, rozmawia o "tych sprawach" z matką - to takie ich "nauki przedmałżeńskie". Ale to muszą być bardzo podstawowe informacje, bo amiszki nie stosują żadnej antykoncepcji, nie mają pojęcia o tym, jak funkcjonuje cykl miesiączkowy, ani kiedy mają dni płodne. One zresztą miesiączkują bardzo nieregularnie, ponieważ ciężko pracują i niewiele jedzą. Sądzę, że nie orientują się nawet w mechanizmie zapłodnienia. Między innymi dlatego populacja amiszów tak szybko rośnie. - To prawda. Jak już mówiłam, dziesięcioro dzieci w rodzinie to norma. Wszystkie zachodnie kraje mają problemy z demografią, amisze - żadnych. Borykają się za to z innym problemem. Cały czas rozmawiamy o amiszach starego zakonu, którzy nie przyjmują konwertytów, więc nie ma u nich napływu świeżej krwi. Co prawda kazirodztwo jest tam tabu, ale śluby z kuzynami w pierwszej linii są dozwolone. Jednym ze skutków jest bezpłodność. Jaki jest ich stosunek do bezpłodności? Np. dla ortodoksyjnych Żydówek bezpłodność to tragedia, która jest podstawą do rozwodu. - Dla amiszów to nie jest tragedia, bo to dość powszechne zjawisko. Nie uważają, że to kara za grzechy, a radzą sobie z problemem bardzo łatwo: po prostu bezpłodne pary adoptują dzieci swoich krewnych. Małżonkowie najpierw przez dwa-trzy lata starają się o własne dzieci, a później z pomocą przychodzi im rodzina, najczęściej rodzeństwo, które oddaje im nowo narodzone dzieci. Oczywiście, nie są to oficjalne adopcje, nie ma na to dokumentów. Dzieci wiedzą, że zostały adoptowane czy ukrywa się to przed nimi? - Oczywiście, wiedzą, że wychowuje je jedna mama, a urodziła druga. Nie ma z tym problemów, bo - jak powiedziałam - to się dość często zdarza. Na szczęście dla amiszów liczba bezpłodnych par od lat utrzymuje się na tym samym poziomie, nie rośnie. Amisze nie korzystają z opieki medycznej. Czy nie ma wyjątków, żeby np. przeprowadzić diagnostykę bezpłodnej pary? - To kolejna zasada, od której nie ma żadnych wyjątków. Amisze mają swoich znachorów, którzy zajmują się ziołolecznictwem, są też akuszerki, które pomagają podczas porodów. Np. komplikacji okołoporodowych jest sporo, umierają matki i noworodki. W ich społecznościach kobiety pracują przez całą ciążę, często nawet w 9. miesiącu, więc są osłabione. Ale nie zdarza się, żeby do kobiety lub dziecka, z którymi dzieje się coś niedobrego, została wezwana profesjonalna pomoc. - Amisze nie stosują też żadnych witamin, lekarstw, antybiotyków. Jeśli są zdenerwowani - piją melisę. Jeśli amiszki cierpią z powodu bólu menstruacyjnego - piją napar z szałwii, który, jak miałam się okazję przekonać, wcale nie działa. Na co umierają? - Możemy się tylko domyślać, bo to zamknięta społeczność, która nie rejestruje narodzin i zgonów. Najwięcej ludzi ginie wskutek wypadków przy pracy, bo praca w polu jest bardzo niebezpieczna. Sporo kobiet umiera w połogu, a noworodków po porodach. - Pytałam moich gospodarzy, szczególnie po wizycie na cmentarzu, na co umarł ten czy inny człowiek. Mówili mi: "na kaszel" albo "brzuch go bolał". Nie diagnozują chorób, więc nie wiedzą. A jeśli umrze starszy człowiek, to mówią "umarł ze starości". Średnia życia amiszów jest krótsza niż nasza, mężczyźni żyją przeciętnie 63 lata, kobiety trochę dłużej. W wieku 45 lat nie mają już zębów, wyglądają na starszych niż w rzeczywistości. Dlaczego tak wcześnie tracą zęby? - Myślę, że z powodu złego odżywiania i braku higieny. Domy amiszów są dalekie od sterylności, jest w nich po prostu brudno, a oni sami nie przywiązują do tego zbyt wielkiej wagi. Kąpią się raz na tydzień, w sobotę, a mówiąc "kapią się" mam na myśli umycie całego ciała w misce wielkości laptopa. - Na co dzień po pracy myją ręce i twarze. Nie używają szamponów, kremów, pasty do zębów. Myją się mydłem. Podczas mojego pobytu nie chciałam sprawiać kłopotów, więc też myłam się raz na tydzień, co było dla mnie jednym z większych wyzwań podczas mojego pobytu tam. A jak kobiety radzą sobie podczas menstruacji? - Czy kąpią się wtedy częściej, nie wiem. Podczas miesiączki używają materiałowych podkładów wielorazowego użytku i mniej pracują, bo nie mogą jeść środków przeciwbólowych i nie są tak efektywne jak na co dzień. Wiem, że nie współżyją podczas menstruacji, ale nie dlatego, że kobieta jest wtedy nieczysta, jak u wspomnianych przez panią Żydówek, ale ze względów praktycznych: "bo ubrudzi się pościel"... Przed chrztem amisze mogą bez konsekwencji opuścić wspólnotę i zobaczyć, jak żyje się w tym "obcym" świecie. Jak wielu młodych ludzi korzysta z tego prawa? - Akurat w tym przypadku dysponujemy konkretnymi danymi. Na odejście decyduje się ok. 2-3 proc. młodych ludzi, z czego większość (ok. 95 proc.) wraca do wspólnoty po trzech dniach. To mnie nie dziwi, bo oni nie są przygotowani do życia "na zewnątrz" wspólnoty: nie umieją korzystać z komunikacji miejskiej, sklepów. Boją się. Im się przez całe życie powtarza, że wszystko, co jest na zewnątrz, jest złe i prowadzi do grzechu, a więc uniemożliwia zbawienie. Amisze powtarzają: "patrząc na zło uczestniczysz w nim". To ciekawe zjawisko, ale naprawdę skrajnie marginalne. Amisze mogą spróbować życia "poza", ale nie przyjmują do siebie konwertytów. Dlaczego? - Amisze starego zakonu nie przyjmują, bo uważają, że amiszem trzeba się urodzić, nie można się nim stać. Ale są inne wspólnoty, np. Beachy Amish, którzy przyjmują nowych członków. Ale to amisze znacznie bardziej liberalni. Mieszkałam u nich przez chwilę i nie czułam się tam za dobrze. Dlaczego? - M.in. dlatego, że członkiem ich wspólnoty może zostać każdy. Oni przyciągają najczęściej dziwaków, odszczepieńców, ludzi niedostosowanych społecznie, takich, którym się nie powiodło, a także byłych więźniów, którzy po latach spędzonych za kratami nie umieją się odnaleźć we współczesnym świecie. Dlatego nigdy nie wiadomo, kto był kim przed dołączeniem do wspólnoty. Nie ma tam jasnych reguł, wszystko jest zmienne, płynne. - U amiszów starego zakonu jest inaczej - tam wszyscy się znają, a reguły są jasne, znane wszystkim i nieprzekraczalne. Mąż nie zdradza żony, żona męża. Dzieci słuchają rodziców - nie słyszałam, żeby któreś z nich kiedykolwiek okazało nieposłuszeństwo. Z jednej strony panuje dyscyplina, z drugiej widać, że wszyscy się bardzo o siebie troszczą. - "Moi" amisze niechętnie odnoszą się do tych bardziej liberalnych wspólnot, lepiej traktują nie-amiszów niż tamtych, mają ich za "udawaczy", ludzi nieprzewidywalnych, takich, którzy odeszli. Ich życie może wydawać się nam dziwne, ale ta pewność, że nic się nigdy nie zmieni, dawała mi spore poczucie bezpieczeństwa. Im zapewne też. ----- Dr Dagna Dejna - adiunkt na Wydziale Nauk Pedagogicznych UMK w Toruniu, członek Zespołu Monitorowania Zmian w Kulturze i Edukacji - accept.umk.pl. Autorka dwóch książek i wielu artykułów naukowych. Jest, jak sama się określa, "badaczką o skłonnościach motoryzacyjnych".