Wymiana elit: Histeria przyzwyczajonych do dominacji notabli
- Głos elit to dziś głos wołającego na puszczy. Traktowany jest jako histeria przyzwyczajonych do dominacji notabli, którym odebrano realny wpływ na decydowanie o tym, co jest i nie jest pożądane - mówi w rozmowie z Interią doktor Łukasz Młyńczyk, zastępca Dyrektora Instytutu Politologii Uniwersytetu Zielonogórskiego.
Katarzyna Krawczyk, Interia: Czy trend "skrętu w prawo", który obserwujemy dziś na całym świecie, może się odwrócić?
- Trudno jednoznacznie wskazać, jakie okoliczności mogłyby przesądzić o odwróceniu się tendencji do "skrętu w prawo". Musimy sobie jednak uzmysłowić skalę oczekiwań społeczeństw, które przez lata czuły się instrumentalnie traktowane przez elity. Dążenie do republikańskiej wersji demokracji ma charakter zdecydowanie masowy. Społeczeństwa nie tyle się radykalizują, ile zaczynają sięgać do korzeni, do odkrywania w sobie tego, co polityczne.
- Ten potencjał do upolitycznienia własnego życia jest zależny od możliwości zdefiniowania ewentualnych korzyści. Widać wyraźnie, że wiele środowisk odkryło znaczenie komunikowania masowego, zwłaszcza w dobie rozwoju mediów społecznościowych. Wydaje się, że tego fenomenu nie rozumie nawet lider na tym rynku, to znaczy Facebook, próbujący reglamentować dyskurs i stosować cenzurę prewencyjną.
Jak się okazuje, chyba nie do końca trafioną.
- W takim wydaniu staje się to przeciwskuteczne. Głos elit to dziś głos wołającego na puszczy. Traktowany jest jako histeria przyzwyczajonych do dominacji notabli, którym odebrano realny wpływ na decydowanie o tym, co jest i nie jest pożądane w codziennej, społecznej komunikacji. Świat zachodni mocno odnosi się dziś do wartości konserwatywnych, wspierając republikański model rzeczywistości.
- Masy zdały sobie sprawę, że establishment zabezpieczał jedynie własne interesy, nie dając żadnej gwarancji na niewielką choćby obronę wartości, które część tradycyjnych społeczeństw traktowało pryncypialnie. Obecnie gra toczy się o odzyskiwanie przestrzeni publicznej, którą starano się budować przy pomocy uniwersalnych, jak się wydawało, kodów. Problem, że jedynym ich przesłaniem miał być niekonfrontacyjny model rzeczywistości społecznej, ze ściśle wydzielonymi strefami wpływów.
Model raczej niemożliwy do utworzenia?
- Widać to choćby na przykładzie ruchów mniejszościowych, które błędnie założyły, że w polityce istnieją tzw. strefy neutralne, a więc przestrzenie, które dają się bezpiecznie zagospodarować, a do których inni nie mają dostępu. Miejsca, gdzie nie toczy się walka o znaczenie, lecz można prezentować jeden kanon zasad. Teraz już wiemy, że takich miejsc w zasadzie nie ma, bo w naszym świecie niemal wszystko podlega rynkowej konfrontacji.
- W polityce chodzi o to, aby zapanować nad całym podległym sobie środowiskiem, a każdy oddany jego fragment przybliża nasz ostateczny koniec. W ten sposób działały elity.
Skąd więc oburzenie elit, które przecież "zapracowały" sobie na taki stan rzeczy?
- Ich obecne oburzenie wynika albo z niezrozumienia tego faktu, albo z braku zgody na utratę dożywotnich wpływów. Zatem czy istnieją okoliczności, w jakich mógłby nastąpić odwrót od "skrętu w prawo"? Wszystko zależeć będzie od zdolności ludzi do porozumienia się w oparciu o chęć zabezpieczenia swoich bezpośrednich interesów. Chodzi o to, że poszczególne narodowe konserwatyzmy nie muszą się na jakimkolwiek poziomie sumować w polityczną całość. Polityka polega bowiem przede wszystkim na tym, że jednoczymy się w relacji do kogoś/czegoś, co uznajemy za obiektywną przeszkodę dla naszego rozwoju.
Jakie są przeszkody dla społeczeństw zachodnich?
- Nie ma uniwersalnych przeszkód, dlatego bardziej prawdopodobny jest scenariusz pluralizmu oczekiwań, niż ich uniwersalizmu. Problem polega na tym, czy bylibyśmy zdolni do takiego funkcjonowania bez użycia ostatecznych narzędzi w postaci walki i wojny. Nie oznacza to oczywiście, że nowa awangarda polityczna nie byłaby nam potrzebna, jeśli jednak zdolna byłaby do wyeliminowania błędów, które popełniały dotychczasowe elity.