Zacznijmy jednak od początku. Do prokuratora Wilka zgłasza się młody mężczyzna. Chce wnieść oskarżenie, ale pamięta tylko inicjał imienia lub nazwiska księdza, który go kiedyś wykorzystał. Właściwie nie pamięta nic poza tym, że ktoś go skrzywdził i zabrał kilkanaście lat jego życia. Prokurator odmawia wszczęcia śledztwa z powodu przedawnienia, jednak sprawa nie daje mu spokoju. Dodatkowo pokrzywdzony mężczyzna zdaje się mieć w sobie niebezpieczną determinację... Tymczasem w mieście ktoś napada na księży chodzących po kolędzie, a dzięki wnikliwej analizie pani doktor Andżeliki Kumańskiej, udaje się ustalić, że z naniesionych na mapę punktów napadów układa się... pentagram. Kto i po co napada na księży? Czy sprawy są ze sobą powiązane? W jaki sposób? Dlaczego ktoś, kto był molestowany przez księdza czekał tyle lat, aby domagać się sprawiedliwości? To pytania, jakie na samym początku lektury stawia sobie czytelnik. A to dopiero początek. Misternie utkana intryga ma swój punkt kulminacyjny w małej miejscowości - Kraniec. Jednak rolę tej mieściny pozostawiam do rozwikłania czytelnikowi. Nie da się jednak ukryć, że odkąd PM Nowak decyduje się na przeniesienie akcji na tę małą wieś, tętno czytelnika rośnie z każdą przewracaną kartką i nie słabnie aż do samego końca, a wyobraźnia produkuje tak wiele obrazów, że nie sposób za tym wszystkim nadążyć. Każdy bohater wprowadza swoje spojrzenie na sprawę, a czytelnik, próbując wybrać, kto ma rację, de facto zostaje w zawieszeniu i czyta, czekając na więcej informacji. Tak powinien być skonstruowany dobry kryminał. Mało tego - książkę Nowaka śmiało można przeczytać dwukrotnie, bo kiedy już wie się, co, jak i gdzie, nadaje to jej zupełnie innego sensu i znaczenia. Sama książka napisana jest dynamicznie, akcja się nie zawiesza, nie ma przestojów. Początek jest nieco nużący, jednak być może to właśnie tzw. cisza przed burzą. PM Nowak jest bardzo łaskawy dla swojego czytelnika. Sporo tez, jakie stawia on sobie w trakcie lektury, okazuje się prawdą. Autor jednak nie ułatwia sprawy i zaskakuje tam, gdzie w dobrej książce to najważniejsze - na samym końcu. Przyznaję, że kiedy przeczytałam, że jednym z głównych wątków książki ma być pedofilia w Kościele, przewróciłam oczami. To temat, który jest bardzo trudny, a nieumiejętne jego poruszenie może wywołać jedynie tanią sensację. Nowakowi udało się uniknąć patetyzmu i zbędnego filozofowania. Zbudował swoje postacie w taki sposób, że ani przez moment nie drażni nas poruszany temat. Książka jest przede wszystkim kryminałem i autor nawet na chwilę o tym nie zapomina. Nigdy nie byłam wielką fanką polskich kryminałów, zdarzało się, że brakowało mi w nich świeżości i polotu, przestały mnie zaskakiwać. Nie ukrywam, że teraz, dzięki postaci PM Nowaka, ponownie się im przyjrzę i zrobię to z nieskrywaną przyjemnością.