Trudno znaleźć kogoś, z kim można po prostu porozmawiać, a uzyskanie fachowej pomocy to już naprawdę skomplikowana sprawa. Trzeba mieć skierowanie, nierzadko młodzież z mniejszych miejscowości musiałaby się udać do innego miasta. To sprawia, że są grupy szczególnie wykluczone. Taka swobodna możliwość pojawia się, dopiero gdy trafi do szpitala, ale wtedy wypada z codziennego życia - mówi Kordian Kądziela, reżyser serialu "Mental".Karolina Olejak, Interia: Komedia o problemach psychologicznych nastolatków. Z czego tu się śmiać? Kordian Kądziela: - Pomysł przyszedł do mnie od Maćka Sowińskiego producenta, z którym już wcześniej pracowałem. Opowiedział o fińskim serialu, który w lekki sposób opowiada, o trudnym temacie. Dzięki temu przekaz trafia do szerokiego grona widzów. To właśnie mnie ujęło. Standardy opieki psychiatrycznej w Polsce znacznie odbiegają od Skandynawii. - Właśnie dlatego uznałem, że koniecznie musimy stworzyć polską wersję serialu. To nie było łatwe wyzwanie. Zarówno standardy opieki psychiatrycznej, jak i w ogóle podejście do tematu są zupełnie inne w naszym kraju. U nas wciąż wiele rzeczy jest tabu. Liczę, że pokazanie tego na ekranie, w lekkiej niekoniecznie dobijającej formie, sprawia, że łatwiej będzie go nam oswoić. Temat chorób psychicznych nie jest czymś odległym, one występują obok nas. Kłopoty mają nasi bliscy, znajomi, ich dzieci. Dzięki komediowej formie przestaniemy go łączyć tylko z mrocznymi, zamkniętymi oddziałami szpitala, a mamy szanse przyjąć, że sąsiad, który na co dzień nie daje tego po sobie poznać, też może mieć problem. Z drugiej strony nie jest jak w amerykańskich filmach i problemy nie rozwiązują się, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki? - Zależało nam, żeby mimo komediowej formy pokazać złożoność tych problemów. To bardzo często choroby, które zostają z nami na całe życie. Dobrze wiemy, że nie zawsze jest happy end. Moment też nie jest przypadkowy. Pandemia nasiliła ten problem, zwłaszcza wśród młodych - Pandemia była impulsem do zajęcia się tematem. Pomysł zrodził się w czasie lockdownu, kiedy sporo mówiło się o problemach młodych. Zwłaszcza dzieci, które nie chodziły do szkół. Jednak w samym serialu nie umieściliśmy wątku pandemii. Uznaliśmy, że ludzie są tak bardzo zmęczeni i sfrustrowani chorobą, że nie powinniśmy jeszcze bardziej ich nią przytłaczać. Wiedzieliśmy też, że temat jest uniwersalny i dzięki temu serial będzie żył dużej. Może dzięki temu też trudniej będzie w przyszłości zrzucić wszystko na pandemię. W końcu ona tylko wzmogła problem, który jest obecny od lat? - Według wszystkich statystyk pandemia bardzo pogorszyła kondycję psychiczną w różnych wymiarach. Rośnie liczba samobójstw, depresji, stanów lękowych. Izolacja przyspieszyła, to z czym i tak powinniśmy się skonfrontować dawno temu. Z jakimi problemami mierzą się bohaterowie serialu "Mental"? - To cztery bardzo różne historie. Bohaterowie walczą ze schizofrenią, chorobą afektywną dwubiegunową, z psychozami wywołanymi substancjami psychoaktywnymi. Czwarta bohaterka jednocześnie cierpi na depresje i bulimie. Ma problemy z emocjami, okalecza się, bo to pozwala jej dać im upust. Co człowiek, to historia, ale każdego coś do tych problemów doprowadziło. Jaka była geneza tych przypadków? - Dajemy w serialu różne wskazówki, które mają naprowadzić widza na to, co było przyczyną, punktem zapalnym tych zaburzeń. Pełen obraz trzeba sobie złożyć samemu, od nas wypływają tylko pewne tropy. Każdy z bohaterów wychowuje się w specyficznym środowisku. Widać to szczególnie w pierwszym, pilotażowym odcinku. Pokazujemy tam, jak wygląda ich życie codzienne, kontakt z rodzicami i rówieśnikami. Mamy sceny prześladowania w szkole, trudne relacje z opiekunami. Dwójka z bohaterów pochodzi z rozbitych rodzin. Jest też jeden odcinek, w którym odchodzimy od głównego wątku. Trafiamy na cały dzień do domu naszego bohatera i krok, po kroku śledzimy jego relacje z toksycznym ojcem. W tym domu występuje problem alkoholowy. Te małe puzzle pozwalają dotrzeć do tego, co czują ci młodzi ludzie. Coraz częściej mówi się o problemach nawet bardzo małych dzieci. Twoi bohaterowie to raczej nastolatkowie? - Najmłodszy to siedemnastolatek, najstarszy dwudziestopięciolatek. To nie przypadek. Akcja dzieje się na oddziale dla dorosłych. To nie jest oddział dziecięco-młodzieżowy. To ma pokazać inny, realny problem, czyli przepełnienie oddziałów adekwatnych do wieku pacjenta. Brak miejsc na odpowiednim oddziale to tylko wierzchołek góry lodowej. Zaraz pod nim odkrywamy, że opieka nie jest spersonalizowana, przez to metody leczenia nie zawsze są właściwie dobrane. - Szpitali jest za mało, a te oddziały, które funkcjonują, są przepełnione. To sprawia, że wszyscy, którzy mogą być wypchnięci na oddział dla dorosłych, właśnie tam są kierowani. Standardem jest długie oczekiwanie na łóżko. Wyjątkiem są naprawdę poważne przypadki, wtedy taki nastolatek przyjmowany jest z automatu. Wszystko jest organizowane chałupniczo. Tu dostawka, tam dodatkowe łóżko, w zbyt małej sali. Nie są to warunki pozwalające zachować komfort i prywatność. Ostatnie lata przyniosły trochę zmian i sytuacja poprawia się z roku na rok. To pozwala na lekki optymizm. Wciąż jednak jest naprawdę wiele do poprawy. Rośnie liczba łóżek, ale wraz z nią też chorych, więc to błędne koło. Ciężko nadążyć. Konsultowaliście scenariusz z lekarzami i pacjentami? - Przede wszystkim rozmawialiśmy z osobami, które same cierpiały lub wciąż cierpią na różnego rodzaju zaburzenia psychiczne. Kilka z tych motywów jest zawartych bezpośrednio w scenariuszu. Poza tym rozmawiałem z osobami, które były na oddziałach zamkniętych. Dzięki temu udało nam się poznać rytm życia w takim miejscu. Mieliśmy też konsultacje psychiatry. Chcieliśmy oddać naturę tych problemów, tak by nikt nie poczuł się urażony. Nie lepiej było zrobić dokument? - Na taki przyjdzie jeszcze czas. Uważam, że teraz więcej dobrego przyniesie w ogóle wprowadzenie Polaków w temat problemów psychiatrycznych. Obraz szpitala i oddziałów w serialu nie jest kolorowy, ale wciąż łagodniejszy niż wygląda to w rzeczywistości. Dokument zobaczyłyby osoby, które i tak siedzą w temacie. Dzięki powszechności docieramy do tych, którzy do tej pory nie chcieli, albo nie mieli szansy słyszeć o tym temacie. Mimo problemów to wciąż młodzi ludzie, komediowa formuła pozwala to podkreślić? - To serial nie tylko o problemach, ale także o przyjaźni. Jak wiemy, o nią najłatwiej w trudnych warunkach. Jest tam masa trudnych emocji, które jak uważam, zostały świetnie przez aktorów odegrane, ale mimo wszystko chcieliśmy pokazać to zjednoczenie. W problemach natury psychiatrycznej bliskość, towarzystwo i wsparcie rówieśników są niezwykle cenne. Ta akceptacja pojawia się na ekranie. Dorośli często formułują zarzut, że młodzi są mniej odporni psychicznie, niż oni byli. Spotkaliście się z takim stwierdzeniem? - Kontakt z dorosłymi bywa trudny. Starsze pokolenie bagatelizuje problemy psychologiczno-psychiatryczne. Spotkałem się z opiniami lekarzy, że nawet jeśli młodzi zdecydują się powiedzieć dorosłemu o swoich problemach, to bardzo często odbijają się od nich. Spotykają się z odpowiedzią w stylu: weź się w garść. To żadna pomoc. A bardziej fachowej opieki nie ma pod ręką? - Trudno znaleźć kogoś, z kim można po prostu porozmawiać, a uzyskanie fachowej pomocy to już naprawdę skomplikowana sprawa. Trzeba mieć skierowanie, nierzadko młodzież z mniejszych miejscowości musiałaby się udać do innego miasta. To sprawia, że są grupy szczególnie wykluczone. Taka swobodna możliwość pojawia się, dopiero gdy trafi do szpitala, ale wtedy wypada z codziennego życia. Może to jedyny ratunek. Tam nie ma oczekiwań, które cały świat na, stawia? - Tak, bardzo często pojawia się diagnoza, że młodzi ludzie mają dziś znacznie większą ekspozycję na nierealne wzorce i oczekiwania. Głównie za sprawą mediów społecznościowych. Z każdej strony są zalewani zdjęciami idealnego życia. Nawet zdrowy nastolatek miewa problemy z zaburzonym obrazem samego siebie, poczuciem braku pewności siebie. Te nierealistyczne obrazki tylko to pogłębiają. Ostatnio w wywiadzie dla Interii premier Morawiecki mówił, że psychiatria została dofinansowana dodatkowymi ponad 200 milionami złotych. Widać te pieniądze w systemie? - W ciągu pięciu ostatnich lat liczba psychiatrów dziecięcych wzrosła dwukrotnie, ale wciąż są województwa, gdzie nie ma ani jednego oddziału. System nie nadąża za statystykami. Z danych z grudnia 2021 roku wynika, że liczba prób samobójczych podjętych tylko przez dziewczynki, wzrosła dwukrotnie względem 2020 roku. Z opieką faktycznie jest coraz lepiej, ale potrzeby też rosną, stąd załatanie lat zaniedbań nie będzie proste. Po obejrzeniu serialu widz będzie wiedział, gdzie najlepiej zgłosić się po pomoc? - Zależało nam, żeby w serialu pokazać, że pomoc potrzebna jest na różnych etapach choroby. Czasem leczenie trwa lata albo całe życie. Po każdym odcinku serialu pojawia się informacja, gdzie zadzwonić, przyjść, napisać, by ją uzyskać.