Karolina Olejak, Interia: Aparat bezpieczeństwa został dobrze przygotowany do stanu wojennego? Grzegorz Wołk: - Jeśli chodzi o represjonowanie społeczeństwa, to oczywiście kluczową rolę pełniła Służba Bezpieczeństwa. Jednak podczas stanu wojennego towarzyszącą objęły jednostki wojskowe. W tym Wojskowa Służba Wewnętrzna. Od 13 grudnia zdecydowanie wzrosła też odpowiedzialność karna w związku z tym władze PRL próbowały odzyskać, zakłóconą solidarnościową rewolucją, sterowność sądów. W latach 80 prokuratura, a zwłaszcza sądy wybijały się pewną niezależność. Stan wojenny oznaczał konieczność powrotu do ich politycznej roli. Odzyskanie tej sterowności od sierpnia 1981 roku było zadaniem Kiszczaka. Miał przygotować służby do stanu wojennego? - Zmiany, które wprowadzał Czesław Kiszczak po objęciu stanowiska w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, ewidentnie były podyktowane przygotowaniami do operacji militarnej, jaką był stan wojenny. Najważniejszym zadaniem było przypilnowanie zwartości szeregów podległych mu służb. W połowie lat 80 milicjanci zaczęli tworzyć związki zawodowej i szukać pola do niezależności. Chcieli być klasyczną służbą policyjną, a nie polityczną, która ma represjonować społeczeństwo. Zadaniem Kiszczaka była pacyfikacja niepokornych. Po 13 grudnia faktycznie tak się stało. Milicjanci, którzy zakładali związki zawodowe przed stanem wojennym, zostali aresztowani, internowani i wyrzuceni ze służby. Takich problemów nie miał w Służbie Bezpieczeństwa. Historycy nie znają przykładów buntów w tej strukturze. Skąd ta różnica? Podejrzewam, że był to wynik skomplikowanej rekrutacji do tej formacji, w której najważniejszym elementem była wierność panującemu systemowi. Wprowadzenie stanu wojennego funkcjonariusze przyjęli poparciem. Ministerstwo odpowiadało również za przygotowanie infrastruktury dla niepokornych spoza służb - Dziś wiemy, że Kiszczak, przygotowując się od pacyfikacji Solidarności, miał świadomość, że do więzień trafi kilka lub kilkanaście tysięcy ludzi. Liczono, że w szczytowym momencie może być ich nawet 100 tysięcy. To była olbrzymia operacja logistyczna. Przed stanem wojennym powołano, więc nowe komórki np. Biuro Studiów, które miały specjalizować się w działaniach przeciwko podziemiu. Wielu ekspertów wciąż się dziwi, że po Karnawale Solidarności, który poprzedzał stan wojenny, udało się utrzymać taką zwartość służb. - To nie powinno dziwić w żaden sposób. Nabór do Służby Bezpieczeństwa był bardzo skomplikowaną procedurą. Ochotnicy przechodzili naprawdę poważne sito. Musieli być polecani przez służących już oficerów. Najlepiej jeśli mieli związki rodzinne np. rodziców w UB. To powodowało wzrost szans na przyjęcie w szeregi. Mocno prześwietlano poglądy takiej osoby. W latach 70 i 80 postawiono już na wykształcenie i merytoryczne przygotowanie funkcjonariuszy. Jednak najważniejsza wciąż pozostawała wierność systemowi. Dziś ciężko to sobie wyobrazić, ale z ich perspektywy Solidarność, używając języka marksistowskiego, była czymś na kształt kontrrewolucji. Ci ludzie po to służyli w SB, żeby zwalczać takie inicjatywy. Oczywiście zdarzały się przykłady, gdzie pojedyncze osoby sprzyjały opozycji, ale to była kropla w morzu. Historycy szeroko opisują niekompetencje funkcjonariuszy i nepotyzm, który trawił służby, a mimo wszystko 13 grudnia był logistycznie dobrze przygotowaną akcją. -Po pierwsze udało się ją utrzymać w niemal całkowicie w tajemnicy do końca. Do liderów Solidarności docierały tylko pojedyncze sygnały o mobilizacji wojsk, ruchach militarnych, sprowadzaniu sprzętu. Jednak do końca nie spodziewano się, że komuniści podejmą tak radykalne kroki. Po drugie jeśli popatrzymy na akcje aresztowań i przygotowania do internowań to większość osób faktycznie została ujęta w pierwszych dniach, a nawet godzinach stanu wojennego. To na pewno - dla rządzących - był duży plus operacji. Ostatecznie internowanych zostało około 10 tysięcy ludzi w tym większości mężczyzn. Kobiet było w tym gronie około tysiąca. Oczywiście istotny jest też najbardziej drastycznego element stanu wojennego, czyli siłowa pacyfikacja strajkujących zakładów np. kopalnia Wujek. Z perspektywy władzy stłumienie niemal wszystkich protestów w zarodku było ogromnym sukcesem. Gdy spojrzymy na styczeń 1982 roku, to niemal całkowicie zaprzestano takiej aktywności. W stanie wojennym zmieniono też sposoby rozpracowywania opozycji? - Różnica była zasadnicza, ponieważ do 13 grudnia 1981 roku Solidarność działała w sposób jawny. Aktywność związku, rekrutacja, wybieranie członków różnych gremiów mogła być powszechnie obserwowana. To ułatwiało SB prowadzenie działalności. Z drugiej strony spontaniczność i powszechność związku uniemożliwiała twarde wpływanie na proces decyzyjnych. Z dokumentów SB wiemy, że do wprowadzenia stanu wojennego służby miały minimalny wpływ na sterowność związku. Po 13 grudnia wszystko zeszło do podziemi i jakiekolwiek ujawnione spotkanie kończyło się aresztowaniami. W związku z tym działalność SB zaczęła przypominać klasyczną walkę kontrwywiadowczą. Zadaniem służby było ograniczenie odtwarzania struktury Solidarności w podziemiu, udaremnianie prób przemytu środków dla podziemia, materiałów drukarskich itp. Z perspektywy służb najważniejsze stało się pozyskanie agentów w podziemiu. Jednak i tu historycy są zgodni, że pomimo pojedynczych sukcesów ruch konspiracyjny pozostał praktycznie do końca niezależny i oddolny. Działania polskich służb różniły się znacząco od działań ich odpowiedników w innych państwach bloku? - Służby bratnich państw były do siebie podobne. Oceniamy to głównie w kontekście uzależnienia od KGB. Na tym tle SB funkcjonowała podobnie do służb czechosłowackich i węgierskich. Wyjątkiem było Stasi we wschodnich Niemczech, które w dużo większym stopniu było w stanie kontrolować społeczeństwo. Było również bardzo mocno powiązana ze służbami sowieckimi. To, co wyróżniało SB na tle innych służb to poziom i liczba opozycjonistów, z którymi walczyli. Karnawał solidarności spowodował, że polskie służby miały najtrudniejsze zadanie. Po 40 latach są jeszcze jakieś mity dotyczące stanu wojennego? - Duża część naszej historii jest zmitologizowana. W tym roku obchodzimy 40 rocznice wprowadzenia stanu wojennego. Dla osoby, która ma 16 lat to tak samo długi okres czasu jaki jego rówieśnika w momencie wprowadzaniu stanu wojennego, dzielił od zakończenia II wojny światowej. Ta mitologizacja postępuje w codziennych rozmowach. Jeśli chodzi o publikacje naukowe, które opisują stan wojenny mamy dobre pozycje we wszystkich możliwych obszarach. Mamy opracowania dotyczące sytuacji na arenie międzynarodowej, obozu władzy, Solidarności, internowań każde z tych tematów jest dobrze opracowany. Naukowych publikacji nikt nie czyta - Pól do tworzenia mitów związanych ze stanem wojennym jest teoretycznie coraz mniej. Nie zmienia to faktu, że obiegowe opinie wciąż bywają skrajne. Patrząc na wyniki badań, nie wywołuje tych samych ocen. Podział na zwolenników i przeciwników tej decyzji pozostaje wciąż silny. Te różnice wpisują się bardziej w aktualny podziały polityczne niż faktyczną ocenę historyczną. W dużej mierze dotyczą rozliczeń z komunizmem niż samego przebiegu stanu wojennego.