Justyna Mastalerz, Interia: Wniosek o status osoby osiedlonej w Wielkiej Brytanii złożyło 512 tys. Polaków - wynika z ostatnich danych, które podało brytyjskie MSW. To liczba, która napawa optymizmem czy raczej powód do niepokoju? Barbara Drozdowicz, szefowa East European Resource Centre: - Najnowsze dane to raczej powód do niepokoju. Jeżeli założymy, że w Wielkiej Brytanii przebywa milion Polaków - a jest to założenie bardzo konserwatywne, bo wydaje nam się, że jest ich jeszcze więcej - to na pewno nie jest to dobra wiadomość. Po roku intensywnych rozmów, kampanii informacyjnych brytyjskiego Home Office, polskiego MSZ i organizacji pozarządowych, liczba wniosków na poziomie 56 proc. nie jest wynikiem zachwycającym. Zwłaszcza, gdy weźmiemy pod uwagę, że Polacy to społeczność dosyć "osiadła" w przeciwieństwie do osób z nowych krajów unijnych, jak Rumunia czy Bułgaria, które nie mieszkają tu aż tak długo. Wśród Polaków na Wyspach jest wysoki odsetek osób, które żyją tu już pięć lat lub dłużej. Trudno więc powiedzieć, dlaczego tych aplikacji nie zostało złożonych więcej. Patrząc na dane z września ubiegłego roku i tak widać znaczącą poprawę. Ambasador RP w Wielkiej Brytanii wystosował wtedy apel do Polaków, w którym podkreślał, że niecałe 27 proc. naszych rodaków złożyło na Wyspach wniosek o status osoby osiedlonej. Dziś aplikacji złożonych jest ponad dwukrotnie więcej. - Polacy wciąż jednak odstają pod tym względem na tle innych krajów UE. To bardzo poważna sprawa. W przypadku obywateli Rumunii, Bułgarii, Portugalii czy Włoch mówimy już aplikacjach na poziomie niemal 100 proc. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że Polacy są największą grupą narodową z krajów UE, to te drugie pół miliona osób, które jeszcze się nie zarejestrowało, to tyle samo, co cała społeczność Włochów, Francuzów i Portugalczyków razem wziętych na Wyspach. Jakie plusy wynikają z posiadania statusu osoby osiedlonej? - Status osoby osiedlonej jest korzystnym dokumentem, on gwarantuje nam prawa bez względu na to, co się dzieje. Jeśli mieszkamy w Wielkiej Brytanii ponad pięć lat i otrzymamy pełen status osoby osiedlonej (ang. settled status), to gwarantuje nam on prawo do zasiłków, bezpłatnej służby zdrowia czy mieszkań socjalnych. Nie ma więc wytłumaczenia, dla którego Polacy mieliby o niego nie aplikować. Z czego może wynikać opieszałość Polaków w składaniu wniosków? - Po pierwsze, to zwlekanie może być wynikiem braku orientacji w bieżących wydarzeniach. Sporo osób nie widzi logicznego związku między wnioskiem o status osoby osiedlonej, a wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Ludzie traktują to jako kolejną konieczność administracyjną, chociaż w rzeczywistości jest to jedyny prawny pomost, który będzie ich łączył z Wielką Brytanią po wyjściu tego kraju z UE. Dla ludzi to jednak nie jest takie jasne. To jedyny powód? - Drugi powód małej liczby złożonych wniosków może tkwić w reputacji brytyjskiego MSW. Ten resort zazwyczaj nie jest postrzegany jako instytucja przyjazna czy pomocna. Home Office cieszy się na Wyspach dosyć - nazwijmy to - "interesującą reputacją". Mają na to wpływ m.in. regularne skandale, które wybuchają, gdy z kraju zostaje usunięty ktoś, kto ma prawo w nim przebywać lub gdy niszczone są dokumenty, potwierdzające prawo pobytu całych roczników imigracyjnych. Część Polaków, która zwleka z aplikowaniem, to mogą też być osoby, które mają kartotekę kryminalną. Wniosek trzeba bowiem dość szczegółowo wypełnić, uwzględniając przestępstwa, które nie uległy jeszcze zatarciu. Home Office jest jednak bardzo "hojny" - do dziś na 2,5 miliona rozpatrzonych wniosków tylko sześć zostało odrzuconych ze względu na historie poważnej i uporczywej przestępczości. Dlatego sugerowałabym, żeby się nie przejmować, jeśli ktoś ma coś na swoim "koncie". O ile nie jesteśmy zbrodniarzem wojennym albo nie mamy 20 lat odsiadki za hurtowy handel kokainą, to naprawdę nie ma się czego obawiać. Bardzo zachęcam, żeby każdy, kto ma wątpliwości i pytania w tym zakresie, sięgnął po poradę zarejestrowanego doradcy imigracyjnego lub prawnika, bo nie ma sensu, by martwić się niepotrzebnie. Jak duża grupa rodaków może wciąż nie wiedzieć o obowiązku rejestracji? - To bardzo dobre pytanie, które i polskie MSZ, i organizacje takie, jak moja, na okrągło sobie w Wielkiej Brytanii zadajemy. Informacja, że trzeba złożyć wniosek o status osoby osiedlonej, nie jest tak powszechna, jak nam się wydaje. Myślę, że grupa osób, która wciąż nie jest świadoma, że ma obowiązek imigracyjny, jest naprawdę spora. Wśród Polaków są też osoby, które po prostu nie czują się - nazwijmy to - "osiadłe". Unia Europejska dała nam możliwość mieszkania tam, gdzie nam się tylko podoba. Sporo naszych rodaków żyje właśnie w ten sposób, również na poziomie emocjonalnym: pracują w Wielkiej Brytanii, ich dzieci chodzą do szkoły na Wyspach, ale wciąż utrzymują tak bliski i ciągły kontakt z rodziną i przyjaciółmi w Polsce, że sama nazwa "statusu osoby osiedlonej" nie przemawia do ich wyobraźni. Nie przypuszczają, że chodzi właśnie o nich? - To często osoby, które żyją w swojego rodzaju "izolacji" - w małej, polonijnej społeczności, gdzie ogląda się polską telewizję, czyta polskie media w internecie, rozmawia z Polakami. Jeśli informacja o tym, że obowiązek rejestracji jest istotny, nie pojawi się w tej grupie, to zazwyczaj w ogóle do tych osób nie dociera. Ale jest też duża grupa, nawet większa, niż ta opisana przed chwilą. To osoby, które po prostu negują obowiązek aplikacyjny. Myślą sobie: "Przyjechałem tutaj w 2004 roku, nie będę składał żadnych wniosków" albo: "Pracuję już tu siedem lat i nie będą mnie oskarżać, że jestem nielegalnie, niczego nie będę rejestrował". To jest temat, który ciągle jest tutaj podnoszony... A co z bezdomnymi Polakami na Wyspach? Do nich też może przecież nie dotrzeć informacja o konieczności złożenia aplikacji... - Osoby bezdomne zazwyczaj dosyć szybko są obejmowane pomocą poprzez różnorodne służby, czy organizacje pozarządowe. W ich przypadku prędzej czy później ktoś zauważy, że jeżeli jest to na przykład Polak, to powinien uzyskać status osoby osiedlonej, by pozostać w kraju legalnie. Wtedy organizacje takie, jak moja mają fundusze na to, żeby tym osobom pomóc w systemie aplikacyjnym. Problemem są jednak te osoby, które są niezależne. Nie da się do nich dotrzeć? - Wyobraźmy sobie bardzo prosty przykład: w Wielkiej Brytanii żyje młoda, polska para, która ani nie korzysta ze służby zdrowia, ani nie ma jeszcze dzieci, a co za tym idzie - nie ma żadnego związku z systemem edukacji. Te osoby pracują sobie na przykład jako samozatrudnione - a to w budowlance, a to w sprzątaniu, a to w jakichś pubach czy restauracjach. Nie płacą lokalnych podatków, a mieszkanie czy pokój wynajmują przez znajomych. Są niejako odcięte od publicznego systemu informacji. Tak naprawdę nie istnieje powód, by nie mogły złożyć wniosku o status osoby osiedlonej, poza tym, że albo o tym nie wiedzą, albo się niepotrzebnie boją. Jeśli nie dopełnią obowiązku rejestracyjnego, to będzie dramat, bo stracą prawo do wykonywania zawodu czy wynajmu mieszkania. Obawiamy się, że tych osób jest naprawdę sporo. To będą ofiary nieświadomego zaniechania. Da się oszacować, jak duża jest to grupa? - Trudno jest określić, ile osób rzeczywiście zaniecha obowiązku rejestracji. To może być nawet 20 proc. Polaków. Jeżeli tak właśnie by było, to z 500 tys. osób, które jeszcze się nie zarejestrowały, może chodzić nawet o 100-150 tys. osób. To masa ludzi. Jak sporej wielkości miasto. Do kiedy Polacy mają czas, by złożyć wniosek? - Okres przejściowy kończy się 31 grudnia, natomiast "okno aplikacyjne" do składania wniosków o status osoby osiedlonej będzie otwarte jeszcze pół roku dłużej, do 30 czerwca 2021 roku. Nie należy tych dat mylić. To, co jest najważniejsze - do końca grudnia wszyscy Polacy na Wyspach powinni mieć paszport, bo od 1 stycznia 2021 roku jedynie dowód już w niczym nam nie pomoże. Jakie trudności najczęściej pojawiają się przy składaniu tych wniosków? - Bardzo często poszkodowaną grupą są kobiety - nasze "matki Polki", które żyją w Wielkiej Brytanii w związkach partnerskich. One bardzo często zostają w domu, żeby opiekować się dziećmi. Nie ma w tym nic złego, ale w związku z tym nie ciągnie się za nimi ten "ogon administracyjny", nie istnieją w systemach, dokumentach. W tej chwili to się na nich mści - mają problem, jak uzasadnić, że są na Wyspach od kilku lat. Dużym wyzwaniem są też aplikacje dziecięce ze względu na to, że brytyjskie MSW wymaga dołączenia do wniosku odpisu aktu urodzenia dziecka. Musi on być tłumaczony przysięgle. Nie wszyscy mają go ze sobą w Wielkiej Brytanii, trzeba więc polecieć do Polski, dopiero go przetłumaczyć, a to wiąże się z ogromnymi kosztami. Dlatego apeluję: nie zostawiajmy do ostatniej chwili składania wniosków aplikacyjnych. Jeśli zsumujemy sobie te wszystkie koszty i dodamy okresy oczekiwania na dokumenty: paszport, dowód, odpis aktu urodzenia dziecka, to może się okazać, że czerwiec 2021 roku jest tuż za rogiem... Jak poważne konsekwencje czekają Polaków, którzy nie zdążą albo zaniechają złożenia wniosków o status osoby osiedlonej? - Kiedy okno aplikacyjne się zamknie, ciężko będzie wytłumaczyć brytyjskiemu MSW, dlaczego nie złożyło się wniosku. To spowoduje, że być może spora grupa naszych rodaków w Wielkiej Brytanii znajdzie się po prostu w szarej strefie. Będą w gronie tych "nieudokumentowanych", a to spowoduje szereg zmian w ich życiu codziennym - będą wyrzucani z pracy, mieszkań, zostaną zamrożone ich konta bankowe. Będą nielegalnymi imigrantami. - Tak. Zaniechanie obowiązku rejestracyjnego jest równoznaczne z deklaracją, że jest się nielegalnym imigrantem, a to ma w Wielkiej Brytanii bardzo poważne konsekwencje - jest po prostu przestępstwem. To, oczywiście, powód do niepokoju zarówno dla polskiego MSZ, jak i dla organizacji, które pomagają migrantom. Tak naprawdę problem pojawi się dopiero za rok, kiedy okres przejściowy się skończy i wszyscy będziemy musieli posiadać status imigracyjny, potwierdzający prawo do wynajmu mieszkania czy podjęcia pracy w Wielkiej Brytanii. 31 stycznia Wielka Brytania żegna się z UE. Spodziewa się pani, że w kolejnych dniach może dojść do masowej fali powrotów Polaków do kraju? - Wyjazdy są tematem, o którym ciągle się mówi, ale wydaje mi się, że te powroty do Polski, które miały się dokonać - już się dokonały. Osoby zaskoczone, czy wręcz urażone decyzją o brexicie, prawdopodobnie opuściły już Wielką Brytanię. Brexit trwa już czwarty rok i - prawdę mówiąc - do tej pory jeszcze nic się nie wydarzyło. Po prostu nic się nie zmieniło. Ci, którzy tu zostali, mieli na tyle dużo czasu, że zdążyli psychicznie przyzwyczaić się do tego, że będziemy poza Unią. Dlatego nie spodziewałabym się, że w najbliższych dniach czy miesiącach nastąpią jakieś straszne fale wyjazdowe. Te wyjazdy z Wielkiej Brytanii, które niedawno były widoczne w statystykach ONS (brytyjski urząd statystyczny - przyp. red.), już trochę wyhamowały. Pytanie, jaka teraz będzie dynamika i czy Polacy przypadkiem nie przestraszą się brexitu... - Po zapytaniach, które otrzymujemy telefonicznie czy poprzez media społecznościowe, wydaje nam się, że tendencja będzie raczej odwrotna - sporo osób, które jakiś czas temu wróciły do Polski, może znów zdecydować się na wyjazd do Wielkiej Brytanii. Z jakich pobudek? - To osoby, których część rodzin została w Wielkiej Brytanii, więc zanim zamkną granicę, będą chciały znów do nich dołączyć. Inni z kolei będą chcieli zachować swój "dorobek", tzw. zegar migracyjny. Postanowią znów wyjechać na Wyspy, by wyrobić dokument potwierdzający prawo pobytu i nie stracić tych lat, które kiedyś przepracowali na Wyspach. Jakich zmian Polacy podróżujący do Wielkiej Brytanii mogą spodziewać się 1 lutego? Jest się czego bać? - Nie, absolutnie nie powinniśmy się niczego obawiać, bo nic się nie zmieni. Nie ma co panikować, można spokojnie rezerwować bilety na wczasy, czy przeloty do Polski na święta. Do końca roku obowiązuje okres przejściowy i on utrzymuje te same regulacje, które występowały do tej pory. To dotyczy również ruchu granicznego. Nie będzie żadnej fizycznej zmiany na granicy. Będzie tak, jakby nic się nie wydarzyło. To taka charakterystyczna rzecz dla brexitu: tu permanentnie nic się nie zmienia (śmiech). Rozmawiała Justyna Mastalerz