– 73 lata po wojnie, 28 lat transformacji, a my wciąż interpretujemy naszą przeszłość głównie w kategoriach sprawcy i ofiary, zdrady i wierności. To łączenie manii wielkości z manią prześladowczą. Traktujemy siebie jak oblężoną twierdzę, wszędzie widzimy wrogów i własne cierpienie, a jednocześnie lekceważymy krzywdy zadane innym – o tym, ile prawdy jest w opowieściach o dziejach Polski i Europy, mówiła w Oświęcimiu polska historyk idei prof. Anna Wolff-Powęska.
Przewodnicząca rady naukowej Centrum Badań Historycznych PAN w Berlinie była jednym z gości V Oświęcimskiego Forum "Europa wobec wyzwań XXI wieku". Tegoroczna konferencja skupiała się wokół zagadnień wolności słowa i wolności kłamstwa.
- W przestrzeni publicznej mamy do czynienia z nazywaniem kłamstwa różnymi eufemizmami: "prawda wzmocniona", "prawda kreatywna", "strategiczne wprowadzanie w błąd". Żyjemy w czasach wszechobecności i bezkarności kłamstwa - podkreśliła na początku swojego wystąpienia prof. Anna Wolff-Powęska.
- Skoro kłamstwo staje się naszym domyślnym wyborem, to czy można w ogóle komukolwiek zaufać? Jeżeli nie możemy nikomu ufać, to czy można prowadzić z kimkolwiek dialog? - pytała historyk i - jak zaznaczyła - "bez dialogu trudno budować demokrację".
Mówiąc o kłamliwej interpretacji historii, prof. Wolff-Powęska podkreśliła, że upiększanie rzeczywistości i budowanie tożsamości w oparciu o wyselekcjonowane i wyidealizowane fragmenty dziejów narodowych, było od zawsze powszechnym zjawiskiem.
- Zadałam sobie jednak pytania: skąd obecnie taka koniunktura na kłamstwo i czy jest dzisiaj coś niezwyczajnego w naszej polskiej rzeczywistości? Moja odpowiedź na te pytania brzmiała: po raz pierwszy w wolnej i demokratycznej Polsce rządząca partia i związane z nią środowisko intelektualne siłą swojego autorytetu i przy pomocy wszystkich dostępnych środków państwowych zadecydowały, ogłosiły i wprowadziły w czyn program odnowy moralnej w oparciu o kłamstwo - podkreśliła prof. Wolff-Powęska.
Jak oceniła, "jesteśmy obecnie świadkami procesu upaństwowienia pamięci zbiorowej".
- Ten przekaz - wyraźnie zakłamany - jest kierowany do odbiorcy wewnętrznego, ale również dla użytku świata zewnętrznego, w myśl filozofii: "nie będziemy pachołkiem Europy pod batutą Niemców". To w mniemaniu rządu stanowi strategiczny element budowy naszej silnej pozycji w Europie. A skutek jest wręcz odwrotny - oceniła historyk.
Prof. Wolff-Powęska podkreśliła w Oświęcimiu, że "cały czas mamy do czynienia z pokusami podporządkowania historii polityce".
- Część historyków bynajmniej nie jest wolna od pokus zakłamywania rzeczywistości - każdy historyk jest dzieckiem swojej epoki, ulega wpływom, klimatowi ideowemu, w którym żyje. W autorytarnych systemach jest to na porządku dziennym, ale okazuje się, że w demokracji również - oceniła.
- Młoda demokracja polska nie uchroniła się przed tymi pokusami. Większa część społeczeństwa nie chce zaakceptować prawdy. Tymczasem demokratyczna tożsamość wymaga zintegrowania w świadomości zarówno pozytywnych, jak i negatywnych stron naszej przeszłości - podkreśliła historyk.
Zdaniem prof. Wolff-Powęskiej, opinię publiczną kształtują dziś ci, którzy odwołują się nie do racjonalnych argumentów, ale do emocji. Jak podkreśliła historyk, "zarówno Polacy, jak i inne narody tej części Europy, nadal najlepiej czują się w roli ofiary".
- Status ofiary daje wiele przywilejów. Pozwala oskarżać, czynić świat winnym dłużnikiem, wysuwać żądania. Naprawdę uderza mnie to, że 73 lata po wojnie, 28 lat transformacji, a my ciągle interpretujemy naszą przeszłość głównie w kategoriach sprawcy i ofiary, zdrady i wierności. To łączenie manii wielkości z manią prześladowczą. Do głosu dochodzi osobowość narcystyczna - bezkrytyczne przywiązanie do historii narodowej, brak tolerancji na krytykę naszej historii, traktowanie siebie jak oblężonej twierdzy, gdzie wszędzie widzimy wrogów, własne cierpienie i jednocześnie lekceważymy krzywdy zadane innym - tłumaczyła historyk.
Podkreśliła też, że "bez spojrzenia w głąb siebie i na ciemne strony historii, dialog w Europie nie będzie możliwy".
- Najpoważniejszą konsekwencją oficjalnych przekłamań w nauce historii jest dla mnie to, że tracimy zaufanie do innych dyscyplin naukowych. Jeżeli kłamstwo jest tak wszechobecne w przestrzeni publicznej, czy jeszcze rozpoznamy prawdę? - pytała prof. Wolff-Powęska na zakończenie swojego wystąpienia.
- Prawda w nauce oznacza dla mnie odpowiedzialność, a jej nie wyrazi ani żaden nowy pomnik, ani żadna nowa tablica na zdekomunizowanej ulicy. Potrzebna jest nam odwaga myślenia - podkreśliła historyk. - Wszyscy jesteśmy w jakimś sensie odpowiedzialni za to, że dostatecznie głośno nie upominamy się o prawdę. Demaskowanie kłamstwa jest dziś obowiązkiem obywatelskim, najważniejszym elementem prowadzenia dialogu i kształtowania demokracji - podsumowała.