Siły rządowe Baszara el-Asada, wspierane przez rosyjskie lotnictwo, zintensyfikowały ataki na prowincję Dara w Syrii. "To najcięższe naloty w ciągu trwającej od ponad dwóch tygodni ofensywy" - alarmuje Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka. Ponad ćwierć miliona Syryjczyków znalazło się w pułapce i nie ma dokąd uciec.
Syryjska armia rozpoczęła ofensywę na prowincję Dara w połowie czerwca. Tereny te znajdują się pod kontrolą zbrojnej opozycji. Wojska Baszara al-Asada, wspierane przez Rosję, prowadzą ofensywę, by całkowicie wyprzeć rebeliantów z regionu.
Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka alarmuje, że w czwartek o świcie syryjskie i rosyjskie samoloty zrzuciły "setki bomb beczkowych i rakiet" na prowincję Dara. Nasilone bombardowania pozwoliły, by siły rządowe po raz pierwszy od ponad trzech lat przejęły kontrolę nad punktem bezpieczeństwa na granicy z Jordanią.
Jak szacują organizacje pomocowe, w wyniku walk i nalotów na południowym-zachodzie kraju zginęło w ostatnim czasie ponad 200 cywilów, w tym kobiety i dzieci.
Nasilone bombardowanie Dary jest odpowiedzią na załamanie się pokojowych rozmów pomiędzy rebeliantami a rosyjskimi dowódcami. Zbrojna opozycja odrzuciła w środę ultimatum Rosji dotyczące kapitulacji.
Rosjanie zażądali od rebeliantów całkowitego złożenia broni i przywrócenia pełnej kontroli rządu Baszara el-Asada nad terenami, które obecnie znajdują się w rękach opozycji. Jak informuje AFP, Moskwa odmówiła też rebeliantom przewiezienia ich specjalnymi autobusami do pozostającej poza kontrolą syryjskiego rządu prowincji Idlib. Wcześniej rebelianci trafiali tam z innych terenów po kapitulacji.
Dla reżimu Baszara el-Asada odzyskanie kontroli nad tą częścią Syrii oznaczałoby nie tylko zwycięstwo strategiczne, ale i symboliczne.
Dara jest uważana za "kolebkę rewolucji" - w 2011 roku była bowiem epicentrum antyrządowych protestów, które zapoczątkowały trwającą już ósmy rok wojnę w Syrii.
Syria jak powieść szkatułkowa. O kraju przeżartym cierpieniem
Dara jest oddalona zaledwie pięć kilometrów od granicy z Jordanią. Ofensywa wywołała kolejną falę uchodźców, ale Syryjczycy znaleźli się w pułapce. Według najnowszych szacunków UNHCR, z terenów walk uciekło już 320 tys. osób. Wszyscy są w sytuacji bez wyjścia. Z rebelianckiej enklawy droga ucieczki prowadzi tylko na obszary kontrolowane przez syryjskie siły rządowe.
"The Guardian" pisze o "panicznym exodusie" z regionu Dara. Uchodźcy masowo przybywają w okolice okupowanych przez Izrael Wzgórz Golan oraz w pobliże jordańskiej granicy. Ani sąsiadująca Jordania, ani Izrael nie chcą jednak ich wpuścić na swoje terytoria. Na Twitterze zaczął pojawiać się hasztag #OpenTheBorders ("Otwórzcie granice").
Władze Jordanii podnoszą, że kraj ten przyjął już 1,3 mln Syryjskich uchodźców i nie jest w stanie otworzyć się na kolejne tysiące.
Uchodźcy koczują na granicy w prowizorycznych namiotach porozstawianych w palącym słońcu. Nie mają bieżącej wody ani wystarczająco jedzenia. "Guardian" cytuje miejscowych lekarzy, którzy mówią nie tylko o osobach rannych i wycieńczonych, ale też o dzieciach, które zmarły na skutek ukąszeń skorpionów, odwodnienia albo picia skażonej wody.
Syryjski exodus i rozbite wojną życie
Za kolczastym drutem
"Zaledwie kilometr od granicy z Jordanią, Om Suleiman i jej dzieci śpią w małej szopie, którą dzielą z pięcioma innymi syryjskimi rodzinami" - relacjonuje wydarzenia z Syrii "The Guardian".
Kobieta razem z dziećmi uciekła ze swojego domu w Tariq Al-Sadd. "Uciekaliśmy w nocy, przerażeni i boso" - mówi w rozmowie z brytyjskim dziennikiem. Razem z nią i jej dziećmi, w nagrzanej, pełnej owadów przestrzeni stłoczyło się łącznie około 20 osób.
Lokalna aktywistka Israa al-Rifai podkreśla w rozmowie z "Guardianem", że Syryjczycy w Darze są kompletnie zdezorientowani. "Nie wiedzą, czy patrzeć w niebo, żeby obserwować samoloty bojowe, czy uciekać". Kobieta opisuje też, jak spanikowane rodziny upychają się w ciężarówkach do ucieczki o każdej porze dnia i nocy. "Kobiety płaczą, a dzieci się śmieją, bo nie rozumieją, co się dzieje" - relacjonuje.
Samer Homssi uciekł na obrzeża Dary z żoną i czwórką dzieci. Wszyscy schronili się w gaju oliwnym. "Bombardowania nie ustały ani na chwilę od ogłoszenia, że negocjacje się nie powiodły" - 47-latek relacjonuje w rozmowie z korespondentem AFP zaciekły ostrzał i naloty reżimu.
"Żyjemy tu w drzewach, boimy się wszystkiego: bombardowań, ostrzału, owadów. Nie mamy wody do picia ani żadnych lekarstw. Sytuacja jest bardzo trudna" - dodaje.
"Chociaż lokalne społeczności w Syrii otworzyły swoje drzwi, aby przyjąć wielu przesiedlonych, większość z nich jest zmuszona mieszkać na otwartej przestrzeni lub w prowizorycznych schronieniach. Wśród osób przesiedlonych są nie tylko starsi i chorzy, ale też ogromna liczba kobiet i dzieci" - zaapelował w czwartek Filippo Grandi, Wysoki Komisarz Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców.
Jak dodał, "jeśli pilnie nie zostaną podjęte jakieś działania, po raz kolejny życie mogą stracić tysiące niewinnych osób".