Donald Trump zapowiadał, że imigracyjny dekret ma "zapewnić bezpieczeństwo Amerykanom i zaostrzyć walkę z terroryzmem". Zdaniem amerykańskich mediów, dokument pokazał jednak, jak mało doświadczona politycznie jest administracja nowego prezydenta. Rozporządzenie migracyjne Trumpa dwa tygodnie po wydaniu storpedował wymiar sprawiedliwości. Prezydent nie daje za wygraną Jak donoszą zagraniczne media powołując się na wysokich rangą urzędników, już w poniedziałek zostanie wydany nowy imigracyjny dekret. Biały Dom nie ujawnia jednak, czy kolejnym krokiem będzie zupełnie nowy dokument, czy dalsza walka prawna z decyzją sądu federalnego w San Francisco - pisze portal Politico. Eksperci podważyli słuszność dekretu Podstawowym zarzutem sędziów, z powodu którego "zamrozili" dekret Trumpa, była jego niezgodność z Konstytucją. Na tym jednak nie koniec. Amerykański Instytut Katona w Waszyngtonie (Cato Institute) opublikował wyniki badań, które wykazały, że w latach 1975-2015 obywatele krajów objętych dekretem Trumpa, nie zabili w zamachach terrorystycznych w USA ani jednej osoby. Ekspert ds. polityki imigracyjnej Alex Nowrasteh - dzień przed wydaniem prezydenckiego dokumentu - zamieścił na stronie instytutu specjalną tabelę, w której zgromadził dane liczbowe dotyczące terrorystów-cudzoziemców w Stanach Zjednoczonych. Publikacja szybko obiegła sieć, ponieważ statystyki podważyły słuszność objęcia antyimigracyjnymi przepisami siedmiu muzułmańskich państw, które wybrał Donald Trump. Wyniki pokazały, że dekret powinien objąć zupełnie inne kraje. Nowrasteh wypisał narodowości wszystkich osób spoza Stanów Zjednoczonych, które w latach 1975-2015 dokonały lub próbowały dokonać zamachu terrorystycznego na terenie USA. Obok narodowości umieścił liczbę terrorystów oraz liczbę ofiar, które zginęły w ich atakach. W zestawieniu eksperta, owszem, znaleźli się terroryści z krajów wymienionych w antyimigracyjnym dekrecie Trumpa, jednak - jak wykazały dane - w wyniku ich działań nikt nie zginął. Oznacza to, że obywatele Iranu, Iraku, Syrii, Sudanu, Libii, Somalii i Jemenu - według danych gromadzonych przez 40 lat - nie są największym zagrożeniem dla bezpieczeństwa mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Co więcej, żaden terrorysta nie pochodził z Libii ani Syrii. W ostatnich 40 latach najbardziej krwawych zamachów w Stanach Zjednoczonych dokonali terroryści z państw, które nie zostały objęte dekretem. Dekret a uchodźcy z Bliskiego Wschodu Nowy prezydent USA i jego specjaliści tłumaczyli, że dokument kładzie nacisk na "zagrożenie", a nie religię. Wybrane muzułmańskie kraje - według ludzi z otoczenia prezydenta USA - "stwarzają niebezpieczeństwo dla Amerykanów". Największego zagrożenia Trump dopatruje się cały czas w uchodźcach z Syrii. Tymczasem raport Alexa Nowrasteha dowodzi, że w latach 1975-2015 jedynie 20 spośród 3,25 mln uchodźców skazano w USA za próbę bądź przeprowadzenie zamachu. W wyniku ich ataków zginęły łącznie trzy osoby. Sprawcami byli jednak uchodźcy kubańscy, a nie osoby z Bliskiego Wschodu. Niebezpieczeństwo jest gdzie indziej Dane zebrane przez eksperta pokazują, że zagrożenie dla USA leży w zupełnie innych miejscach na mapie świata. Potencjalnym niebezpieczeństwem dla Amerykanów - według wyników raportu - są m.in. Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Liban, czy Egipt. Przez 40 lat (1975-2015) w wyniku ataków zorganizowanych przez obywateli Arabii Saudyjskiej w Stanach Zjednoczonych zginęło 2 369 osób. Z rąk obywateli Zjednoczonych Emiratów Arabskich zmarło na terenie USA 314 osób. W zamach przygotowanych przez mieszkańców Egiptu zginęły 162 osoby, Libanu - 159, Kuwejtu - 6, Kirgistanu i Pakistanu - po 3 osoby. Prezydent USA w obywatelach tych krajów nie dostrzega jednak żadnego zagrożenia. Associated Press informowała na początku tygodnia, że nowy dekret będzie dotyczył tylko sześciu państw. Na liście "zakazanych" krajów ma nie być już Iraku. Jak jednak pokazują badania Alexa Nowrasteha, wykreślenie tego państwa z dekretu - w świetle 40-letnich danych z zamachów w USA - niczego nie zmieni.