Kazka długo trzeba było namawiać, żeby zgodził się na wyjazd. Niby ma prawo jazdy, ale bał się, że sobie z traktorkiem nie poradzi. Ksiądz Mirek wytrwale przekonywał. W końcu nie było wyjścia, drużyna potrzebowała kogoś, kto zastąpi Sylwka, który nabawił się poważnych problemów ze stawami i musiał zrezygnować z wyprawy. "Kaziu, jedź z nami. Zobaczysz, będzie fajnie". Kaziu lubi jak jest fajnie i często to powtarza. Nawet taki dostał pseudonim w "Betlejem" - "Kaziu Ale Fajnie". Po kilku rundkach traktorkiem wokół siedziby jaworzniańskiej Wspólnoty Betlejem dał się przekonać. Dzisiaj odważnie ("Proszę nagrywać, ja już się nie boję kamery") i z przekonaniem ("Ta wyprawa jest bardzo potrzebna") opowiada o pielgrzymce. Z Jaworzna do Lisieux Kazimierz Lara, Jacek Baczyński, Dariusz Bujalski, Tomek Głowacz - czyli mieszkańcy i przyjaciele działającej w Jaworznie Wspólnoty Betlejem, która pomaga ubogim, bezdomnym i uzależnionym od alkoholu oraz jej szef, pomysłodawca i założyciel - ks. Mirek Tosza, wyruszyli do Lisieux we Francji. To nietypowa pielgrzymka - 1 700 kilometrów z Jaworzna do francuskiego sanktuarium św. Teresy pątnicy pokonają na traktorkach, ciągnących niewielkie przyczepy campingowe. Tych dokładnie, którymi bał się jechać Kazek. Dlaczego traktorkami? To nawiązanie do historii pewnego Amerykanina, Alvina Straighta. Film Lyncha ożywa w Polsce Alvin, robotnik z Iowa miał za sobą wiele trudnych doświadczeń - w końcu służył w amerykańskiej armii i walczył w wojnie koreańskiej. Prawdziwe wyzwanie miało jednak dopiero nadejść. Alvin miał 73 lata, gdy ruszył w podróż, która odmieniła jego życie. Mężczyzna dowiedział się, że jego osiemdziesięcioletni brat miał udar i jest w ciężkim stanie. Zapragnął go odwiedzić. Nigdy nie zrobił prawa jazdy ze względu na problemy ze zdrowiem, a czuł że tę podróż musi odbyć sam. Dlatego wsiadł na wysłużoną kosiarkę. I tak - ciągnąc przyczepkę, jadąc nie szybciej niż 8 km/godzinę pokonał blisko 390 km, by dotrzeć do brata. Sześć tygodni lata 1994 roku były dla staruszka z Iowa czasem podróży. I pojednania. Bo Alvin jechał, by pogodzić się z bratem, z którym od lat był skłócony. Wcześniej jednak musiał pojednać się sam ze sobą. Świat usłyszał o Alvinie Straighcie dzięki reżyserowi Davidowi Lynchowi, który przedstawił jego historię w filmie "Straight Story" (to gra słów - z ang. tłumaczona jako "prosta historia", znaczy też po prostu "historia (pana) Straighta"). Opowieść o Alvinie ożyła w Polsce. Ekipa z "Betlejem" swoją wyprawę nazwała "Droga Pojednania". Wyruszyli z Jaworzna, pokonają Czechy, Niemcy i Francję. Celem podróży jest Lisieux, miejsce, gdzie zmarła św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Doktor Kościoła. Wspólnocie znana bliżej jako "ich Tereska", patronka i opiekunka. Chcieli jechać - tak jak Alvin z filmu Lyncha - na kosiarkach firmy John Deer. 1700 kilometrów, czyli ponad cztery razy więcej niż pokonał Amerykanin z Iowa, to jednak za długa trasa na maszynę przeznaczoną do koszenia przydomowych trawników. Dlatego postawili na traktorki. Po długich poszukiwaniach znaleźli coś odpowiedniego - niewielkie japońskie pojazdy, które użyczył pielgrzymom pan Henryk Siepak z firmy Traktomix z Kąkolewa. Antidotum na wojnę Po co jadą? Po pojednanie. - Potrzebują go wszyscy, także ja i inni mieszkańcy naszego domu - mówi ks. Mirek. Członkowie Wspólnoty Betlejem bardzo często mają za sobą burzliwą przeszłość pełną alkoholu, naznaczoną bezdomnością. Jadą, by pojednać się z Bogiem, rodziną, bliskimi. Ale zacząć trzeba od samego siebie. Mają też pewną misję. - Świat jest dotknięty wojnami i terroryzmem. Będziemy modlić się o pokój. Jeszcze kilka miesięcy temu nie spodziewaliśmy się, że trasa naszej podróży będzie tak znacząca - wyjaśnia ks. Mirek. Po drodze pielgrzymi z "Betlejem" będą zapraszać na pokazy filmu "Prosta historia", opowiadać o wyprawie, ale przede wszystkim proponować piętnastominutową medytację w ciszy. - Brak pojednania bierze się z tego, że ludzie się nawzajem oskarżają, brakuje nam cierpliwości, spieszymy się, idziemy na skróty. Jak idziemy na skróty, to działamy powierzchownie, przestajemy słuchać, mamy tylko swoje racje. I tak dochodzi do wojen. Cisza jest po to, żeby człowiek usłyszał samego siebie i przestał oskarżać. Cisza jest niezbędne do pojednania - mówi ks. Mirek. Lynch zachwycony O pomyśle za pośrednictwem Marka Żydowicza, organizatora festiwalu Camerimage, dowiedział się David Lynch. Był zachwycony. Projekt objął swoim patronatem. "To przepiękna wyprawa w szlachetnych intencjach" - tak określił ją w specjalnie nagranym przesłaniu. Lynch zaproponował też, żeby wyprawę nagrać. I tak z pielgrzymami z Jaworzna jedzie czteroosobowa ekipa filmowa. Filmowcy mają być "niewidoczni"; nie będą reżyserować, a dokumentować. Podróżnicy często będą mieli przypięte mikroporty. - To będzie niepowtarzalny materiał - śmieje się ksiądz i wyjaśnia: Kaziu Ale Fajnie - człowiek z sercem na dłoni, ale też lekkim upośledzeniem - mówi sam do siebie. "Rośnijcie, kwiatuszki moje kochane". "Ty piękna trawko, ale jesteś ślicznie zielona". "Moje słonko, ale dzisiaj pięknie świecisz". Kwadrans o 21:00 Jak sobie poradzą i czy dotrą do celu? - Sami sobie zadajemy to pytanie. Cieszymy się, że w ogóle udało nam się wystartować - mówi ks. Mirek. Żeby wyruszyć w drogę pojednania nie trzeba jechać na traktorku do Lisieux. - Codziennie o 21:00 zamykamy oczy i na kwadrans siadamy w ciszy. Uważamy, że to jeden z najskuteczniejszych środków budowania pokoju i pojednania na świecie. Politycy oczywiście mają swoje metody, ale bez ciszy i wglądu w swoje serce niewiele da się zrobić. Każdy może dołączyć do tych wieczornych piętnastu minut - zachęca ks. Mirek. Wyprawa traktorkami to jedna z części pielgrzymki do Francji. 1 sierpnia pięć osób wyruszyło w pieszą podróż. Za kilka tygodni startuje czterdziestoosobowa pielgrzymka autokarowa. Wszyscy mają spotkać się w Lisieux i odbyć kilkudniowe rekolekcje. *** Jeśli chcesz wspomóc działalność Stowarzyszenia Betlejem, przekaż darowiznę - kliknij tutaj. *** Polecamy też: "Z bezdomności wychodzi się do kogoś". Opowieść o Betlejem" "Szyfr 77". Niezwykły projekt Jacka Hajnosa