Nie chciał ksiądz, żeby abp Juliusz Paetz został pochowany w poznańskiej katedrze. Dlaczego? - Wydarzenia wokół abpa Paetza nigdy nie zostały do końca wytłumaczone przez Kościół. Ciążą na nim poważne i publiczne zarzuty. Samo ustąpienie hierarchy ze stanowiska wskazywało, że był przynajmniej w jakimś stopniu odpowiedzialny za to, co mu się zarzuca. Bez wyjaśnienia tej sprawy wydawało się jasne, że pogrzeb nie powinien mieć charakteru uroczystego, a zmarły nie powinien być pochowany w katedrze. Przede wszystkim ze względu na tych, którzy czuli się skrzywdzeni przez abpa Paetza. Dlatego podpisałem się pod apelem do metropolity poznańskiego abpa Stanisława Gądeckiego. Do końca nie było wiadomo, jak ten pogrzeb ma wyglądać. - Być może wynikało to tylko i wyłącznie z nieporadnej komunikacji. Ale może początkowo były inne plany, co do miejsca pochówku arcybiskupa seniora. Ostatecznie przyjąłem z ulgą, że pogrzeb miał charakter prywatny, a miejscem spoczynku nie została katedra. Wola wielu ludzi - także tych świeckich i duchownych, którzy podpisali się pod wspomnianym listem - spotkała się z wolą przełożonych. Potrzebne były apele, żeby tak się stało? - Nie potrafię tego wyjaśnić, bo komunikat archidiecezji poznańskiej był niejasny i nie podano jednoznacznie, gdzie abp Paetz ma zostać pochowany. Przekazana informacja rodziła przypuszczenia, że hierarcha jednak spocznie w katedrze. Stąd list do metropolity poznańskiego. Dostrzegłem w tym apelu zmysł wiary ludu Bożego, który oczekuje prawdy i ma do niej prawo, bo sprawa jest publiczna i dotyczy przełożonego kościelnego. Kościół nigdy jasno nie potwierdził, że abp Paetz dopuścił się zarzucanego mu wykorzystywania seksualnego kleryków. Nie poinformowano, co ustaliła komisja watykańska, ani jakie były powody przyjęcia rezygnacji duchownego ze stanowiska. Czy po śmierci hierarchy to się zmieni? - Tego niestety nie wiem. Jestem jednak pewien, że jeśli nie wyjaśnimy przeszłości, będzie ona wracać. I jako wspólnota sami sobie zaszkodzimy. Tu nie chodzi o to, że musimy poznać wszystkie szczegóły. Część informacji - także ze względu na osoby pokrzywdzone - nie powinna być upubliczniana. Potrzebna jest jednak oficjalna i jasna odpowiedź na najważniejsze pytania: Czy był winny? Czy ustąpienie stanowiło karę? Co się stało, że doniesienia z Poznania z takim trudem dotarły do papieża? Jeśli prawdą jest, że dopiero Wanda Półtawska osobiście przekazała Janowi Pawłowi II informacje o molestowaniu kleryków przez abpa Paetza, to jak to się działo, że wcześniej nie dotarły one do Ojca Świętego? To rodzi pytania nie tylko o postać arcybiskupa, ale także o gorszącą dla wielu zmowę milczenia. Czy śmierć arcybiskupa wpłynie na wyjaśnienie sprawy? - Procedury kościelne przewidują możliwość wyjaśnienia sprawy dla dobra Kościoła także po śmierci duchownego. Myślę, że pierwszej kolejności prawda należy się tym, którzy czują się skrzywdzeni przez abpa Paetza. Jednak trzeba pamiętać, że ta historia od lat powraca i ciąży nie tylko na archidiecezji poznańskiej, ale właściwie na całym Kościele w Polsce. Uważa ksiądz, że coś może ruszyć, gdy na czele episkopatu stoją abp Stanisław Gądecki, który do tej pory sprawy nie wyjaśnił społeczeństwu, i abp Marek Jędraszewski, który pisał list w obronie abpa Paetza? Możemy spodziewać się jakiegoś kroku ze strony episkopatu? - Być może dalej potrzeba księży i świeckich, którzy - widząc, że ta sprawa wraca i podcina zaufanie do Kościoła - będą przypominać, że przed przeszłością nie uciekniemy. Ona rzuca cień na teraźniejszość i przyszłość. Czy wiadomo, co się dzieje z kapłanami, którzy mówili, że jako klerycy byli krzywdzeni przez Juliusza Paetza? Czy Kościół się nimi w jakiś sposób zaopiekował? - Nie znam osobiście tych księży. Przynajmniej nie wiem, żeby któryś z duchownych, z którymi mam kontakt, miał za sobą takie doświadczenia. Jak skomentuje ksiądz słowa abpa Stanisława Gądeckiego, który po pogrzebie abpa Paetza powiedział: "W trosce o jedność Kościoła proszę wszystkich wiernych, aby strzegli samych siebie i byli bez grzechu. Jestem też przekonany, że sytuacja, w której znaleźliśmy się dzisiaj, posłuży oczyszczeniu Kościoła poznańskiego". - Nie mam wątpliwości, że reformę Kościoła trzeba zaczynać od osobistego nawrócenia. To musi być pierwszy krok dla każdego, który chce coś zmienić, ulepszyć we wspólnocie, w której żyje. Natomiast to nie wyklucza szerszej odpowiedzialności. To, że mam dostrzegać swoje grzechy i się nawracać, nie oznacza, że nie mogę napomnieć brata. Chrystus o tym mówi: "Idź i upomnij go w cztery oczy". Jeśli to nie pomoże - zrób to przy świadkach. A jeśli potrzeba, idź i powiedz przełożonym. Sprawa abpa Juliusza Paetza nie rozwiąże się tylko przez to, że każdy zrobi rachunek własnego sumienia. Ona jest publiczna i wymaga publicznego wyjaśnienia. Być może jest tak, że abp Gądecki nie jest kompetentny, żeby o tym informować, bo jest to zarezerwowane dla Watykanu? Ale może Archidiecezja Poznańska i Konferencja Episkopatu Polski, widząc, jak ta sprawa zatruwa Kościół, mogliby zwrócić się do Stolicy Apostolskiej z pytaniem, co z decyzji, która zapadła, można zakomunikować Kościołowi? Chyba daleka droga przed nami, skoro zastanawiamy się w ogóle, czyją kompetencją jest komunikowanie o sprawie abpa Paetza. - Myślę, że jest wiele jest do zrobienia, skoro w tak głośnych sprawach nie mamy narzędzi ani jasnego podziału kompetencji. Ta sprawa wraca. Nie tylko dlatego, że piszą o niej media, ale także dlatego, że dotyka i porusza ludzi Kościoła. I niszczy wspólnotę od środka. Nie mam wątpliwości, że tu jest potrzebna prawda i tylko ona może nas oczyścić. Rozmawiała Justyna Kaczmarczyk.