31 marca nie tylko nauczyciele lecz także pracownicy administracji szkolnej i obsługi, czyli woźne, kucharki itd., powstrzymają się od wykonywania swoich codziennych obowiązków. Strajki odbędą się jedynie w szkołach, których pracownicy przeszli przez procedurę wchodzenia w spór zbiorowy i w referendum strajkowym głosowali "za" przystąpieniem do protestów. By było ono ważne musiała brać w nim udział ponad połowa pracowników danej placówki (przy frekwencji ponad 50 proc.). Strajkujący nauczyciele nie będą prowadzić lekcji ani zajęć opiekuńczych, dlatego nie otrzymają wynagrodzeń za 31 marca. Jak będzie wyglądać dzień z perspektywy ucznia zależy tak naprawdę od konkretnej placówki. W rezultacie może dojść do sytuacji, kiedy 70 proc. nauczycieli zastrajkuje, a pozostałe 30 proc. poprowadzi tego dnia zajęcia. Co w przypadku, kiedy wszyscy nauczyciele przystąpią do protestu? Obowiązek spocznie na dyrektorze Szkoła czy przedszkole muszą być czynne i żaden z rodziców z małym dzieckiem, czy uczeń nie pocałuje przysłowiowej klamki. Obowiązek zapewnienia opieki dzieciom spoczywa na dyrektorach placówek. - Wspieramy dyrektorów w kwestii obsługi tego strajku - zapewnia w rozmowie z Interią Marek Pleśniar z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty zrzeszającej dyrektorów szkół. OSKKO, choć stanowiska w tej sprawie nie zajmuje, informuje dyrektorów o prawnych i organizacyjnych aspektach strajku. Przede wszystkim, nikt z rodziców nie może zostać zaskoczony protestem. Obowiązkiem dyrektora każdej strajkującej placówki oświatowej jest poinformowanie, o tym, że strajk się odbędzie, i jaką przybierze formę. - Od dyrektorów wiemy, że robią to na kilka sposobów. Wiadomości przekazywane są m.in. ustnie, za pomocą ogłoszeń, czy przy użyciu elektronicznego dziennika - mówi nam rzecznik Związku Nauczycielstwa Polskiego Magdalena Kaszulanis. Dyrektor każdej szkoły w porozumieniu z organem prowadzącym placówkę (np. gminą) ustala plan działania na ten dzień. Jeśli wielu nauczycieli strajkuje, może sam sprawować opiekę nad uczniami lub otrzymać w tym zakresie wsparcie ze strony jednostki samorządu. Choć jak wskazuje, w wielu szkołach może dojść do sytuacji podobnej jak w Radomiu, gdzie w Szkole Podstawowej nr 23 doszło do pewnych ustaleń z dyrektor placówki. - Nauczyciele odpowiedzialnie oświadczyli, że mimo odliczenia pensji za ten dzień, zajmą się, gdy będzie trzeba uczniami - informuje nas dyrektor palcówki Izabela Leśniewska. OSKKO wskazuje, że takie postawy są dość powszechne. - Współpracujemy z ZNP przy strajku i muszę przyznać, że komunikacja przebiega bardzo sprawnie. Traktujemy się w tej sprawie ze zrozumieniem - zapewnia Marek Pleśniar. Zastrajkuje niespełna połowa szkół O zrozumienie i wsparcie protestu ZNP zwraca się także do rodziców. "Wiemy, że strajk może skomplikować Wam życie rodzinne i zawodowe. W imieniu strajkujących nauczycieli i pracowników oświaty proszę o zrozumienie naszej decyzji. Wspierajcie nas 31 marca!" - apeluje prezes ZNP Sławomir Broniarz. Związkowcy zwracają się również do rodziców - by jeśli mają taką możliwość - nie posyłali dzieci do szkół. W protestach weźmie udział niespełna połowa placówek w kraju - bo ok. 40-45 proc. - poinformował Sławomir Broniarz. Najwięcej szkół zastrajkuje w województwach - pomorskim, śląskim, podkarpackim, łódzkim i mazowieckim. Miastem, w którym akcja protestacyjna spotkała się z największą aprobatą jest Sosnowiec. - 31 marca do strajku przystąpi tam prawie 100 proc. szkół - mówi nam rzecznik ZNP. W piątkowy poranek każdy przechodzący obok objętej strajkiem szkoły powinien zauważyć świadczące o tym atrybuty. Budynki będą oznakowane (o formie zdecyduje każda ze szkół). Pojawiają się na nich flagi narodowe, związkowe oraz plakaty "strajk szkolny". Dlaczego strajkują? Protestujący nauczyciele walczą o podniesienia zasadniczego wynagrodzenia minimum 10 proc., ponieważ od 2012 r. nie było podwyżek w oświacie. Związkowcy domagają się również deklaracji, że do 2022 r. w szkole nie będzie zwolnień, oraz że do tego czasu nie zmienią się nauczycielom - na niekorzyść - warunki pracy. - W tym okresie w wyniku reformy będą zwolnienia nauczycieli i będą zmieniane warunki ich pracy, czyli jeśli ktoś pracuje w pełnym wymiarze czasu pracy, to niestety może czekać go zmniejszenie etatu - wyjaśnia rzecznik ZNP. Oczekiwanym przez Związkowców efektem protestu miałby być wzrost subwencji oświatowej - tak by płace mogły zostać zwiększone o minimum 10 proc. oraz nowelizacja niedawno uchwalonego Prawa oświatowego w celu zapewnienia większej ochrony pracownikom. MEN odcina się od strajku Minister edukacji narodowej do tych postulatów podchodzi dość chłodno, stwierdzając - zgodnie z prawdą - że MEN nie jest stroną sporu wszczętego przez ZNP z dyrektorami szkół, przedszkoli, placówek oświatowych. Dlatego nie komentuje akcji protestacyjnej podejmowanej przez Związek - informuje. Strajku nie popiera również drugi - o wiele mniejszy związek zawodowy - Krajowa Sekcja Oświaty i Wychowania NSZZ "Solidarność". "NSZZ "Solidarność" ma inne postulaty i prowadzi negocjacje z rządem RP na temat podwyżek płac w oświacie i statusu zawodowego nauczycieli oraz innych pracowników oświaty" - czytamy w komunikacie. O jakich negocjacjach mowa? Pod koniec listopada 2016 r. powołany został Zespół do spraw statusu zawodowego pracowników oświaty, w skład którego wchodzą nauczycielskie związki zawodowe, organizacje jednostek samorządu terytorialnego oraz przedstawiciele ministerstw. W ramach tego zespołu toczą się negocjacje dotyczące awansu zawodowego, czasu pracy nauczycieli i ich wynagrodzeń. W kwietniu, zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, MEN ma zaprezentować harmonogram podwyżek dla nauczycieli. Minister Anna Zalewska, jak mantrę powtarza też zapewnienie, że w związku z reformą nie będzie zwolnień, a w szkołach powstanie 5 tys. dodatkowych miejsc pracy dla nauczycieli. "Wieloletni chaos" "To będzie tylko jeden dzień" - pisze w liście do rodziców Sławomir Broniarz. "Tymczasem reforma edukacji spowoduje wieloletni chaos, bo nie polega tylko na likwidacji gimnazjów. Jej negatywne skutki odczują wszyscy: od trzylatków, dla których zabraknie miejsc w przedszkolach po uczniów ostatnich klas szkoły podstawowej i gimnazjalistów. Jak podkreślają rodzice z koalicji "Nie dla chaosu w szkole", w tej zmianie nie chodzi o dobro uczniów" - czytamy. Nie ulega więc wątpliwości, że strajk to nie tylko upomnienie się o warunki pracy nauczycieli ale forma sprzeciwu wobec stającej się faktem reformy edukacji.