"Przed 80 laty moja ojczyzna - Niemcy - napadła na swoich sąsiadów, na pana ojczyznę. To byli moi rodacy, którzy dokonali strasznej wojny, która pochłonęła więcej niż 50 mln obywateli. W tej liczbie bardzo wielu polskich obywateli. (...) Ta wojna była niemiecką zbrodnią" - mówił w niedzielę w Warszawie prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier. Słów tych słuchali - w 80. rocznicę obchodów wybuchu II wojny świtowej - politycy i dyplomaci z 40 zagranicznych delegacji, w tym wiceprezydent USA Mike Pence. "Jako prezydent Republiki Federalnej wspólnie z Kanclerzem Federalnym Niemiec zwracamy się do Polaków - nie zapomnimy o tym i będziemy pamiętać o ranach, jakie odniosło polskie społeczeństwo, cierpienie polskich rodzin, jak również podziwiamy odwagę do powstania, do oporu" - podkreślił Steinmeier, po czym dodał po polsku: "Nigdy nie zapomnimy". <a href="https://wydarzenia.interia.pl/polska/news-frank-walter-steinmeier-w-warszawie-ii-wojna-swiatowa-byla-n,nId,3179825" target="_blank">Całe przemówienie czytaj tutaj. </a> - Na pewno to będzie jedno z tych przemówień, które zostaną zapamiętane w dziejach relacji polsko-niemieckich - mówi w rozmowie z Interią prof. Antoni Dudek. - Wcześniej przedstawiciele rządów Niemiec kajali się za II wojnę światową i za zbrodnie niemieckie w Polsce, ale chyba tak przejmującego przemówienia dotąd nie było, niektórzy już porównują je ze słynnym gestem Willy’ego Brandta - dodaje. 7 grudnia 1970 roku przebywający z wizytą w Warszawie kanclerz Niemiec Willy Brandt udał się na teren getta warszawskiego. Po złożeniu wieńca pod pomnikiem Bohaterów Getta, niemiecki polityk niespodziewanie ukląkł na oba kolana. Ten gest, znacząco wykraczający poza protokół, zinterpretowano jako publiczne wyznanie winy i hołd dla ofiar niemieckich zbrodni. "Nad otchłanią niemieckiej historii, pod ciężarem milionów zamordowanych, uczyniłem to, co robią ludzie, kiedy brakuje im słów" - wspominał po latach Willy Brandt. 30 lat pracy nad sąsiedzkimi relacjami Jak dziś zauważa prof. Dudek, choć obecne porównania Steinmeiera i Brandta są po części uzasadnione, ten drugi był pionierem. - W przypadku oczywiście ważnego przemówienia Steinmeiera nie popadałbym jednak w przesadę, uznając je za przełomowe. To raczej podsumowanie przełomu, który dokonywał się w polsko-niemieckich relacjach od roku 1989, kiedy odbyła się słynna msza pojednania w Krzyżowej, w której uczestniczyli ówczesny premier <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-tadeusz-mazowiecki,gsbi,1505" title="Tadeusz Mazowiecki" target="_blank">Tadeusz Mazowiecki</a> oraz kanclerz Niemiec Helmut Kohl. Ten wyboisty proces porozumienia i pojednania wciąż trwa, nadal istnieje wiele spornych kwestii, jak choćby Nord Stream2, asymetryczny stosunek do mniejszości polskiej w Niemczech, w stosunku do praw mniejszości niemieckiej w Polsce, czy sprawa reparacji wojennych, które rząd PiS podnosi co jakiś czas. Obecnie relacje polsko-niemieckie nie są idealne, jednak na przestrzeni tych 30 lat zrobiliśmy wiele kroków naprzód i przemówienie niemieckiego prezydenta to pokazało - uważa ekspert. Sporna kwestia reparacji Politycy PiS, oceniając przemówienie Franka-Walter Steinmeiera, wyrażają nadzieję, że zwiększy ono szanse na sukces w sprawie reparacji. Temat ten powrócił również w trakcie obchodów 80. rocznicy wybuchu II wojny światowej, o stratach materialnych spowodowanych przez Niemców mówił na Westerplatte premier Mateusz Morawiecki. "Trzeba o tych stratach mówić, trzeba pamiętać, trzeba domagać się prawdy, trzeba domagać się zadośćuczynienia" - podkreślał. Niemieckie media uznają za pośrednie odniesienie się do tematu reparacji następujące słowa Steinmeiera: "nie możemy cofnąć niesprawiedliwości i doświadczonego cierpienia, nie możemy go też obliczyć". Stanowisko rządu Angeli Merkel w kwestii reparacji jest niezmienne, dla Niemców to zamknięty temat. - Większość polityków zdaje sobie sprawę, że my nie mamy żadnych możliwości, żeby nakłonić Niemcy do wypłaty owych reparacji - uważa prof. Antoni Dudek. - Ta kwestia będzie jednak wracała, bo nie spodziewam się, żeby politycy w Polsce zrezygnowali z tak atrakcyjnego sposobu na pozyskiwanie głosów wyborców. Dziś w naszym kraju można wiele na ten temat mówić, stwarzać nadzieję i obawiam się, że ta pokusa będzie zatruwała relacje polsko-niemieckie - dodaje. Jednak jak wskazuje, sprawa naprawiania szkód przez Niemcy nie powinna być zamknięta. - Mam tu na myśli Fundację Polsko-Niemieckie Pojednanie, od której wszystko się zaczęło. W 1990 i '91 roku, kiedy rządy Tadeusza Mazowieckiego i Jana Bieleckiego podnosiły kwestie odszkodowań wojennych, ówczesny kanclerz Helmuth Kohl stanowczo powiedział, że Niemcy odrzucają wszelkie roszczenia reparacyjne. Natomiast obiecał wyasygnować środki, które będą wypłacane ofiarom III Rzeszy. To była dobrowolna decyzja strony niemieckiej, i przez wiele lat te pieniądze rzeczywiście były wypłacane - zwraca uwagę prof. Dudek. - Nie uważam, żeby wyegzekwowanie jakichkolwiek reparacji było realne. I uważam za kompletnie szkodliwe wyliczanie ich na jakieś astronomiczne kwoty przez zespół posła Arkadiusza Mularczyka. Potrzebny jest natomiast rzetelny raport na temat strat materialnych. Równocześnie jestem zdania, że Niemcy mają moralne zobowiązanie do ułożenia pewnych kwot, które sami muszą określić i które nadal powinni przeznaczać na ten proces wypłacania odszkodowań ofiarom wojny, a kiedy ofiar zabraknie na kształtowanie polsko-niemieckiego dialogu - konkluduje Antoni Dudek.