Jolanta Kamińska, Interia: Igrzyska olimpijskie rozpoczęły się z mocnym politycznym akcentem. Dr Marcin Przychodniak, analityk ds. Chińskiej Republiki Ludowej (ChRL) w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych: - Myśli pani o spotkaniu przywódców Chin i Rosji? Tak. - Ceremonia otwarcia igrzysk zazwyczaj jest jednym z powodów wizyt wysokiej rangi polityków w państwie będącym gospodarzem. Muszę jednak przyznać, że rozmowa Władimira Putina z Xi Jinpingiem i jej efekty były szczególne. Po spotkaniu popłynął bezprecedensowy - zwłaszcza z perspektywy ChRL - komunikat o wzajemnym wsparciu i współpracy. Stosunki rosyjsko-chińskie są znakomite, a być może najlepsze w dziejach - takie komentarze pojawiały się w światowych mediach. - Myślę, że można taką tezę postawić. Mamy do czynienia z szeroko zakrojoną współpracą, co prawda nieformalną, ale trzeba nazwać to politycznym sojuszem, przynoszącym korzyści obu stronom. Po raz pierwszy Chińczycy tak otwarcie mówią, że wspierają politykę rosyjską w Europie Środkowej czy wobec NATO, co jest szczególnie ważne w kontekście napięć wokół Ukrainy. Igrzyska w Pekinie mają dla chińskich władz, oprócz sportowego, bardzo ważny wymiar polityczny, a spotkanie z Putinem to jeden z wielu przykładów. Polityka dała o sobie znać, nim igrzyska się rozpoczęły. Pojawił się spór - bojkotować je dyplomatycznie, czy wręcz przeciwnie? - Każdy ma swoje argumenty. Niektóre państwa rzeczywiście otwarcie decydowały się na bojkot - było ich około 10, wśród nich USA, Wielka Brytania, Kanada, czy Litwa. Te kraje zaznaczyły, że ze względów na takie działania Chin, jak łamanie praw człowieka, czy napięcia w relacjach z Unią Europejską, nie wyślą do Pekinu swoich politycznych przedstawicieli. Jest i spora grupa państw, których intencje można zrozumieć dwojako. One nie wysłały swoich przedstawicieli, tłumacząc to pandemią koronawirusa. Przypuszczam, że dla części był to dobry pretekst, by z jednej strony nie zaogniać relacji z Chinami, ale z drugiej nie brać udziału w spotkaniu z szefem Komunistycznej Partii Chin. Były i takie opinie - jak stanowisko Francji wyrażone przez prezydenta Emmanuela Macrona, że dyplomatyczny bojkot nie jest żadnym rozwiązaniem. - We Francji akurat pojawił się w tej sprawie wielogłos. Francuzi chyba na początku nie mogli się zdecydować, aż do momentu zajęcia stanowiska przez Macrona, który w ramach logiki francuskiej polityki zagranicznej nastawionej na budowanie niezależności i globalnych ambicji, zdystansował się od USA. Ostatecznie do Pekinu udała się francuska minister sportu. Zobacz: Putin na otwarciu igrzysk. Znowu młodszy? [ZDJĘCIA] Za to z Polski do stolicy Chin pojechał sam prezydent. Sieć obiegły zdjęcia z bankietu wydanego przez Xi Jinpinga. Chińczycy rzeczywiście wykorzystali propagandowo fakt, że Andrzej Duda wziął w nim udział? - Dla Chińczyków na pewno było ważne, że tak wysoki rangą polityk przyjął ich zaproszenie. Tym bardziej, że Andrzej Duda był na tej kolacji jedyną głową państwa z UE. To miało duże znaczenie dla budowania chińskiej narracji, że igrzyska w Pekinie są sukcesem władz docenianym przez świat. W świetle oskarżeń wobec Chin o łamanie praw człowieka, wielokrotnie pojawia się pytanie, dlaczego świat zgadza się na to, żeby tak prestiżowa impreza odbywała się właśnie tam? - Ta kwestia często powraca w przypadku organizacji wielkich imprez sportowych. Mówimy o kontrowersjach związanych z igrzyskami w Pekinie, ale także rozmawiamy o kontrowersjach w związku z mistrzostwami świata w piłce nożnej w Katarze. Nie wiem, czy można mówić, że świat się zgadza. Decyzje o igrzyskach podejmują komitety olimpijskie. To złożona kwestia. Chyba ostatecznie jedynym kontrkandydatem Pekinu była stolica Kazachstanu. Oslo wycofało swoją kandydaturę. Pamiętajmy, że igrzyska olimpijskie to nie tylko prestiż, ale i ogromne koszty oraz wymagania, które organizatorom stawia Międzynarodowy Komitet Olimpijski. Problemem są też kwestie ekologiczne. Akurat w tym przypadku organizatorzy olimpiady w Pekinie zapewniali, że impreza będzie przyjazna naturze, tymczasem, żeby przygotować trasy narciarskie przeprowadzono wycinkę chronionych terenów leśnych. - Co więcej, na arenach olimpijskich nie ma ani grama prawdziwego śniegu. Żeby wyprodukować sztuczny śnieg, zużywane są ogromne ilości wody. A tej wody - zwłaszcza w okolicach Zhangjiakou (czyli jednej z lokalizacji igrzysk) nigdy nie było wiele, a ponad 80 proc. wody w Chinach ze względu na zanieczyszczenie nie nadaje się do wykorzystania przez człowieka. Pekin 2022. Zobacz, jak radzą sobie PolacyKrytycy przypominają też kartę olimpijską, w której podkreślane są zasady etyki, a wykluczane formy dyskryminacji m.in. na tle rasowym czy religijnym. Chiny z tymi wartościami mają niewiele wspólnego. - Mamy do czynienia z państwem, które nie jest demokratyczne, a prawa władzy stawia nad prawami obywateli. CHRL konsekwentnie prowadzi politykę cenzurowania informacji, łamania praw człowieka - w rozumieniu dyskryminacji i prześladowań m.in. mniejszości etnicznych, religijnych, seksualnych oraz prześladowania osób o innych poglądach. To system, w którym rządzi de facto wyjęta spod prawa Komunistyczna Partia Chin. To ważne kwestie wewnętrzne, ale problemy dotyczą także spraw na arenie międzynarodowej. Chiny mają na koncie łamanie prawa międzynarodowego w Hongkongu, prowokacje militarne wobec Tajwanu, czy - ogólnie - agresywną politykę międzynarodową - choćby w kontekście sankcji nałożonych na unijnych urzędników. Czytaj również: Zawodnicy narzekają na olimpijskie menu. Czym ich karmią? Czy w pana opinii polityka ma także wpływ na przebieg igrzysk i to, co dzieje się w wiosce olimpijskiej? - Większość sportowców nie pojechała do Pekinu, aby manifestować swoje poglądy, ale aby rywalizować w nadziei o medale. Władze chińskie również zastrzegły, że jakiekolwiek manifestacje, czy wypowiedzi uznane za polityczne będą traktowane zgodnie z chińskim prawem i ścigane, co w najbardziej rygorystycznym przypadku mogło by się skończyć nawet więzieniem. Rozmawiała Jolanta Kamińska.