"Mamy nowy program, program trudny" - powiedział Jarosław Kaczyński podczas sobotniej konwencji PiS, po czym przedstawił pięć punktów. Prezes obiecał rozszerzenie programu 500 plus na pierwsze dziecko, brak podatku PIT dla pracowników do 26. roku życia, "trzynastkę" dla emerytów, obniżenie kosztów pracy i przywrócenie wcześniej zredukowanych połączeń autobusowych przede wszystkim w małych miastach i na wsiach. Jak podkreślał, świadczenia zostaną wypłacone jeszcze w tym roku. Dodatkowa emerytura w wysokości 1100 zł ma zasilić portfele Polaków już w maju, z kolei świadczenie 500 plus na pierwsze dziecko zostanie uruchomione od 1 lipca. Według premiera Mateusza Morawieckiego, który przemawiał tuż po Jarosławie Kaczyńskim, koszt tych propozycji w skali roku wyniesie około 40 mld zł. Nowa "piątka Kaczyńskiego" - jak potocznie określa się program - koncentruje się przede wszystkim na zwiększeniu transferów socjalnych i to tuż przed wyborami. 26 maja odbędą się wybory do europarlamentu, a na jesieni partie powalczą o miejsca w Sejmie i Senacie.Jak przekonują politycy PiS, dzięki nowej ofercie, partia rządząca chce zmniejszyć różnice między grupami społecznymi o najniższych i najwyższych dochodach. "Absolutny rekord w historii III RP" Prof. Antoni Dudek, politolog z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, uważa, że pakiet obietnic nastawiony jest przede wszystkim na osiągniecie celu, jakim jest sukces w jesiennych wyborach. - Prezes PiS zaoferował w sobotę Polakom cały wagon kiełbasy wyborczej. Pod tym względem, to absolutny rekord w historii III RP. I chyba nieszybko uda się go komukolwiek pobić. Nigdy też tej kiełbasy nie oferowano tak otwarcie - mówi w rozmowie z Interią prof. Dudek. - PiS najhojniej obdarowuje emerytów i rodziców z jednym dzieckiem, m.in. samotne matki, które często nie mogły skorzystać z programu 500 plus. Pakiety, choć mniejsze, przygotowano także dla ludzi młodych oraz dla mieszkańców małych miasteczek i wsi, którym braki komunikacyjne ograniczały szanse rozwojowe - wylicza. - Mamy więc kilka grup wyborców, którzy łącznie mogą zapewnić PiS zwycięstwo - ocenia. "Wagon z kiełbasą" zauroczy wyborców? Jak podkreśla ekspert, choć głównym celem PiS są wybory parlamentarne, nie bez znaczenia będzie walka o miejsca w Parlamencie Europejskim. - Po pierwsze, PE jest takim złotym salonem, synekurą dla polityków, którzy chcą dorobić do emerytury. Po drugie, prezes PiS doszedł do słusznego wniosku, że przegrana Zjednoczonej Prawicy w wyborach do PE mogłaby uruchomić psychologicznie negatywny trend, polegający na tym, że część wyborców przyłącza się do obozu, który przoduje w sondażach, zdobywa lepsze wyniki - wyjaśnia prof. Dudek. Jedna przegrana mogłaby za sobą pociągnąć drugą. - PiS przedstawił ofertę dla emerytów, którzy dotychczas nie kwapili się zbytnio do udziału w wyborach europejskich. Prawica liczy, że kiedy w maju emeryci dostaną "trzynastkę" z wdzięczności pofatygują się do urn - uważa ekspert.Podobnie w przypadkach rodzin, które otrzymają dodatkowe 500 zł na dziecko.- Wagon z kiełbasą z pewnością wielu wyborców zauroczy i przysporzy PiS poparcia. Nie oznacza to jednak, że ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego musi wybory do PE wygrać, bo tu kluczowa jest kwestia frekwencji. Jeśli nastąpi silna mobilizacja wielkomiejskiego, lepiej wykształconego elektoratu, który z reguły chętniej głosuje w eurowyborach, PiS może spotkać niemiłe zaskoczenie - wskazuje. Zdaniem eksperta, to właśnie ta grupa wyborców jest też bardziej skłonna do refleksji nad tym, co właściwie proponuje PiS: gdzie w najnowszej ofercie jest wizja reformy i czy w dłuższej perspektywie kraj stać na takie świadczenia. FOR: Propozycje PiS uderzą w finanse publiczne w 2020 i 2021 Politycy PiS zapewniają, że tak. "Przedstawiony w sobotę przez prezesa Jarosława Kaczyńskiego program będzie sfinansowany dzięki uszczelnieniu systemu podatkowego, usprawnieniu działalności państwa i szybkiemu wzrostowi gospodarczemu - przekonywał w rozmowie z Interią Michał Dworczyk. O dobrej sytuacji gospodarczej naszego kraju mówią nie tylko politycy partii rządzącej. Jak wynika z analizy Aleksandra Łaszka, głównego ekonomisty Forum Obywatelskiego Rozwoju, PiS ogłasza swoje obietnice w momencie szczytowej koniunktury polskiej gospodarki. Jest dobrze, pytanie, jak długo taki stan rzeczy będzie się utrzymywał? "Lata 2015-2018 to okres najszybszego od 2007 r. wzrostu naszego największego partnera handlowego - strefy euro, co sprzyjało także szybkiemu wzrostowi polskiej gospodarki. W drugiej połowie 2018 r. zaczęło być widoczne cykliczne spowolnienie w strefie euro, co z czasem osłabi także wzrost gospodarczy w Polsce. Spowolnienie polskiej gospodarki będzie silniejsze z powodu starzenia się społeczeństwa i malejącej liczby osób w wieku produkcyjnym - efekt ten dodatkowo został pogłębiony przez decyzję PiS o obniżeniu wieku emerytalnego" - uważa Aleksander Łaszek. Jak przekonuje ekspert FOR, wprowadzenie w życie zapowiedzi PiS uderzy w finanse publiczne dopiero w 2020 i 2021 r. Dla przykładu, minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska zapowiedziała, że koszt wprowadzenia "500 plus" także na pierwsze dziecko to rocznie około 20 mld zł. Ponieważ program ruszy od lipca, w tym roku budżet odczuje tylko połowę kosztów tej zmiany."Biorąc pod uwagę dobre wykonanie dochodów budżetu państwa w 2018 r. oraz naturalne oszczędności pojawiające się w trakcie roku po stronie wydatkowej, jest szansa na wprowadzenie tych zmian bez podnoszenia limitu deficytu na 2019 r. Pełne koszty proponowanych zmian będą jednak widoczne w 2020 r., co - biorąc pod uwagę oczekiwane spowolnienie gospodarcze - doprowadzi do wzrostu deficytu" - wyjaśnia Aleksander Łaszek. "Obecnie Polska jest w euforii" - To jest podstawowy problem rozwojowy kraju o niskiej kulturze politycznej, gdzie obóz rządzący zawsze rozumuje w ten sposób: "póki my rządzimy, póty naszego, a później to niech się martwią następcy" - uważa prof. Antoni Dudek. - Jeśli jakiemuś rządowi sprzyja koniunktura, a PiS-owi sprzyja, to on nie będzie patrzył na to, że konieczne są oszczędności i rezerwy, bo może je "zgarnąć" opozycja, jeśli wygra wybory - dodaje. W jego opinii, dopiero kryzysy gospodarcze powodują, że o przyszłości myśli się w dłuższej perspektywie. - Obecnie Polska jest w euforii w związku z rozwojem gospodarczym i tym, że owoce tego rozwoju zaczęły wreszcie pod strzechy zaglądać. Największym błędem PO, było to, że nie chcieli oddać owoców wzrostu gospodarczego zwykłym Polakom. Wówczas mogliby rządzić dalej - mówi ekspert. Pogubiona opozycja? Tymczasem nowe propozycje PiS przysporzyły opozycji kolejnych kłopotów. Ofertę PiS trudno przebić. Kiedy program 500 plus zaczął działać, zyskując wysokie poparcie Polaków, opozycja obiecała, że wprowadzi świadczenie także na pierwsze dziecko. Teraz ugrupowanie Grzegorza Schetyny ma problem z jednoznaczną oceną "piątki Kaczyńskiego". "Tani populizm, totalna korupcja polityczna, którą PiS proponuje Polakom" - mówił o "piątce" szef klubu PO-KO Sławomir Neumann. Wyrażał też nadzieję, że Polacy nie dadzą się na nie nabrać."Przedstawione w sobotę propozycje - PiS sięga po pomysły przedstawione już wcześniej przez Platformę. Pomysł 500 plus na pierwsze dziecko, kluczowy z punktu widzenia demografii, przedstawiliśmy już 2,5 roku temu, a PiS w Sejmie głosował przeciwko temu pomysłowi. 13. emerytura to także nasz pomysł sprzed 1,5 roku. Widać, że PiS ma problem, że to są nasze propozycje" - przekonywał z kolei w Interii wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej Tomasz Siemoniak. - Wygląda to tak, jakby politycy PO byli kompletnie pogubieni - kwituje prof. Dudek. Przypominając, że w przeszłości PO krytykowała ten program. - Nie potrafili się w porę ugryźć w język, więc teraz będą za to cierpieć, bo telewizja rządowa nie pozwoli swoim telewidzom zapomnieć o tamtych opiniach - dodaje. - PO została znokautowana. Teraz trwa liczenie Schetyny. Zobaczymy, czy lider PO zdoła się podnieść. Myślę, że tak - uważa prof. Dudek. W kolejce staną następne grupy zawodowe? Najbliższe sondaże poparcia pokażą, czy nowy pakiet obietnic rzeczywiście ugruntuje i tak dość silną pozycję PiS. Na horyzoncie pojawiają się jednak ciemne dla rządu chmury. Hojność rozsierdziła tych, którzy dotychczas domagali się podwyżek. Już na początku tygodnia Związek Nauczycielstwa Polskiego zapowiedział zaostrzenie trwających od dawna protestów. - Tylko zdecydowany strajk w czasie egzaminów może spowodować, że rząd zacznie z nami rozmawiać i traktować poważnie edukację - stwierdził prezes ZNP Sławomir Broniarz. Nauczyciele są rozgoryczeni. Przez kilkanaście miesięcy słyszeli, że w budżecie nie ma środków na oczekiwane przez nich podniesienie pensji. - Sobotnie obietnice PiS rozdawania pieniędzy z pominięciem edukacji przelały tę czarę goryczy - podkreślił szef ZNP.W maju ma odbyć się także protest niepełnosprawnych. A to nie jedyne grupy, które domagają się od rządu pieniędzy. - W kolejce staną kolejne grupy zawodowe, jak pielęgniarki - mówił Interii Tomasz Siemoniak z PO. - I tu zaczyna się problem. PiS dając pieniądze grupom, które mogą swoimi głosami zasilić obóz rządzący, musi nadal mówić: "nie", takim grupom jak nauczyciele, bo to nie jest potencjalny wyborca partii rządzącej. Nauczyciel, to jest osoba z wyższym wykształceniem i kiedy przejrzymy, jak reagują na PiS osoby z wyższym wykształceniem, to w tej grupie partia rządząca ma najniższe poparcie - zauważa prof. Antoni Dudek. - Jedno jest pewne - determinacja PiS-u, by utrzymać się u władzy jest olbrzymia. Chyba nigdy w Polsce jednorazowo nie obiecano tak wiele. Pozostaje pytanie, które stawiają ekonomiści, co dalej, kiedy skończy się dobra koniunktura - konkluduje ekspert.