Z Małgorzatą Kidawą-Błońską, wicemarszałek Sejmu i członkinią zarządu krajowego PO, rozmawiają Aleksandra Gieracka i Jolanta Kamińska. Aleksandra Gieracka, Jolanta Kamińska: O! Widzimy, że u pani marszałek w gabinecie już kwiaty w kolorze czerwonym. Nowe wytyczne od razu wcielone w życie? Małgorzata Kidawa-Błońska: - Za kwiaty w Sejmie odpowiada firma zewnętrzna, która zastosowała się do nowych zaleceń Kancelarii Sejmu. Rzeczywiście, w dni posiedzeń sejmowych i w święta narodowe, w kuluarach, w centralnym punkcie przy wejściu na salę posiedzeń, jak i w każdym pomieszczeniu gmachu Sejmu, kwiaty mają być biało-czerwone. Podoba się pani ten pomysł? - Jestem zdania, by w tej sprawie dać kwiatom wolność. Podczas uroczystości państwowych np. składając wieńce podkreślamy kolorem doniosłość danego wydarzenia. Jednak kwiaty w pomieszczeniach powinny je dekorować, wprawiać nas w dobry nastrój i cieszyć nasz wzrok. Powinny być apolityczne. A jak się pani pracuje w Prezydium Sejmu? Iskrzy? - Być może powiem coś zaskakującego, ale posiedzenia Prezydium Sejmu przebiegają zazwyczaj dość spokojnie. Są z pewnością spokojniejsze niż obrady Sejmu. W sprawach spornych zawsze przeprowadzane są głosowania, które jako opozycja przegrywamy. Ale taka jest arytmetyka w Sejmie, co przekłada się na skład Prezydium. Mamy prawo do przedstawiania naszego stanowiska, do zgłaszania sprzeciwu, z czego oczywiście korzystamy. Od czasu do czasu zdarzy się dzień dobroci dla opozycji i wówczas możemy liczyć na drobne ustępstwa np. dziesięć minut zamiast pięciu na wystąpienie klubowe. Ale to w zasadzie wszystko na co możemy liczyć. W tych sytuacjach na pierwszy plan wychodzi kluczowa rola szefa klubu Prawa i Sprawiedliwości a jednocześnie wicemarszałka Sejmu Ryszarda Terleckiego. Marszałek Kuchciński ma ostateczne zdanie, jednak jego wydanie poprzedza konsultacją z Klubem Parlamentarnym PiS. Zdanie szefa klubu jest z góry do przewidzenia. To Ryszard Terlecki rozdaje karty? - Ma bardzo silną pozycję, wydaje decyzje polityczne PiS. Jest też najbardziej rygorystycznie przestrzegającym czasu wicemarszałkiem - nie daje posłom szans na nawet jedną, dodatkową sekundę wypowiedzi. Na prezydium Sejmu zapadają też decyzje o przyznawaniu kar posłom. Na obniżanie pensji skarży się ciągle Sławomir Nitras, rekordzista pod tym względem. Mówi, że jest "prześladowany przez pisowską część prezydium". - Sławek Nitras jest posłem z silnym temperamentem, ale karanie go przybiera postać uporczywego nękania. Jestem przeciwniczką finansowego karania posłów za ich wypowiedzi na sali plenarnej. Wystąpienia posłów są często emocjonalne, jednak najczęściej mieszczą się w granicach krytyki. Nie tylko w naszym Sejmie tak się dzieje. Trzeba brać poprawkę na to, że dla rządu PiS krytyka jest wyjątkowo trudna do przyjęcia. Mam wrażenie, że z nowego w tej kadencji narzędzia, czyli kar finansowych, zrobiono bat na opozycję, chce się nas zastraszyć i uciszyć. Emocje udzielają się każdej ze stron, ale rolą prowadzącego obrady marszałka jest ich wygaszanie. Tymczasem marszałek sam generuje konflikty, czego apogeum obserwowaliśmy w grudniu 2016 r., gdy protestowaliśmy w obronie mediów i wykluczonego z obrad Michała Szczerby. Kary finansowe przyznawane Sławomirowi Nitrasowi są adekwatne do jego przewinień? - Na nazwisko posła Nitrasa PiS jest szczególnie uczulone. Doszło już do tego, że jest upominany za rzeczy, których nie robi. Sławek ma silny charakter, ale nie jest to powód, by go tak prześladować. A słynne "Siadaj, dziadowski marszałku!" było przekroczeniem dopuszczalnej granicy? - Wcześniej tego samego dnia marszałek Terlecki mówił o "dziadowskiej telewizji". To było odniesienie do jego wypowiedzi. Należy zauważyć, że marszałkowi i wicemarszałkom wolno mniej w Sejmie, muszą bardziej ważyć słowa. Są szczególnie odpowiedzialni za poziom debaty w Sejmie. Jak już wspomniałam emocjonalne wypowiedzi pojawiają się zarówno wśród posłów PiS, jak i opozycji. Refleksja powinna więc pojawić się po każdej ze stron. To prawda, że politycy PO zrzucają się na pensje dla posłów, którym zostały obcięte uposażenia? Platforma utworzyła specjalny fundusz solidarnościowy? - Nie ma czegoś takiego, nie ma oficjalnego funduszu. Mamy fundusz klubowy z naszych własnych składek, który wykorzystujemy, żeby pomóc jak przyjaciele w różnych przypadkach, w sytuacjach losowych. Rzeczywiście Sławkowi pomagamy, bo bardzo trudno utrzymać rodzinę, kiedy za wykonywanie swojej pracy - a on jest posłem zaangażowanym, aktywnym i merytorycznym - ciągle ma się obcinane wynagrodzenie. Pani marszałek, Platforma ma problem dziś z deklaracją LGBT podpisaną przez prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego? - To nie my mamy problem z deklaracją, którą podpisał Rafał Trzaskowski. Duży kłopot ma z tym Prawo i Sprawiedliwość. Jestem przekonana, że nie przeczytali dokładnie ani tego dokumentu ani wytycznych WHO. Jeden z posłów PiS pytany na antenie czy czytał ten dokument przyznał rozbrajająco, że nie... Że przeczytał jedynie podstawowe założenia, a to nie przeszkadza, by zabrał głos w dyskusji. Dyskutują więc na temat tego, co jedna pani powiedziała drugiej pani, powielają kłamstwa i półprawdy, w które sami zaczynają wierzyć. Jeżeli czołowi politycy PiS mówią o tym, że można edukację seksualną prowadzić w przedszkolu, to znaczy, że albo oni nigdy nie wychowywali dzieci, albo w ogóle nie wiedzą, o czym mówią. Żadne tego typu zajęcia nie mogą się odbyć bez zgody rodziców, więc w jakim celu straszą i kłamią, że coś takiego ma się dziać? Przecież edukacja seksualna w szkołach funkcjonuje. Jest niewystarczająca, że konieczne są dodatkowe zajęcia w tym obszarze? - Edukacja w zakresie tolerancji, przeciwdziałania ksenofobii i przemocy powodowanej nienawiścią jest bardzo potrzebna szczególnie dzisiaj, kiedy zjawiska, o których wspomniałam, nasilają się. W deklaracji jest też mowa o walce z hejtem, który może doprowadzić w skrajnych przypadkach nawet do samobójstwa. Młodzi ludzie muszą mieć wiedzę o tym jak przeciwdziałać tym niebezpiecznym zjawiskom i gdzie się udać po pomoc. Ta deklaracja ma dawać poczucie bezpieczeństwa, a nie zagrożenia, jak stara się ją przedstawiać PiS. Dokument udostępnia także nauczycielom i rodzicom odpowiednie narzędzia, by potrafili dobrze zdiagnozować problemy młodzieży. Łączenie kwestii edukacji seksualnej z deklaracją LGBT spowodowało, że część rodziców poczuła się zaniepokojona. - Myślę, że jest to związane z nazwą, z tytułem samej deklaracji, a nie treścią dokumentu. Ostatnio jest taka tendencja do czytania wyłącznie nagłówków i wyrażania opinii na ich podstawie. Przecież chodzi o to, żebyśmy wiedzieli trochę więcej i byli bardziej otwarci w stosunku do innych ludzi. Zaniepokojonych deklaracją zachęcam do jej przeczytania. Wszystko stanie się wtedy jasne i dyskusja stanie się bardziej merytoryczna. Czyli uważa pani, że część polityków PO też przeczytała tylko nagłówki? Bo głosy krytyczne płyną również z waszego środowiska. Ostro ruch Trzaskowskiego wypunktował Roman Giertych, a jego analizę za "wnikliwą i rzeczową" uznał pani partyjny kolega Włodzimierz Karpiński. Hanna Gronkiewicz-Waltz skrytykowała szczególne wyróżnianie jednej grupy oraz wytyczne WHO, do których odsyła deklaracja. - Ochrona osób dyskryminowanych nie może być w moim odczuciu traktowana jako "wyróżnianie". Postrzegam to raczej jako chęć zrównania ich szans z innymi. Rafał Trzaskowski krytykowany jest za plany utworzenia hostelu interwencyjnego, w którym schronienie otrzymają osoby narażone na dyskryminację ze względu na orientację seksualną. Opieka nad ofiarami przemocy to priorytet. W Warszawie i wielu innych miejscach w Polsce funkcjonują domy samotnej matki, domy dla kobiet, które musiały uciekać przed oprawcami. Budując system opieki społecznej powinniśmy myśleć szerzej i uwzględniać wykluczonych ze względu na niepełnosprawność, wiek, bezdomność, jak również osoby homoseksualne. Szczególnie w dzisiejszych czasach, gdy ze strony partii rządzącej panuje przyzwolenie na mowę nienawiści. A w kontekście politycznym podpisanie deklaracji LGBT akurat teraz przez wyborami, to nie był błąd? - To było zobowiązanie Rafała Trzaskowskiego, z którego się wywiązał. Jest niezależnym samorządowcem. Należy mieć też na uwadze, że temat, o którym rozmawiamy jest częścią tego, co robi miasto. W Warszawie dzieje się o wiele więcej. PiS podchwycił temat, oskarżył opozycję o "atak na dzieci" i rozpętała się burza. Platforma musi się tłumaczyć. - To PiS powinien wytłumaczyć się ze swojego cynicznego podejścia do działań antydyskryminacyjnych. Zbudował wokół deklaracji przekaz o wojnie ideologicznej, co jest trudne do zrozumienia, bo pomoc wykluczonym nie ma ideologicznych barw. Ani ja, ani Platforma nie mamy się z czego tłumaczyć. Wychowałam syna, wiem, jakie pytania zadają dzieci. Wiem, że trzeba ich uczyć tolerancji, szacunku dla drugiego człowieka. Każdy, kto wychował dzieci i wnuki wie jak ważne jest, by potrafiły identyfikować niebezpieczeństwa. Musimy mieć poczucie, że zrobiliśmy wszystko, żeby je chronić przed hejtem, nienawiścią, złym dotykiem. Wywołany przez Rafała Trzaskowskiego temat dał PiS-owi paliwo. - Wykorzystują ten temat do przykrycia ich afer. Prawo i Sprawiedliwość cały czas milczy na temat Srebrnej, chcą ukryć naszą tablicę ukazującą powiązania osób zamieszanych w tę sprawę. Nie mówią o pieniądzach, z których sfinansują tzw. "piątkę Kaczyńskiego". Znaleźli natomiast zastępczego wroga, na którego skierowali całą swoją energię.