W związku z zabójstwem dziennikarza śledczego Jana Kuciaka i jego partnerki, przez Słowację przetoczyła się największa od aksamitnej rewolucji w 1989 roku fala protestów.Jak podają organizatorzy manifestacji - w samej Bratysławie na ulice wyszło około 65 tysięcy ludzi, domagając się utworzenia nowego rządu, któremu społeczeństwo będzie mogło zaufać i w którym nie będzie nazwisk uwikłanych w afery korupcyjne. Protestujący mieli ze sobą transparenty z hasłami: "Chcemy nowych wyborów", "Za uczciwą Słowację, "Dość partii SMER". Słowacy domagają się nowego rządu, któremu społeczeństwo będzie mogło zaufać i w którym nie będzie nazwisk uwikłanych w afery korupcyjne. Tego samego domagał się także słowacki prezydent - Andriej Kiska, który proponował dwa scenariusze - głęboka rekonstrukcja rządu lub przedterminowe wybory. Andrej Kiska ostatecznie zaakceptował zaproponowaną listę ministrów nowego rządu, na którego czele stanie Peter Pellegrini. Jak poinformował prezydent, nowy rząd ma zostać zaprzysiężony w czwartek. Problemy z utworzeniem nowego rządu W ubiegły czwartek do dymisji podał się dotychczasowy premier Robert Fico. Misję utworzenia nowego rządu otrzymał zastępca Fico w partii SMER-SD Peter Pellegrini. Peter Pellegrini przedstawił prezydentowi skład nowego rządu, jednak za pierwszym razem Andriej Kiska składu nie zaakceptował. "Jeśli nowy rząd jest zainteresowany przywróceniem zaufania ludzi do państwa, musimy mieć ścisłe wymagania co do jego składu" - argumentował prezydent podkreślając, że w nowym rządzie nie mogą się znaleźć osoby o kontrowersyjnych powiązaniach osobistych. Pellegrini zapowiedział wtedy, że przedstawi nowy skład pomimo wątpliwości, czy takie postępowanie prezydenta jest konstytucyjne. Jak podkreśla w rozmowie z Interią prof. Jacek Wojnicki z Uniwersytetu Warszawskiego, ogólnie prezydent na Słowacji nie ma zbyt wiele do powiedzenia w tej kwestii. Panujący tam ustrój parlamentarno-gabinetowy, ze słabą pozycją prezydenta sprawia, że może on jedynie wygłaszać przemówienia, apelować, sugerować jakieś rozwiązania, ale nie ma żadnej mocy sprawczej. Decyduje rząd, jeżeli ma większość w radzie narodowej. - De facto prezydent nie ma możliwości odmówienia zaprzysiężenia rządu w wersji zaproponowanej przez premiera. W obecnej sytuacji jednak premier - czując, że rzeczywiście ma słabą pozycję w związku z tym kryzysem - nie upierał się przy pewnych nazwiskach, próbując iść na kompromis z prezydentem, żeby ten rząd po prostu szybko powstał - mówi prof. Wojnicki. - To była tylko dobra wola premiera, że on zwrócił uwagę na pewne sugestie prezydenta i zdecydował się wymienić kandydatów - podkreśla zauważając jednak, że partia rządząca za wszelką cenę chciała uniknąć wyborów, bo w obecnej sytuacji SMER poniósłby w nich klęskę. W opublikowanym przez Polski Instytut Spraw Międzynarodowych komentarzu dotyczącym sytuacji na Słowacji zwrócono także uwagę na "koncyliacyjny styl Pellegriniego", który może pomóc w dialogu ze społeczeństwem. W przeciwieństwie do swojego poprzednika, nowy premier jest wolny od zarzutów korupcyjnych i "nie atakuje słownie dziennikarzy, a uliczne protesty uznał za przejaw prawdziwej demokracji". Możliwe scenariusze Zdaniem prof. Wojnickiego panem sytuacji jest jednak większość rządowa i jej lider - Fico, który zrezygnował, co prawda, z funkcji szefa rządu, ale pozostał na czele największej partii w parlamencie, a premierem został jeden z jego najbliższych współpracowników. Spełnia to wymóg, o którym Fico wspominał w rozmowie z dziennikarzami, gdy zapowiedział dymisję pod warunkiem, że prezydent wyznaczy nowego premiera respektując obecnie rządzącą koalicję. - Jeśli jednak manifestacje będą się powtarzały to ja widzę tylko jeden scenariusz: skrócenie kadencji. Inny rząd w parlamencie zdominowanym przez SMER i narodowców nie powstanie - mówi prof. Wojnicki - Chyba, że sytuacja się uspokoi, choć trudno prorokować, to tymczasowy rząd Pellegriniego będzie funkcjonował jakiś czas. Jednak de facto realną władze sprawować będzie Fico, który z funkcji szefa partii nie zrezygnuje, bo to by oznaczało dla niego śmierć polityczną, a on się jeszcze nigdzie nie wybiera - podsumowuje ekspert. Priorytetowa sprawa Kuciaka Aby uspokoić nastroje społeczne, priorytetem nowego rządu będzie wyjaśnienie sprawy morderstwa dziennikarza i jego partnerki. Jednak, jak twierdzi prof. Wojnicki, rząd najprawdopodobniej będzie chciał w pewien sposób "rozwodnić" sprawę i po prostu wykazać, że Fico nie miał z nic wspólnego z zabójstwem dziennikarza, który w swoim artykule uderzał także w niego. - Na czele rządu stoi premier będący współpracownikiem Fico, więc raczej nie ma szans na kompleksowe wyjaśnienie tej sprawy - komentuje ekspert. - Nie sądzę, żeby Pellegrini był samobójcą, który donosiłby na lidera zwycięskiej partii. Być może wskażą jakieś płotki, śledztwo prawdopodobnie będzie się przedłużać, może pojawić się problem mataczenia. Nikt jednak nie liczy na uczciwe zbadanie sprawy pod tymi rządami. Dopiero przy skutecznym odsunięciu od władzy SMER-u i Fico można by wskazać realnych mocodawców tego zabójstwa - podsumowuje tę kwestię prof. Jacek Wojnicki. "Dwa tygodnie międzynarodowego wstydu Słowacji" Morderstwo dziennikarza i jego partnerki odbiło się szerokim echem nie tylko na Słowacji, ale i w całej Unii Europejskiej. Zdaniem komentatorów jest to jeden z najpoważniejszych kryzysów na Słowacji od czasów aksamitnej rewolucji w 1989 roku. - To jest rzeczywiście szok, bo nie pamiętam w historii, żeby na Słowacji zabito dziennikarza, nawet za czasów Czechosłowacji. Jest to chyba nawet poważniejszy kryzys niż ten związany z pierwszym premierem - Mečiarem - mówi w rozmowie z Interią prof. Wojnicki. - Można powiedzieć, ze Fico twórczo rozwinął ten model jakby autorytarny Mečiara i zdecydowanie przerósł swojego mistrza - dodaje. Kryzys zaszkodził Słowacji, której dotychczas udało się uniknąć np. problemów z Trybunałem UE, który straszył Polaków, Węgrów i Czechów sankcjami ws. kryzysu migracyjnego, a sam premier Fico zachował się zapobiegliwie i przyjmując małą grupkę uchodźców pokazał, że wykonuje zalecenia unijne. - A tu okazuje się, że mamy mafię włoską zbrataną z klasą polityczną i kto o tym pisze może niespodziewanie zginąć. To bardzo duże uderzenie i test zarówno dla Słowacji, jak i dla UE, ponieważ nikt nie podejrzewał Słowacji o takie praktyki w XXI wieku i w Unii Europejskiej. - zauważa prof. Wojnicki zwracając uwagę na fakt, że dotychczas w UE "czarną owcą" bywał Orban i, od czasu do czasu, Polska. - Można powiedzieć, że nastąpiła taka "europeizacja świata przestępczego", bo ponad granicami struktury przestępcze innego państwa dotarły do Słowacji - mówi ekspert. - Na pewno Słowacja wiele straci na arenie międzynarodowej i gdyby UE miała być konsekwentna to w przypadku braku efektów śledztwa, powinny się pojawić jakieś sankcje - podsumowuje w rozmowie z Interią prof. Jacek Wojnicki.