W uzasadnieniu swojej decyzji prezydent USA Donald Trump podkreślał, że "okropna i jednostronna" umowa nigdy nie powinna zostać zawarta. Z kolei przedstawiciele irańskich władz odpowiadali, że USA nigdy swoich zobowiązań nie dotrzymywały, a decyzja Trumpa to zwykłe "dyplomatyczne show" i "wojna psychologiczna". Szef irańskiego parlamentu, Ali Laridżani stwierdził dodatkowo, że decyzja prezydenta USA jest zagrożeniem dla pokoju i bezpieczeństwa, a Irańscy deputowani spalili papierową flagę Stanów Zjednoczonych oraz kopię porozumienie nuklearnego, krzycząc "śmierć Ameryce". "W jego wypowiedzi było ponad 10 kłamstw. Zagroził władzy i ludziom, mówiąc, że zrobi to czy tamto. Panie Trump, mówię panu w imieniu Irańczyków: popełnił pan błąd" - podkreślił najwyższy przywódca Iranu. "Nie potrafi pan zrobić nawet jednej cholernej rzeczy!" - powiedział z kolei duchowo-polityczny przywódca Iranu ajatollah Ali Chamenei. 2015 roku umowy między sześcioma mocarstwami (USA, Francja, Wielka Brytania, Chiny, Rosja i Niemcy) a Iranem było ograniczenie programu nuklearnego tego kraju w zamian za stopniowe znoszenie sankcji. Trump podczas kampanii przed wyborami prezydenckimi z 2016 roku ostro krytykował dokument. Uważał, że ustępstwa wobec Iranu są zbyt duże. Decyzja jest zatem spełnieniem jego wyborczych obietnic. Zaniepokojenie wyrazili przywódcy krajów z całego świata. Powrót do przeszłości Zdaniem prof. Wiesława Lizaka, żeby w pełni odpowiedzieć na pytanie o możliwe decyzje Iranu, trzeba cofnąć się do poprzedniej administracji prezydenta Obamy, który - zdaniem eksperta - próbował wprowadzić nowy mechanizm amerykańskiej polityki w regionie Bliskiego Wschodu. - Po doświadczeniach wynikających z eskalacji lokalnych konfliktów z czasów przede wszystkim Georga Busha młodszego, który próbował wymuszać korzystne dla Stanów Zjednoczonych rozwiązania na Bliskim Wschodzie, czego efektem była np. interwencja zbrojna w Iraku w 2003 roku, Obama próbował prowadzić politykę mediatora wobec problemów Bliskiego Wschodu - mówi prof. Lizak. - USA, jako mocarstwo zewnętrzne, poprzez odpowiednie relacje z państwami typu Turcja, Iran, Izrael, Arabia Saudyjska, na zasadzie polityki łagodzenia lokalnych sporów, tworzenia związków z lokalnymi partnerami, próbowały stabilizować emocje na Bliskim Wschodzie, by zapobiegać sytuacjom zagrażającym bezpieczeństwu regionu i świata - dodaje ekspert i zaznacza, że w tym kontekście spojrzenie na porozumienie z Iranem jawiło się jako próba stworzenia regionalnego systemu, w którym Iran staje się jakby równoprawnym partnerem dla regionalnych mocarstw - Turcji, dla Arabii Saudyjskiej, czy Izraela. - Oczywiście trudno oczekiwać, by w tym przypadku Arabia Saudyjska czy Izrael przyjęły takie rozwiązanie z radością, bo to oznaczało ich ograniczenie możliwości oddziaływania na regionalny system - mówi prof. Lizak. - Gdy nastąpiła zmiana administracji w Stanach Zjednoczonych i prezydent Trump zaczął jednoznacznie wypowiadać się po stronie Izraela i Arabii Saudyjskiej, państwa te wykorzystały to próbując naciskać na administrację amerykańską. Jak widać, skutecznie - stwierdza. -W tej chwili - zdaniem eksperta - mamy powrót do status quo ante, czyli ponowne wzniecenie linii podziałów w regionie - podkreśla prof. Lizak, zwracając szczególną uwagę na rywalizację pomiędzy Arabią Saudyjska i Iranem, a także wrogość między Iranem a Izraelem. - A mocarstwo (USA), które przez jakiś czas próbowało łagodzić spory i jakby niwelować pewne negatywne trendy i procesy, właśnie poprzez politykę utrzymywania równego dystansu pomiędzy poszczególnymi bliskowschodnimi mocarstwami, włączając Iran w tę politykę, nagle zaczęło się opowiadać po stronie państw, które kosztem innych próbują zdobyć silniejsza pozycję - dodaje ekspert. Nieracjonalna decyzja Trumpa Rosja określiła decyzje USA jako "bezpodstawną". Zapowiada także kontynuację aktywnej współpracy z Iranem i innymi państwami pozostającymi stronami porozumienia. Zdaniem eksperta, z punktu widzenia procesów długofalowych, będzie to oznaczało jeszcze większe wzmocnienie wzajemnych relacji pomiędzy Iranem a Rosja, czy Iranem i Chińska Republiką Ludową: - I tu pojawia się pytanie o racjonalność decyzji Trumpa. To "wpychanie" Iranu w ręce mocarstw, z którymi USA rywalizują (z Rosją w Europie, z Chinami na Dalekim Wschodzie). To jest przenoszenie na Bliski Wschód elementów tej rywalizacji. Zdaniem prof. Lizaka, istotne są obecnie działania nie tylko Rosji, Chin, czy samego Iranu, ale także pozostałych państw związanych porozumieniem nuklearnym. Theresa May, <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-angela-merkel,gsbi,1019" title="Angela Merkel" target="_blank">Angela Merkel</a> i Emmanuel Macron wspólnie podkreślili, że z "żalem i zaniepokojeniem" przyjęli decyzję amerykańskiego prezydenta. Zaznaczyli, ze ich kraje zobowiązują się przestrzegać umowy z 2015 roku, powołując się na ocenę Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA), w której napisano, że Iran przestrzega ograniczeń zapisanych w porozumieniu. - Pamiętajmy jednak, że jeśli Amerykanie przywrócą sankcję wobec Iranu, to nie oznacza tylko sankcji wobec przedsiębiorstw irańskich. Będą one także dotykały przedsiębiorstw z państw trzecich, które współpracują z Iranem - zaznacza prof. Lizak. - Jeśli Stany Zjednoczone zaczną obejmować sankcjami firmy brytyjskie, francuskie, czy niemieckie to pewnie pojawi się obawa o interesy, a siłą rzeczy USA są ważniejszym partnerem dla Europejczyków niż Iran, wiec tego typu polityka może wymusić ewolucje polityki Europejskiej w stronę zachowania więzów z USA, kosztem relacji z Iranem - podkreśla ekspert. USA deklarują, że jeśli Iran zdecyduje się na rozmowy w sprawie nowego porozumienia to są w stanie podjąć ponowne negocjacje, jednak na razie możliwości porozumienia nie widać. Stałe napięcia na linii Izrael-Iran Kluczowy wydaje się w tym momencie rozwój wypadków pomiędzy Iranem i Izraelem. Od pewnego czasu napięcie pomiędzy tymi krajami stale rośnie. Po wielu tygodniach napięć, izraelskie wojska na okupowanych przez Izrael Wzgórzach Golan zostały zaatakowane ok. 20 rakietami. Izraelska armia twierdzi, że pociski zostały wystrzelone przez irańskie siły z drugiej strony linii demarkacyjnej w Syrii. W wywiadzie opublikowanym w ostatni weekend w niemieckim tygodniku "Der Spiegel" Macron ostrzegał, że taki rozwój wydarzeń grozi wojną. Dodał jednak, iż nie wierzy w fakt, że "Donald Trump chciałby wojny". Jak zaznacza prof. Wiesław Lizak, w Iranie nie mają wątpliwości, że działania prezydenta USA inspirowane są przez Izrael, co dodatkowo sprawi, że te relacje utrzymają się na zaostrzonym poziomie. Ekspert ma jednak nadzieję, że żadna ze stron nie będzie zainteresowana długotrwałą perspektywą walki militarnej. - Myślę, że nowoczesny potencjał bojowy Izraela zniechęca państwa na Bliskim Wschodzie do prowadzenia otwartego konfliktu na dłuższą metę. Jeśli dodatkowo weźmiemy pod uwagę jednoznaczne poparcie USA dla polityki izraelskiej, to raczej trudno oczekiwać, by Iran się na to zdecydował. Pomimo oskarżeń o różnego rodzaju ideowe inspiracje dla swoich działań, to za tym wszystkim znajduje się duży ładunek irańskiego pragmatyzmu i dążenia do budowy pozycji regionalnego mocarstwa - podkreśla prof. Lizak. Zwraca jednak uwagę na sytuację w Syrii, gdzie Izrael jest zainteresowany osłabianiem wrogich dla siebie sił, które popiera z kolei Iran. Dzięki m. in. irańskiemu poparciu Asad ma szanse wygrać wojnę. - Dodatkowo hezbollah właśnie wygrał wybory w Libanie, więc to wszystko sprawia, że Izrael obawia się tego, co ma miejsce za jego bezpośrednimi granicami. Natomiast nie oczekiwałbym jakichś otwartych, długotrwałych konfrontacji, co nie zmienia faktu, że może pojawić się impuls, błędne odczytanie intencji drugiej strony i dojdzie do nagłej eskalacji tego konfliktu - stwierdza ekspert. - Jednak, raczej powinno to pozostać w sferze pośrednich konfliktów, takich jak Arabia Saudyjska z Iranem prowadzą w Syrii, Iraku czy Jemenie - podsumowuje prof. Wiesław Lizak. (JB)