Wniosek o wyrażenie zgody na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej byłego lidera Platformy trafił do Kancelarii Sejmu i biura poselskiego głównego zainteresowanego jeszcze w listopadzie 2020 r. Naszej redakcji udało się z nim zapoznać. "Akt oskarżenia stawia Borysowi Budce zarzut, iż stosował i namawiał innych członków Platformy Obywatelskiej do stosowania wobec Joanny Lichockiej mowy nienawiści" - czytamy. Według pełnomocnika parlamentarzystki polityk PO miał poniżać posłankę przez "fałszywe oskarżenie jej o odmówienie pomocy osobom chorym na nowotwory i przyczynienie się do śmierci osób zmagających się z tą chorobą". W dokumencie możemy czytać również o konferencji prasowej Rafała Grupińskiego i Marzeny Okły-Drewnowicz, a także spocie, który w połowie lutego wyemitowano na Rondzie Dmowskiego w Warszawie. Mowa o materiale "oskarżającym partię PiS o odmówienie pomocy osobom chorym na nowotwory, który został opatrzony wizerunkiem Joanny Lichockiej". Borys Budka się nie boi Szef klubu parlamentarnego Koalicji Obywatelskiej nie przejmuje się oskarżeniami drugiej strony. W "Gościu Wydarzeń" Polsatu zapowiedział nawet, że dobrowolnie zrzeknie się immunitetu i "chętnie spotka się z Lichocką w sądzie", ale chce najpierw przypomnieć opinii publicznej o zajściu sprzed dwóch lat. - Przypomnijmy słynny gest Lichockiej, pokazanie, w jaki sposób PiS wolał wydać 2 mld złotych: na reżimową telewizję czy na onkologię - mówił Budka. - PiS wygrał to głosowanie, a pani Lichocka pokazała słynny gest. Dzisiaj to ona, która powinna przeprosić, robi z siebie ofiarę. Na Boga, są pewne granice, których nie powinniśmy przekraczać - stwierdził. Były lider PO przypomniał, że posłanka w przeszłości pracowała jako dziennikarka. - Korzysta z artykułu 212 Kodeksu karnego (kara za zniesławienie - przyp. red.). Jako była dziennikarka bardzo protestowała. Nie znam dziennikarza, który nie protestowałby przeciwko temu artykułowi - zauważył Budka. - To jest próba zamknięcia ust posłom opozycji. Nie damy sobie ich zamknąć. Zawsze będziemy piętnować, jeśli ktoś jest takim hipokrytą jak oni - podkreślał. Lichocka: Budka nie jest dziennikarzem W sprawie odebrania immunitetu Borysowi Budce skontaktowaliśmy się bezpośrednio z posłanką PiS. Zapytaliśmy, dlaczego zdecydowała się skorzystać z archaicznego przepisu Kodeksu karnego, który dotyczy zniesławienia i jest straszakiem na dziennikarzy. - Nie wytoczyłam procesu fotografom i agencjom fotograficznym, które manipulowały zdjęciami. A jest ich mnóstwo. Zwłaszcza odnośnie do zdjęć kiedy pokazuję, że mój gest wcale nie był wulgarny - powiedziała Interii parlamentarzystka. - Nigdy nie wystąpiłam przeciwko żadnemu z dziennikarzy z art. 212 Kodeksu karnego, chociaż mogłabym. Nie robię tego, bo nie walczę w ten sposób z mediami, to niedopuszczalne - podkreśla. Joanna Lichocka argumentuje jednak, że Borys Budka nie jest dziennikarzem: - Mówimy natomiast o polityku, który stojąc na czele partii, rozpętał cały przemysł pogardy, a teraz boi się odpowiedzialności - uważa posłanka. - Oburzające, że stawia się na równi z pozycją dziennikarzy, którzy mają patrzeć na ręce takim jak on. Nie należy mu się żadna ochrona - twierdzi. Lew-Mirski: Zrobili z Lichockiej kozła ofiarnego Mec. Andrzej Lew-Mirski zaznacza, że jego klientka chce dochodzić swoich praw zarówno na drodze cywilnej jak i karnej. A środkowy palec posłanki PiS nie ma znaczenia. - Problem nie ma żadnego związku z domniemanym, prawdziwym czy nieprawdziwym gestem pani Joanny Lichockiej. Chodziło o przekazanie 2 mld zł dla mediów publicznych - tłumaczy adwokat. - Głosowania związane z przekazywaniem środków odbywały się co roku, ale akurat w 2020 r., w czasie prezydenckiej kampanii wyborczej, zrobiono z tego leitmotiv - dodaje pełnomocnik Lichockiej. Parlamentarzystka PiS nie zgadza się z twierdzeniem, że stała za odebraniem pieniędzy dzieciom chorym na raka. - To kłamstwo, że straciły 2 mld zł, bo środki były celowe. Gdyby nawet nie przegłosowano przekazania środków na TVP, trzeba by zmienić ustawę budżetową - mówi Lew-Mirski. - Robienie ofiary z Budki, że on był taki dobry, bo ujął się za chorymi dziećmi to zdecydowane mijanie się z prawdą - uważa znany mecenas. W rozmowie z Interią pełnomocnik Joanny Lichockiej nie gryzie się w język. Jak mówi, w akcie oskarżenia napisał, że Borys Budka był "przywódcą swoistej grupy przestępczej". - Jako lider Platformy Obywatelskiej był głównym rozgrywającym w sprawie rozpoczętej na potrzeby ówczesnej kampanii wyborczej - usłyszeliśmy od prawnika, który w przeszłości reprezentował m.in. Antoniego Macierewicza. - Oglądaliśmy billboardy, konferencje prasowe zakłamujące rzeczywistość. Zgodnie ze statutem PO takie działanie jest determinowane poleceniami szefa partii. Lichocka została kozłem ofiarnym jako winna całemu złu tego świata - uważa adwokat. Cała sprawa sięga głosowania z 13 lutego 2020 r. Sejm decydował wówczas o przekazaniu 2 mld zł na rzecz mediów publicznych. W trakcie obrad parlamentarzyści odrzucili poprawkę Senatu, który proponował przeznaczenie środków na pacjentów onkologicznych. Posłanka PiS pokazała wówczas środkowy palec w kierunku ław sejmowych. "Przesuwałam dwukrotnie palcem pod okiem, energicznie, bo byłam zdenerwowana. Nic więcej, a politycy PO sądzą po sobie" - napisała później na Twitterze Lichocka. Jakub Szczepański