- Jeśli spojrzeć na komunikat Nuncjatury Apostolskiej (ws. Gulbinowicza - red.) w oczy rzuca się, że jest niepodpisany. To pierwszy taki dokument urzędników Kościoła bez podpisu. Jest tylko pieczęć. Pośpiech, bałagan? A może nie powinniśmy tego traktować jako coś poważnego? - w rozmowie z Interią zastanawia się opozycjonista. Jak mówi nam Frasyniuk, "w sprawie kard. Henryka Gulbinowicza nie ma żadnego poważnego dokumentu, który byłby podstawą do jego ukarania". Kwestionuje też doniesienia dotyczące molestowania seksualnego Przemysława Kowalczyka, którego hierarcha 30 lat temu miał "obmacywać". - Dzisiaj wiadomo już, że nie ma żadnych innych ofiar poza panem Przemysławem Kowalczykiem. On sam publicznie stawia pytania czy jest uwzględniony w dokumentach kościelnych. Nie słyszał też o innych ofiarach - przekazał nam jeden z liderów PRL-owskiej opozycji. Zdrojewski: List nie do końca uzgodniony Pod listem otwartym dotyczącym kardynała podpisało się kilkadziesiąt osób. Jedną z nich był senator Koalicji Obywatelskiej i były opozycjonista Bogdan Zdrojewski. Jak ujawnia nam polityk, list "nie był do końca uzgodniony", ale go nie podważa. Jak mówi, nie chciał osłabiać intencji sygnatariuszy. - Moją intencją nie była obrona księdza kardynała. Byłem przeciwnikiem kwestionowania wiarygodności jakichkolwiek świadków. To nie nasze zadanie - powiedział Interii Zdrojewski. Jak podkreśla, nie kwestionuje decyzji Stolicy Apostolskiej. Według senatora, obywatele powinni wiedzieć, jakie było uzasadnienie podjęcia decyzji dotyczących m.in. zakazu używania insygniów biskupich, uczestniczenia w jakiejkolwiek celebracji lub spotkaniu publicznym czy pozbawienia prawa do nabożeństwa pogrzebowego w katedrze i pochówku w katedrze. - Nie chciałem uczestniczyć w dezawuowaniu zarzutów czy obrony duchownego. Podkreślałem konieczność stawiania na pierwszym miejscu wrażliwości w stosunku do ewentualnych ofiar - przekazał nam Zdrojewski. Różnica zdań Pomiędzy Władysławem Frasyniukiem a Bogdanem Zdrojewskim widać różnicę zdań. Chociaż nie dokonano korekt, o które prosił senator, nie wycofuje on swojego poparcia dla listu. Wciąż uważa, że karta opozycyjna kard. Gulbinowicza jest nie do podważenia. - Wydaje mi się, że wiarygodność Władka Frasyniuka jest dość wysoka. Natomiast, jeżeli chodzi o sformułowania, że doskonale znaliśmy kardynała... Wygląda na to, że nie znaliśmy - stwierdził senator Koalicji Obywatelskiej. Opinia Frasyniuka jest o wiele ostrzejsza. Nie ma on wątpliwości, że zmarły kardynał został zaatakowany i sam nie mógł się bronić. Dlaczego zdecydował się podpisać pod listem? - Bo przywódca to ktoś, kto staje w obronie swojego kolegi z antykomunistycznych okopów, w których razem walczyli. Jeśli ktoś odbiera prawo do obrony, nie posługuje się faktami a zarzuca straszne rzeczy: współpracę z SB, pedofilię, homoseksualizm, to rolą przywódcy w takiej sytuacji jest obrona swojej drużyny - argumentuje Frasyniuk. Kard. Henryk Gulbinowicz zmarł 16 listopada. Pogrzeb odbył się poza archidiecezją wrocławską. Na prośbę najbliższych zmarłego informacje o czasu i miejscu pochówku nie zostały podane do wiadomości publicznej. Jakub Szczepański