Na początku kwietnia parlamentarzyści pochylili się nad wnioskiem Prokuratura Okręgowego w Warszawie z 23 października 2020 r. Śledczy chcieli rozliczyć Sławomira Nitrasa za zachowanie, którego miał się dopuścić względem posłanki PiS, Iwony Arent. Do incydentu miało dojść w 2018 r., kiedy polityk Platformy ubiegał się o fotel prezydenta Szczecina. - Nie ma nagrania, jechaliśmy w busie na lotnisko. On mnie kopnął, chociaż twierdził, że ja go zaatakowałam - mówi nam Arent. - Moi świadkowie to nie tylko politycy PiS. Jako pierwsi zareagowali wtedy ówczesny poseł Grzegorz Długi z Kukiz’15 i Arkadiusz Mularczyk - twierdzi parlamentarzystka. - Podałem Iwonę Arent do sądu o zniesławienie. To ona była agresywna wobec mnie, a nie ja wobec niej. Są na to świadkowie - odpowiada Sławomir Nitras. W sprawie immunitetu posła PO Sejm decydował podczas głosowań z 7 kwietnia. "Nikt się nie dogadywał" Politycy Zjednoczonej Prawicy opowiadają, że Sławomirowi Nitrasowi bardzo zależało, żeby zachować immunitet. Jak mówią, polityk PO i jego najbliżsi znajomi mieli wówczas rozmawiać w tej sprawie z posłami z różnych ugrupowań. - To były oczywiście tylko luźne propozycje i nie zawsze pochodziły bezpośrednio od głównego zainteresowanego - twierdzi jedno z naszych źródeł należących do PiS. W kuluarach słychać, że na jakąś propozycję mogli przystać politycy z Partii Republikańskiej, których popularnie nazywa się bielanistami. Chodzi o troje posłów z klubu PiS: Jacka Żalka, Małgorzatę Janowską oraz Łukasza Mejzę. W ugrupowaniu Adama Bielana słyszymy jednak, że nie ma mowy o żadnych układach z Platformą Obywatelską. Nie wszyscy jednak pamiętają, dlaczego nie wzięli udziału w głośnym głosowaniu sprzed trzech tygodni. - Nie przypominam sobie, dlaczego nie głosowałem. Nie przywiązuję większej wagi do takich głosowań i szczególnie nie przejmowałbym się, że nie brałem w nim udziału. Tamto głosowanie (nad odebraniem immunitetu Nitrasowi - red.) nie miało większego znaczenia - uważa Jacek Żalek, wiceprezes Partii Republikańskiej i jeden z koalicjantów Zjednoczonej Prawicy. Chociaż Małgorzata Janowska brała udział zarówno we wcześniejszym jak i późniejszym głosowaniu twierdzi, że nie decydowała w sprawie immunitetu Sławomira Nitrasa, bo zawiodły łącze internetowe oraz system do zdalnego oddawania głosów. - Nie zdążyłam zagłosować i ot cały mój sekret niegłosowania - powiedziała Interii posłanka. - Niestety, przy zdalnym głosowaniu różnie bywa i sieć nie zawsze jest stabilna - podkreśla. Co z Łukaszem Mejzą? Jak mówi nam były wiceminister sportu, tego dnia był nieobecny na 14 głosowaniach. Problemem okazała się sieć: - Dlatego w drugiej części posiedzenia byłem obecny już na sali, aby te problemy się nie powtórzyły. Zdecydowanie byłem i jestem za odebraniem immunitetu panu Nitrasowi. Mało tego, za jego głupie i chamskie zachowania powinien jeszcze ode mnie otrzymać pstryczka w nos - usłyszeliśmy. Dywanik u prezesa PiS W głosowaniu z 28 kwietnia politycy Zjednoczonej Prawicy byli bezwzględni dla Nitrasa. Wszyscy posłowie PiS byli za odebraniem immunitetu politykowi PO. Łukasz Mejza, który po głośnej aferze pozostaje formalnie niezrzeszonym posłem również przychylił się do takiej decyzji, a tym samym pomógł większości parlamentarnej uzyskać wymaganą większość bezwzględną wynoszącą 231 głosów. Przypomnijmy: w tym przypadku chodziło o oskarżenie prywatne Marka Palarczyka z Kukiz’15, któremu pod koniec 2017 r. Sławomir Nitras zarzucił chodzenie po Sejmie w koszulce opatrzonej napisami "rasista", "ksenofob" oraz "Polska bez islamu". Polityk PO zastanawiał się wówczas w mediach społecznościowych czy nie jest to naruszenie powagi Sejmu. Działacz, usunięty z szeregów partii rockmana, zarzucił politykowi kłamstwo i zagroził sądem. W parlamencie, tuż po ogłoszeniu wyników głosowania niekorzystnych dla polityka opozycji, szczeciński poseł PO tłumaczył dziennikarzom, skąd zmiana w głosowaniu Zjednoczonej Prawicy. - To odreagowanie - stwierdził Nitras. - Ci wszyscy, którzy (na początku kwietnia - red.) głosowali inaczej czy z różnych powodów nie głosowali, mieli dywanik u prezesa Jarosława Kaczyńskiego - zapewnił. Kiedy Interia dopytywała go, czy miał jakąś umowę z politykami PiS, zaprzeczył. Iwona Arent nie rozumie, dlaczego Sejm w pierwszym głosowaniu nie pozwolił, żeby Sławomir Nitras stracił immunitet na wniosek prokuratura. - Wygląda na to, że jestem dyskryminowana jako osoba publiczna: mnie można kopnąć, opluć, wyzwać i powinnam to znosić. Najwyraźniej jestem gorzej traktowana niż każdy inny obywatel w Polsce - nie ukrywa posłanka PiS. Parlamentarzystka zapewniła nas, że nie rozmawiała z Jackiem Żalkiem, Łukaszem Mejzą, ani Małgorzatą Janowską. Jak mówi, "dziwi ją" jednak zachowanie kolegów. - Wierzą Nitrasowi? To ich wybór, ale ja niczego nie wymyśliłam. Ci, co nie głosują w takich głosowaniach zachowują się tak, jakby trzymali stronę posła PO - uważa Arent. Politycy Partii Republikańskiej twierdzą, że w sprawie głosowania nad immunitetem poselskim Sławomira Nitrasa nie musieli się nikomu tłumaczyć. Jak mówią, nie wzywał ich ani prezes PiS, ani żaden inny ważny polityk partii rządzącej. Jakub Szczepański