Według pracowni Kantar, która badała preferencje polityczne Polaków na zlecenie "Gazety Wyborczej", PiS odnotował najgorszy wynik od 2015 r. Jeśli wierzyć sondażowi przeprowadzonemu w poniedziałek i wtorek, poparcie dla partii rządzącej spadło do 26 proc. Dla porównania: na Koalicję Obywatelską chce głosować 24 proc. przebadanych. - W czasie, gdy doszło do kryzysu aborcyjnego PiS był pogrążony w kilku innych kryzysach: pandemia koronawirusa, konflikty wewnętrzne w Zjednoczonej Prawicy, "piątka dla zwierząt" - wylicza prof. Rafał Chwedoruk z Uniwerystetu Warszawskiego. Do tych wszystkich kłopotów trzeba dodać to, co dzieje się na ulicach. Marta Lempart, liderka Strajku Kobiet, mówi nawet o pół milionie protestujących. Atmosferę podgrzewają też wystąpienia posłów opozycji w Sejmie. Lider PiS również nie spuszcza z tonu: wczoraj nazwał polityczną konkurencję "przestępcami". - Obserwujemy zmianę o charakterze jakościowym, a nie drobną, polityczną aferę. Nie ulega wątpliwości, że PiS jest już przegranym całej tej sytuacji. Partia cofnęła się w czasie - ocenia Chwedoruk. - W jedno popołudnie PiS stracił dziesięcioletni dorobek. Coś takiego rzadko zdarza się w polityce. Niemniej, przy w miarę utrwalonych podziałach nie znaczy to, że PiS powtórzy los wielu prawicowych partii z lat 90., które rozlatywały się w jedną noc - dodaje. Polityka nie dla bojaźliwych Rozmówcy Interii z PiS uważają, że doniesienia o końcu hegemonii partii są zdecydowanie przedwczesne. - Bardzo wiele partii opozycyjnych chciałoby się znaleźć w takim "trudnym położeniu" jak nasze. Przegrali siedem wyborów z rzędu. Spokojnie, damy sobie radę. Mówienie o okresie schyłkowym PiS to myślenie życzeniowe - uważa posłanka Anna Paluch. Jarosław Sellin, wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego podkreśla: "polityka nie jest dla bojaźliwych". - To nie jest łatwe zajęcie, niesie za sobą ryzyko. Pandemia uderzyła wszystkich na świecie. Każdy rząd, każda władza się z tym boryka i może zapłacić za to cenę - przekazał nam polityk. - W porównaniu z innymi, o wiele bogatszymi krajami, Polska radzi sobie relatywnie dobrze. Zarówno pod względem skali pandemii jak i kryzysu gospodarczego, który spowodowała - uważa wiceminister. Tadeusz Cymański przyznaje, że negatywne reakcje społeczne i tąpnięcie sondażowe to "przykra sytuacja". - W polityce jestem ponad dwadzieścia lat, do Sejmu trafiłem w 1997 r. Widziałem wzloty i tąpnięcia. Przyzwyczajenie (do dobrych wyników sondażowych - red.) jest czymś bardzo złym. Nic nie jest wieczne - podkreśla polityk. Diabeł tkwi w szczegółach Politycy PiS, z którymi rozmawiamy, nie ukrywają, że przyczyną buntu społecznego jest orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego dotyczące zakazu usuwania ciąży nawet w przypadku ciężkich i nieodwracalnych uszkodzeń płodu. Różnią się jednak w interpretacji sytuacji. - Byłem jednym z sygnatariuszy zapytania do trybunału, ale diabeł tkwi w szczegółach. Orzeczenie TK jest bardzo radykalne i wywołało u niektórych wściekłość. To co innego, niż wzmocnienie ochrony dzieci poczętych - diagnozuje Cymański. - Zabijanie dzieci z powodu tego, że są chore, jest niedopuszczalne. Jestem usatysfakcjonowany z tego wyroku, niezależnie od tego, jaką cenę trzeba będzie za to zapłacić - uważa z kolei Sellin. Anna Paluch jest natomiast przekonana, że społeczeństwo zostało wprowadzone w błąd. - Posłowie opozycji próbują serwować nieprawdziwe informacje. Twierdzą, że kobiety zostały pozbawione wyboru. A wyrok dotyczy jednej z trzech przesłanek i odnosi się do dzieci z zespołem Downa - usłyszała Interia. - Bardzo wielu naszych wyborców nie ma drobiazgowej informacji, nie analizuje szczegółowo pewnych rzeczy: czyta tytuły, leady, a nie wdaje się w szczegóły. Jestem przekonana, że skala demonstracji (dot. aborcji - red.) była spowodowana dezorientacją społeczeństwa - twierdzi. Tadeusz Cymański zwraca uwagę na wystąpienia polityków opozycji. Wspomina środową dyskusję w Sejmie. - Porównywanie Jarosława Kaczyńskiego do Ceaușescu czy do Kadafiego to coś absolutnie nie licujące z godnością. Nawet kiep wie, kim byli. Jak mamy walczyć z COVID-19, pracować nad kompromisem czy dyskutować przy takim chamstwie? - dopytuje. PiS straci większość? Badacze polityki prognozują, że w kolejnych wyborach PiS czeka utrata samodzielnej większości. Zwłaszcza w kontekście zerwania kompromisu aborcyjnego. Zdaniem naszego rozmówcy, nie można mówić o końcu PiS, ale poważnym zachwianiu jego pozycji. - W wyniku protestów w ewidentny sposób istotna część wyborców odleglejszych od prawicy, którzy zdecydowali się ją poprzeć, zacznie się wahać. Z reguły rezygnować z partycypacji wyborczej - mówi Chwedoruk. - W ten sposób PiS wróci do stanu z lat 2011-2015. Zacznie się więc mieścić w przedziale 35-40 proc. poparcia. W takiej sytuacji można rządzić tylko przy szczęśliwym zbiegu okoliczności - dodaje politolog. Rafał Chwedoruk zwraca też uwagę na coś jeszcze. Jego zdaniem, na polskiej scenie politycznej odbije się wynik wyborów z USA. - Przy takim osłabieniu PiS, przegrana Donalda Trumpa może otworzyć drogę do najbardziej nieprawdopodobnych scenariuszy w obrębie obecnej sali sejmowej - uważa nasz rozmówca. Amerykanie wybiorą nowego prezydenta w najbliższy wtorek, trzeciego listopada. Jakub Szczepański