Dyskusje dotyczące nowej umowy koalicyjnej PiS i jego partnerów trwają od dłuższego czasu. - Z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim mamy już uzgodnione 80 proc. spraw związanych z umową koalicyjną. Liczę, że do jej podpisania dojdzie jeszcze we wrześniu - stwierdził w połowie września na antenie Polsat News Adam Bielan, europoseł i szef Partii Republikańskiej. Wiadomo, że w rozmowach brali udział liderzy PiS, OdNowy i Partii Republikańskiej oraz Solidarnej Polski. Z naszych informacji wynika, że Jarosław Kaczyński spotykał się także z poszczególnymi posłami, którzy wspierają większość parlamentarną PiS. Właśnie w ten sposób doszło do przejścia Moniki Pawłowskiej do klubu, a Łukaszowi Mejzie (poseł niezrzeszony, wszedł do Sejmu w miejsce śp. Jolanty Fedak z list PSL - red.) obiecano posadę wiceministra sportu. Nie były to jednak wspólne dyskusje, a oddzielne spotkania. - Dopóki nie parafujemy dokumentu, trudno powiedzieć, żebyśmy byli umówieni. Na pewno wiele udało się już załatwić. Jesteśmy w trakcie negocjacji, więc sprawa jest złożona - mówi nam jeden z uczestników rozmów z prezesem PiS. Jak ustaliliśmy, niemal pewna jest posada ministerialna dla Kamila Bortniczuka z Partii Republikańskiej. Jako pierwszy pisał o niej "Wprost". Z pewnością każdy licytuje najwyżej jak może, a dyskutanci Jarosława Kaczyńskiego mają mocne poczucie własnej wartości. I o ile niemal udało się dogadać z takimi podmiotami jak Partia Republikańska czy poszczególni posłowie, wciąż pozostało wiele do ustalenia. O zwiększenie wpływów konsekwentnie walczy Solidarna Polska. - Jesteśmy partnerem, który od początku tworzy koalicję i toczymy własne rozmowy. Na razie bez konkluzji - usłyszeliśmy od jednego z ziobrystów. Jak udało nam się dowiedzieć, Solidarna Polska chciałaby kontrolować jeszcze jedno ministerstwo. Chodzi o resort klimatu i środowiska, chociaż ludzie Zbigniewa Ziobry "są otwarci na propozycje". Ociepa wywróci stolik? Wszyscy nasi rozmówcy ze Zjednoczonej Prawicy zgodnie podkreślają, że wciąż wiele może się jeszcze zmienić. Na pewno Marcin Ociepa i jego środowisko nie zamierza składać broni, chociaż najwyraźniej wiceszef MON nie został potraktowany tak, jak tego oczekiwał. - Marcin jest w praktyce NGO-sem (ang. non-government organization), stowarzyszeniem. Z przychylnością patrzymy na takie organizacje, ale Zjednoczona Prawica jest tworzona przez partie polityczne - słyszymy od jednego z uczestników rozmów na prawicy. - Jeśli nie zdecyduje się założyć własnego ugrupowania, to pewnie prędzej czy później będzie musiał wybrać którąś z trzech partii - dodaje. Lekceważenie wiceszefa MON, z punktu widzenia sejmowej większości PiS, może jednak okazać się dużym błędem. Parlamentarny zespół Marcina Ociepy, który zrzesza jego współpracowników, liczy bowiem pięcioro posłów i senatora. Wszyscy wciąż należą do klubu parlamentarnego PiS, więc tworzą kruchą większość sejmową Jarosława Kaczyńskiego. Po tym, jak w ubiegłym tygodniu do klubu dołączyła Monika Pawłowska, gremium liczy w sumie 228 szabli. Zjednoczona Prawica w praktyce ma obecnie większość dzięki Kukiz’15, Zbigniewowi Ajchlerowi i Łukaszowi Mejzie. Gdyby zabrakło posłów Ociepy, PiS może mieć poważny problem. - Jeśli nie znajdzie się odpowiednia formuła dla naszej obecności w Zjednoczonej Prawicy, nie będziemy się narzucać - powiedział nam jeden z bliskich współpracowników wiceszefa MON. Jakub Szczepański