Otworzyć się na nowe środowiska? A może warto iść utartym szlakiem? Co będzie lepsze: zaostrzanie kursu czy ukłon w kierunku liberalnych wyborców? Takie pytania, publicznie i w błysku fleszy, zadają sobie teraz politycy PiS. - Działania niektórych przedstawicieli Solidarnej Polski, które w istocie mają wykreować przeświadczenie, że to oni są tą jedyną konserwatywną prawicą, wydają mi się asekuracyjne i niepotrzebne - oświadczył Michał Moskal, szef Forum Młodych PiS i dyrektor biura Jarosława Kaczyńskiego. To odpowiedź na ostre działania polityków Solidarnej Polski, m.in. ataki na poczynania Morawieckiego czy wypowiedzi ministra środowiska Michała Wosia, który akcentuje chrześcijańskie wartości oraz tradycyjny model rodziny. Światopoglądowa ofensywa ziobrystów trwa od wyborczego zwycięstwa Andrzeja Dudy. Nasi rozmówcy z PiS są zdania, że ostatnie tygodnie mocno akcentują spór pomiędzy Morawieckim i Ziobrą. - Ziobro próbuje podbijać stawkę. Rozumiem, że to przed finalnymi rozmowami o kształcie koalicji - mówi nam jeden z ministrów bliskich premierowi. I wylicza, co nie udało się ziobrystom. - Nie widzę działań w zakresie wymiaru sprawiedliwości, a potrzeba informatyzacji, przyspieszenia pracy sądów. I nie chodzi o reformę dotyczącą judykatury tylko obsługi technicznej - usłyszeliśmy. - Solidarna Polska przejmuje ludzi, na przykład radnych w klubie PiS, którzy nie są członkami partii. Biorą też byłych posłów Kukiza, na ich podstawie budują struktury. Przykładem Kobylarz (Andrzej Kobylarz - red.). Na pewno budzi to niepokój - dodaje. Politycy Solidarnej Polski przecinają spekulacje: - Nie będziemy sobie podbierać nikogo, ale jeśli ktoś wybiera inną partię czy zmienia ugrupowanie, dzisiaj nie jest posłem (Andrzej Kobylarz - red.), a chce dalej działać i z jakichś powodów zmienia barwy, to nie róbmy z tego problemów - mówi nam poseł Tadeusz Cymański. Ziobro krytykuje rząd Według informatorów Interii z Kancelarii Prezesa Rady Ministrów politycy Solidarnej Polski pozwalają sobie na zagrania, które uderzają w cały rząd. Przykładem ma być odwołanie Grzegorza Wierzchowskiego, do niedawna łódzkiego kuratora oświaty. Stracił stanowisko niedługo po tym, jak powiedział publicznie o "wirusie LGBT". - Nie stać Zjednoczonej Prawicy na tak samobójcze gole, jak decyzje, które już zostały podjęte w stosunku do kuratora w Łodzi, nawet jeśli były merytorycznie słuszne, w przypadku, kiedy dzień wcześniej media mainstreamowe i opozycja żąda jego dymisji za to, że pryncypialnie wypowiedział się w sprawie niezwykle gorących sporów związanych z ideologią genderową - argumentował Zbigniew Ziobro na antenie "Gościa Wydarzeń" Polsatu. Zdaniem współpracowników premiera w takich wypowiedziach nie ma grama przypadku. Zwłaszcza, że szef Solidarnej Polski udzielił wywiadu po tym, jak resort edukacji się już wytłumaczył. - Chcieli pokazać wielką ideowość, chociaż dużo wcześniej wiedzieli, że (Wierzchowski - red.) ma zostać odwołany z innego powodu niż wypowiedź o LGBT. To był atak z premedytacją. Darek Piontkowski bardzo oberwał - obrusza się nasz informator. Przypomnijmy: jak podał MEN, Wierzchowski stracił posadę bez związku z wypowiedziami o mniejszościach. Wniosek o jego odwołanie miał się pojawić w połowie sierpnia. Ziobryści przekonują jednak, że nie ma mowy o politycznych atakach na Morawieckiego. - Nie mamy wiceministra w resorcie edukacji narodowej. Skąd mieliśmy wcześniej wiedzieć o decyzji dotyczącej odwołania kuratora? - pyta polityk Solidarnej Polski. "Donos na rząd" Z kuluarów słychać, że Jarosław Kaczyński powoli traci cierpliwość. Przede wszystkim do Zbigniewa Ziobry. "Dziennik Gazeta Prawna" pisał nawet o przyspieszonych wyborach i budowaniu koalicji bez Solidarnej Polski. Politycy, z którymi rozmawialiśmy, zarzekają się jednak, że o ewentualnych rozłamach nie ma mowy. A działacze Solidarnej Polski spokojnie odpowiadają na pytania dotyczące nerwów u lidera obozu. - Pewnie (prezes - red.) może się denerwować. Ale my mówimy tylko o programie PiS, o czymś, co jest ważne dla wyborców prawicy - usłyszeliśmy. - Z punktu widzenia ewentualnej oceny lojalności koalicjanta, ważne są głosowania. Na tym polu nigdy nie zawiedliśmy, więc nie ma co podburzać emocji - dodaje nasz informator. Oliwy do ognia dolewa jednak Jacek Czaputowicz, do niedawna szef MSZ. "Wcześniej premier był rozjemcą w sporach między ministrami, jak choćby między ministrem Ziobrą a mną w sprawie praworządności czy taktyki postępowania przed TSUE. Dzisiaj premier stał się stroną sporów" - powiedział "Rzeczpospolitej". Przy głośnym sporze wewnętrznym w Zjednoczonej Prawicy, takie słowa niewątpliwie podgrzewają emocje. Zdaniem Witolda Waszczykowskiego to wręcz "donos na rząd". - Jeżeli ktoś mówi o czymś w kuluarach, to powinno tam pozostać. Niech o konfliktach w rządzie mówi opozycja. Dlaczego mamy sami na siebie donosić? - dopytuje w rozmowie z Interią były szef MSZ. - Ludzie mają ambicje, do nich trzeba się odnosić. Ale we własnym środowisku - dodaje. Gra na rekonstrukcję Zdaniem Przemysława Czarnka z PiS nadawanie rangi sporowi między Mateuszem Morawieckim a szefem resortu sprawiedliwości jest zupełnie niepotrzebne. - Nie stawiałbym na jednej szali premiera i ministra Zbigniewa Ziobry. Według mnie nie ma tu równych szans. Pozycja Mateusza Morawieckiego, wynika to również z deklaracji prezesa PiS, jest niezwykle mocna - ocenia polityk ceniony przez Jarosława Kaczyńskiego. - Sytuacja wyciszy się, wejdzie w fazę realizacji reform tuż po rekonstrukcji. Przed zawsze są jakieś napięcia czy mocniejsze artykułowanie swoich odrębności - dodaje. Nie jest tajemnicą, że najważniejsze rozmowy na prawicy odbędą się w tym tygodniu. Koalicjanci zastanawiają się jednak, do czego doprowadzą. - Z wywiadu Moskala wynika, że oni (PiS - red.) naprawdę chcą odejść od wojny kulturowej i postawić na coś nowego, jak... ekologia - mówi z przekąsem w rozmowie z Interią bliski współpracownik Zbigniewa Ziobry. - Wyobrażam sobie, że najpierw ustalimy, co robimy, a potem będziemy dobierać resorty - dodaje. Bez wątpienia ważną rolę do odegrania będzie miał teraz Jarosław Kaczyński. To dla niego nic nowego, bo prezes PiS wielokrotnie wkraczał już do akcji, żeby uspokoić sytuację. Zresztą, to on zapowiedział okrojenie rządu i poprawę efektywności. - Jarosław Kaczyński, jako szef całego obozu, spogląda na to (m.in. spór i działania polityków Solidarnej Polski - red.) i wie, gdzie jest ewentualna granica artykułowania swoich odrębnych, wyróżniających się myśli. Dlatego jest szefem. Potrzebne jest surowe spojrzenie, żeby poskromić ewentualne zapędy w nieznane - kwituje Czarnek. W ostatni czwartek Mateusz Morawiecki przyznał, że w rządzie ma zostać 13 lub 14 ministerstw. Z kolei prezes PiS mówił o około 12 resortach. Jakub Szczepański