Jakub Szczepański, Interia: Jeszcze niedawno choroba nie pozwalała pani pracować, a teraz ma pani tyle zajęć, że trudno nam było umówić się na rozmowę. Nie przepracowuje się pani? Róża Thun, europosłanka Polski 2050: - Miałam bardzo poważne problemy. Odkleiła mi się siatkówka, wzrok w jednym oku bardzo się pogorszył. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło: zdobyłam dużą wiedzę i się nią dzielę. Staram się, żeby inni uniknęli kłopotów, które mnie dotknęły. Sama przegapiłam odpowiedni moment. Jak ustrzec się przed odwarstwieniem siatkówki, co powoduje chorobę? - Nie wiadomo dokładnie, jaka jest przyczyna. Są jednak objawy, które trzeba zauważyć. Żeby się sprawdzić, warto zasłonić oko i spojrzeć na dużą, gładką i białą przestrzeń. Jeżeli widać "czarny deszcz", wyraźne czarne plamki to mamy problem. Typowym zjawiskiem są też charakterystyczne błyski w oczach widoczne po zamknięciu powiek w ciemnym pomieszczeniu. Wtedy od razu trzeba iść do lekarza. Pani już nie będzie widziała tak jak wcześniej? - Niestety. Siatkówka to zakończenie nerwu wzrokowego, nawet po najlepszej interwencji lekarzy nie przylega już tak jak wcześniej. Miałam już kilka operacji, to nie to samo oko. Trzeba szybko reagować, dlatego wszystkim opowiadam o tej chorobie. Ostatnio w samolocie zaczepiła mnie zupełnie obca pani i wyznała, że uratowałam jej wzrok. To duża satysfakcja. Może powinna pani zrezygnować z pracy i o siebie zadbać? - Szczęście w nieszczęściu, że kłopoty dopadły mnie w trakcie pandemii, więc i tak musiałam siedzieć w domu. Wprawdzie nie mogłam głosować, bo wymagało to patrzenia na komputer, ale słuchałam wszystkich możliwych komisji. Zrobiłam, co mogłam. Dzisiaj głosujemy tradycyjnie, zostało mi już tylko dobranie odpowiednich okularów. Dużo ludzi funkcjonuje z gorszym wzrokiem, trzeba się nauczyć z tym żyć. Kiedy rozmawialiśmy ostatnio o słynnej już "poprawce ferrari", pozwalającej na produkcję silników spalinowych luksusowym producentom do 2035 r., zastanawiała się pani czy koledzy widzieli za czym głosują. Dlatego pozwoliłem sobie zapytać o pani wzrok. - Pokazuje to jedynie, że nawet z problemami wzrokowymi, jeśli człowiek poważnie traktuje swoją pracę, na ogół wyłapuje takie rzeczy. Głosowania są bardzo trudnym zajęciem i każdy, kto był w jakimkolwiek parlamencie o tym wie. Kiedy przychodzi co do czego, wszystkie głosowania są wynegocjowane, przedyskutowane w grupach politycznych. Tak uzgodnione głosowania dostajemy przygotowane w formie list, na których są zaznaczone nasze decyzje plusem, minusem. Głos wstrzymujący to zero. Są jednak takie momenty, kiedy się nie zgadzam z ustaleniem grupy. Poseł musi być niezależny i głosować zgodnie ze swoim przekonaniem, suwerenem ostatecznie nie jest partia, a wyborca. Jemu poseł służy. Buntuje się pani? - Kiedy się nie zgadzam, zgłaszam, że będę głosować inaczej. Wyłapałam "poprawkę ferrari", zagłosowałam odrębnie, bo to rozwiązanie było dla mnie absurdalne. Mam bardzo dobrym współpracowników, z którymi siadam przed głosowaniami. Przeglądamy listy punkt po punkcie. Inni pewnie też mogliby to robić staranniej. W Warszawie można czasem usłyszeć, że nasi posłowie to maszynki do głosowania. Ci brukselscy też? - Nie ma takiej możliwości, żeby znać się na wszystkim, co się głosuje. Dlatego mamy swoje środowiska polityczne umożliwiające konsultacje. W tej chwili znam się na ładowarkach do telefonów, w przeszłości zajmowałam się bezpieczeństwem samochodów. I oczywiście roamingiem. Czasem szybkie głosowania mogą sprawiać wrażenie, że jesteśmy maszynkami, ale zanim dojdzie do ostatecznej decyzji, trzeba włożyć mnóstwo pracy. Posłowie dzielą się na dwie grupy - jedni przychodzą, podpisują listę, głosują i wychodzą. Drudzy potwornie ciężko pracują i są przeciążeni ze względu na nierówny podział obowiązków. Na pewno posła nie da się zmusić do pracy. To może mi pani wskaże europosłów, którzy są obibokami? Może być od konkurencji. - Chyba mnie pan nie namówi. Patrząc w tych kategoriach, wszyscy są konkurencją, bo jestem jedyną europosłanką z Polski 2050. Mam ten luksus i mnie to bawi, że moja delegacja krajowa w grupie politycznej Renew Europe jest ze mną zawsze zgodna w stu procentach. Bo tworzę ją sama. Jaka jest różnica pomiędzy pracą dla Renew Europe, a pracą w grupie European People’s Party zagwarantowanej dzięki elekcji z listy Platformy Obywatelskiej? - Nie bardzo się zgadzam z twierdzeniem, że wybrano mnie dzięki liście Platformy. Proszę zauważyć, że byłam szefem Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce, kiedy poprosili mnie o start. Musiałam się zastanowić, bo trudno mi było rzucić tę pracę. Uważałam jednak, że trzeba pomóc tej formacji politycznej, żeby nie rządził PiS. A partia prodemokratyczna i proeuropejska to wtedy była PO. Była pani wartością dodaną dla PO? - Dużo w tę partię zainwestowałam i na pewno dzięki mnie zyskiwali trochę więcej głosów, udało mi się dotrzeć do wielu środowisk. Praca w Parlamencie Europejskim jest fascynująca, ale nasze drogi zaczęły się rozjeżdżać. Głosowaliśmy inaczej w różnych sprawach, długo to wytrzymywałam, aż w końcu zdecydowałam się opuścić szeregi Platformy. Na pewno nadal dobrze im życzę. Czyli trzy kadencje pani się przemęczyła? - Jestem w trakcie trzeciej. Muszę jednak przyznać, że do tej pory nie bardzo była jakaś alternatywa. Polska 2050 pojawiła się niestety dopiero po wyborach. Gdyby była wcześniej, na pewno startowałabym pod szyldem tej formacji. Całe to środowisko to ogromna wartość dla Polski, coś bardzo ważnego. Polska 2050 wyraźnie prezentuje program, ma jasny profil. Bardzo mi zależy, aby ta partia się umocniła i rozbudowała. Co pani powiedziała szefowi delegacji z PO Andrzejowi Halickiemu, kiedy pani odchodziła? - Nie rozmawiałam z nim, chyba napisałam maila. To jak zerwać z kimś przez SMS. - To nie jest taki związek jak z partnerem życiowym. W Platformie jesteś członkiem partii politycznej, płacisz składki. Na pewno zrobiliśmy razem coś dobrego, jestem pewna, że w partii zostawiłam po sobie dobre ślady. Jestem wdzięczna za ich propozycję. Sama nigdy nie pomyślałabym, żeby startować to Parlamentu Europejskiego, ale ktoś pomyślał za mnie. Z perspektywy czasu oceniam to jako dobry pomysł. Jednak odeszła pani do Szymona Hołowni. - W wielu ważnych obszarach Polska 2050 ma lepsze i wyraźniejsze plany na przyszłość niż Platforma. Polityka to budowanie świata dla następnych pokoleń. Dlatego wolę partię, która zdecydowanie walczy o zapobieganie zmianom klimatycznym, maszeruje w kierunku nowych technologii i pozyskiwania energii z naturalnych źródeł. Nie chcę krytykować PO, ale Europa potrzebuje wyraźnego programu w tym kierunku. Polska 2050 to partia proponująca śmiałe i dobre rozwiązania, jak na przykład wejście do Euro. Mówienie tylko o pokonaniu PiS i jednej liście opozycji nie wystarczy, żeby uratować Polskę przed katastrofą, którą zaserwowali nam ludzie Kaczyńskiego. Ustaliliśmy zatem, że Platforma nie ma sprecyzowanej propozycji w kontekście zmian klimatu i nowych technologii. - Wstrzymywanie się od głosu przy trudnych głosowaniach dotyczących na przykład niszczenia zmiany prawa w Polsce... ...no właśnie. Szymon Hołownia mówił w Katowicach o odblokowaniu KPO, a pani głosowała przeciwko własnemu liderowi. Dlaczego? - Rezolucja, o którą pan pyta, mówiła o tym, że trzeba przestrzegać prawa. Warunkiem do wypłacenia pieniędzy mają być niezależni sędziowie. Hołownia ma rację, kiedy mówi, że środki są nam potrzebne a ich odblokowanie leży wyłącznie w rękach PiS. Rządzący w Polsce muszą respektować prawo. Mieliśmy już dyktaturę i nie chcemy do niej wracać. PiS rządzi w Polsce, ale pieniądze są dla kraju i Polaków. To zwykli obywatele obrywają po kieszeniach przez inflację, a nie klasa polityczna. - Pieniądze blokuje rząd, instytucje unijne tylko czekają na wykonanie warunków, bo chcą robić przelewy. Premier Mateusz Morawiecki podpisał się pod mechanizmem warunkowości. Zgodził się na to, że wypłata pieniędzy wiąże się z przestrzeganiem prawa. Środki pochodzą od europejskiego podatnika, również polskiego. A ten chce być pewny, że zostaną one wydane zgodnie z przeznaczeniem. Bez niezawisłego sądownictwa te pieniądze nie są bezpieczne. I dlatego cierpieć mają obywatele? - Obywatele cierpią, kiedy wymiar sprawiedliwości jest zależny od władzy. To opozycja wywalczyła tak duże środki w budżecie, a rząd je blokuje. Komisji Europejskiej nie wolno przelewać pieniędzy na konta rządów, które łamią prawo. My ją w tym wspieramy. Kiedy rozmawiam z KE, naciskam, żeby znaleźli jakieś wyjście. Środki mogłyby trafić chociażby do samorządów, które by je świetnie zagospodarowały. Wiele z nich przyjmuje setki tysięcy uchodźców i równocześnie przestrzega prawa. A to, że są opozycyjne jak Warszawa czy Gdańsk to oczywiście przypadek? - Komisja nie może patrzeć na przynależność polityczną. Musi zwracać uwagę na to, kto przestrzega prawa, a kto nie. Nie boi się pani powiedzieć, że nie można dać pieniędzy Polakom, bo PiS idzie w zaparte? - Dopominając się o praworządność właśnie walczę o to, żeby fundusze trafiły do Polski. A strach jest najgorszym doradcą, zwłaszcza w kontekście rządowych mediów. Trzeba tylko wiedzieć, że się stoi po stronie uczciwości. Kiedy byłam w opozycji w latach 70., ubecja i rządowe gadzinówki mówiły o nas podobne rzeczy. Padały nawet te same słowa, co dzisiaj w tak zwanej telewizji publicznej. Przyzwyczaiłam się już. Jakub Szczepański