Politycy zasiadający w polskim parlamencie muszą ujawnić swój majątek, bo obliguje ich do tego bezpośrednio ustawa z 9 maja 1996 r. o wykonywaniu mandatu posła i senatora. "Oświadczenie o stanie majątkowym dotyczy majątku odrębnego oraz objętego małżeńską wspólnością majątkową" - czytamy. W dokumentach powinny się znaleźć m.in. informacje o zasobach pieniężnych, posiadanych nieruchomościach, mieniu ruchomym o wartości ponad 10 tys. zł czy kredytach o wartości powyżej 10 tys. zł. Oświadczenia majątkowe parlamentarzystów trafiają do marszałków Sejmu lub Senatu, jak również do urzędu skarbowego. Co najważniejsze, dokumenty są jawne i udostępniane na stronach parlamentu. Umożliwia to opinii publicznej kontrolowanie polityków, o czym swego czasu boleśnie przekonał się choćby były minister transportu z PO Sławomir Nowak, który w dokumentach zataił posiadanie słynnego już zegarka o wartości blisko 20 tys. zł. Problemy z oświadczeniami. "Jest bajzel" Jak mówią zgodnie nasi rozmówcy z komisji regulaminowej, wzory oświadczeń majątkowych są już zwyczajnie przestarzałe. Pojawiają się również problemy z samym uzupełnianiem dokumentów przez parlamentarzystów. Bo, zdaniem wielu posłów, rubryki bywają nieprecyzyjne. - Wzór oświadczenia majątkowego jest archaiczny, sprzed wielu lat. Osobiście nie mam problemów z wypełnianiem, ale posłowie co chwilę mają jakieś wątpliwości - tłumaczy Interii Kazimierz Smoliński z PiS, przewodniczący sejmowej komisji regulaminowej. - Później parlamentarzyści są wzywani do uzupełniania, więc marszałek poprosiła o interwencję na podstawie konkluzji sejmowej komisji etyki - dodaje. Jan Łopata, PSL: - Istotna była m.in. kwestia współwłasności: jedni ją wpisują na przykład w kontekście samochodu, inni nie. Wzory oświadczeń majątkowych mają już chyba dwie dekady. Opracowywano je na innych warunkach, w innych okolicznościach. Oświadczenia muszą być jasne i klarowne - słyszymy. Problemem jest także to, że oświadczenia majątkowe różnią się od siebie. Nie tylko w różnych instytucjach państwowych, ale w samym parlamencie. - Zdarza się, że jedno oświadczenie wypełnia mąż, a drugie żona, są we wspólnocie majątkowej, a dokumenty się różnią. Nie dlatego, że ktoś kłamie tylko ze względu na nazwy rubryczek, które występują we wzorach - tłumaczy Jarosław Urbaniak z PO. - W niektórych są dochody netto, w innych brutto, a jeszcze gdzie indziej można znaleźć słynne "inne dochody". Jest bajzel i nie ma co ukrywać - podsumowuje polityk. Przewodniczący komisji z PiS podnosi, że chętnie przychyliłby się do wniosku kolegi z PO, ale ma związane ręce. - Nie mamy wpływu na inne instytucje. Możemy sugerować, żeby ministerstwa czy pracownicy Kancelarii Sejmu stosowali określone wzory oświadczeń majątkowych - tłumaczy Smoliński. - Myślę że będzie sugestia, żeby to ujednolicić oraz dostosować do bieżących wyzwań - podkreśla. PiS mógł "szczypnąć" Mejzę To żadna tajemnica, że jednym z posłów, który przez pół roku odmawiał złożenia oświadczenia majątkowego, był Łukasz Mejza, były wiceminister sportu z Partii Republikańskiej Adama Bielana. Jak tłumaczą nam członkowie komisji regulaminowej, w takich przypadkach nie dało się niczego wymusić. Jedyną karą, jaką zastosował parlament, była nagana, bo Mejza nie pobierał uposażenia poselskiego. - Nie mamy żadnego mechanizmu, narzędzia, którym w jakiś sposób moglibyśmy próbować wymusić dostarczenie oświadczenia majątkowego. W innych przypadkach, kiedy na przykład mówimy o nierozliczaniu w terminie biur poselskich mamy do dyspozycji różne środki - tłumaczy Katarzyna Kotula z Nowej Lewicy. Jak mówi, można choćby zatrzymać ryczałt, który pobierają wszyscy parlamentarzyści. Posłowie opozycji z prezydium komisji regulaminowej uważają, że to właśnie ze względu na byłego wiceministra sprawa trafiła w końcu do gremium. - To pokłosie sprawy Łukasza Mejzy. Nie złożył oświadczenia majątkowego i nic mu się nie stało - uważa Jan Łopata. - Oczywiście to sprawa polityczna, bo gdyby chcieli (PiS - red.) go "szczypnąć", to coś by wymyślili jako prezydium Sejmu czy Ryszard Terlecki. Faktem jest, że regulamin nie wyjaśnia, jak postępować z posłami, którzy uchylają się od obowiązku składania oświadczeń majątkowych - dodaje ludowiec. Politycy spoza obozu Zjednoczonej Prawicy zastanawiają się, dlaczego sprawa dotycząca zmiany ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora rusza dopiero teraz. - Może dlatego, że Mejza nie jest już ważną osobą? - zastanawia się Kotula. - Łukasz Mejza nie został ukarany i zdaje się, że nie toczy się żadne postępowanie w stosunku do niego - podnosi z kolei Urbaniak. Przewodniczący komisji odpiera zarzuty swoich kolegów z opozycji: - Sprawa Łukasza Mejzy to chyba ostateczny argument, ale o problemie mówiło się wcześniej. Spóźnienia zdarzały się zawsze - mówi Smoliński. Na pytanie Interii czy przewodniczący sejmowej komisji regulaminowej przypomina sobie spóźnienie z dostarczeniem oświadczenia majątkowego, które trwało pół roku, polityk Zjednoczonej Prawicy i poseł czterech kadencji odpowiedział krótko i pewnie: "nie". Jeszcze pod koniec listopada Marek Suski, jeden z najważniejszych polityków PiS, deklarował, że oświadczeniu majątkowemu Łukasza Mejzy przyglądają się odpowiednie służby. Jakub Szczepański