- Chyba ten dzisiejszy raport powinien być wzmocniony czymś, czego nie było do tej pory. Wierzę, że jednak jest coś na rzeczy. Serce podpowiada, jak było - w rozmowie z Interią mówi jeden z polityków PiS. Inny z naszych rozmówców zauważa, że poprzednie raporty były "techniczne". - Rozumiem, że jeśli prezes powiedział, że wszystko się poukładało i ma całościową wizję, muszą tam być rzeczy, które są bardziej przekonujące - usłyszeliśmy tuż przed konferencją zwołaną dziś przez Antoniego Macierewicza. Chociaż przewodniczący podkomisji przekazał oficjalnie, w błysku fleszy, że przyczyną katastrofy pod Smoleńskiem były dwa wybuchy, a środki pirotechniczne trafiły do prezydenckiego tupolewa podczas remontu maszyny w rosyjskiej Samarze (trwał od czerwca do grudnia 2009 r. - red), nie wywołało to nadzwyczajnej reakcji prokuratury, parlamentu, MON, MSZ czy Pałacu Prezydenckiego. Żadna z tych instytucji nie opublikowała nawet krótkiego oświadczenia. - Materiał przedstawiony przez ministra Antoniego Macierewicza, w moim przekonaniu, jest materiałem bardzo wiarygodnym. Został potwierdzony przez wiele ośrodków naukowych - powiedział nam poseł Krzysztof Lipiec z PiS. - Przed Polską stoi ważne zadanie: oprócz przyczyny katastrofy trzeba wskazać też winnych. Powiedzieć, kto personalnie odpowiada za tę katastrofę - dodał. W podobnym tonie wypowiada się Joanna Lichocka, która nie ukrywa, że wierzy w zamach smoleński: - Mam poczucie, że (podczas prezentacji raportu końcowego - red.) wydarzyło się coś bardzo ważnego, co będzie miało konsekwencje w całym układzie międzynarodowym. Wierzę w zmianę w sprawie ukarania sprawców, pociągnięcia ich do odpowiedzialności - zdradza Interii posłanka PiS. Wersja znana już od ponad pół roku - W miniony weekend w ramach prelekcji "Prawda o Smoleńsku polską racją stanu" na Przystanku Niepodległość w Polanicy-Zdroju dokonałem prezentacji raportu podkomisji - we wtorek, 7 września 2021 r., chwalił się Antoni Macierewicz. Wystąpienie było dość ekskluzywne, bo żadne dokumenty nie pojawiły się na stronie podkomisji, a o prezentacji nie wiedziały nawet rodziny smoleńskie. Publiczność zastanawiała się głośno czy o przebiegu tragedii, jako pierwsi, nie powinni się dowiedzieć najbliżsi ofiar. Wtedy "gorączkowo" zwrócono się bezpośrednio do rodzin. Do spotkania doszło 13 września 2021 r. w siedzibie podkomisji przy ul. Kolskiej 13. - Raport przedstawiono nam w formie prelekcji. Nie otrzymaliśmy wtedy żadnej dokumentacji - mówi Interii Ewa Kochanowska, wdowa po Januszu Kochanowskim, rzeczniku praw obywatelskich. Dlaczego opinia publiczna nie mogła poznać ustaleń Antoniego Macierewicza ponad pół roku temu, skoro raport został ukończony? Przewodniczący podkomisji przekazał rodzinom, że trzeba było uzupełnić kilkusetstronicowy materiał dowodowy. Jak mówił, niezbędne były także konsultacje z rodzinami na temat "umieszczenia w raporcie danych wrażliwych". - Od zawsze wiem, że samolot rozpadł się gwałtownie, w powietrzu, na setki tysięcy części, a liczne ciała były rozerwane na strzępy. Nie wiem jednak czy i jakie dowody pozyskała podkomisja, że doszło do zamachu. Jeżeli w raporcie jest o nim mowa, to nie widziałam tej części - stwierdza kategorycznie Kochanowska. Jak mówi nam wdowa po tragicznie zmarłym rzeczniku praw obywatelskich, do tej pory trudno jej się zmierzyć z dokumentacją stworzoną po sekcji zwłok męża. To aż pięćset stron. - One są teraz w centrum mojego zainteresowania. A na ten raport czekałam tak długo, że jeszcze trochę mogę poczekać i zobaczyć jakie procedury zostaną wdrożone, żeby stał się dokumentem obowiązującym - powiedziała Interii Kochanowska. Wojna zmieniła wszystko Nie jest żadną tajemnicą, że jako polityk PiS Antoni Macierewicz znacząco stracił. Nie dość, że wokół jednego z jego najbliższych współpracowników - Bartłomieja Misiewicza - wybuchł głośny skandal, to od 2018 r. nie jest ministrem obrony narodowej i na dobre pożegnał się z rządem Zjednoczonej Prawicy. Jeszcze do niedawna w partii rządzącej można było usłyszeć, że jego pozycja spada. - Macierewicz przez ostatnie dwa lata miał zakaz udzielania się politycznie. Żeby nie tworzyć newsów, a zająć się pracą. Ma pewien problem komunikacyjny, z punktu widzenia dziennikarzy wydaje się nietransparentny - mówi nam jeden z polityków PiS. - Proszę jednak pamiętać, że on ciągle jest pod ostrzałem. Najpewniej traktuje pytania mediów jako atak, szukanie dziury w całym i napuszczanie opinii publicznej na jego komisję, a nie dotykanie istoty rzeczy - dodaje. Były szef MON pojawiał się więc na terenowych spotkaniach ze swoimi sympatykami i udzielał wywiadów zaprzyjaźnionym mediom. Nawet jeśli ma się to zmienić, prezes PiS wciąż nie ma zaufania do Antoniego Macierewicza. Odkąd jednak Rosja zaatakowała Ukrainę, optyka ws. Smoleńska uległa zmianie. Rosjanie się obnażyli Podczas kuluarowych dyskusji z politykami PiS słychać, że w zakulisowych rozmowach politycy z Europy Środkowo-Wschodniej są przekonani o zamachu w Smoleńsku, tylko nie chcą o tym mówić głośno. Dosadne wypowiedzi z ust cudzoziemca można było ostatnio usłyszeć w polskim parlamencie. Co więcej, mówił to Wołodymyr Zełenski, którego słucha teraz cały świat. - Pamiętamy straszną tragedię w Smoleńsku z 2010 roku. Pamiętamy, jak były badane okoliczności tej katastrofy. Wiemy, co to oznaczało dla was i co oznaczało dla was milczenie tych, którzy wszystko dokładnie wiedzieli, ale cały czas oglądali się jeszcze na naszego sąsiada - w połowie marca stwierdził prezydent Ukrainy. Miesiąc później Jarosław Kaczyński powiedział właśnie o zamachu. Publicznie. Dlaczego wojna w Ukrainie wszystko zmienia? - zapytaliśmy Ewę Kochanowską. Zdaniem wdowy dotąd ludzie nie przyjmowali do wiadomości informacji o zamachu czy gwałtownym przebiegu katastrofy. Mało kto wierzył w trucie czy mordowanie rosyjskich opozycjonistów albo nikogo to nie obchodziło. - Po takich doniesieniach było słychać o rusofobii i uprzedzeniach. Dopiero wojna w Ukrainie pokazała, że jeżeli chodzi o skalę ludzkiego bestialstwa, u Rosjan wszystko jest możliwe - powiedziała Interii Kochanowska. - Więc może ta sytuacja oraz mocne dowody raportu dają podstawy, żeby wystąpić i powiedzieć, że to była zaplanowana zbrodnia? - zastanawia się nasza rozmówczyni. "Raport pisany na polityczne zamówienie" Z tym, że w Smoleńsku doszło do zamachu nie zgadza się Paweł Deresz, wdowiec po Jolancie Szymanek-Deresz. - To wyłącznie polityczna gra. Raport jest pełen półprawd, pisany pod jedną tezę - za wszelką cenę udowodnić zamach. Z wypowiedzi Macierewicza wynika jednoznacznie, że to raport pisany na polityczne zamówienie - powiedział. Deresz w rozmowie z Interią zwraca uwagę, że nie tylko Antoni Macierewicz mówi o zamachu, ale przede wszystkim Jarosław Kaczyński. Wicepremier ds. bezpieczeństwa i prezes Prawa i Sprawiedliwości od kilku dni przekonuje, że niebawem pojawią się dokumenty, które nie zostawią marginesu do swobodnej interpretacji. Nawet podczas niedzielnego przemówienia w Warszawie o katastrofie smoleńskiej mówił w formie "zbrodnia" i "zamach". - Jarosław Kaczyński twierdzi, że jest w posiadaniu dowodów, że doszło do zamachu. Chciałbym tylko przypomnieć, że art. 276 Kodeksu karnego przewiduje karę do dwóch lat więzienia za nieujawnienie tych dowodów. Myślę, że pan prokurator Zbigniew Ziobro będzie teraz miał niezłą zagwozdkę - mówi Deresz, dla którego powrót do tematu katastrofy smoleńskiej ma jednoznaczne polityczne zabarwienie. Jakub Szczepański