Uchwała umożliwiająca zdalne głosowania oraz uczestnictwo polityków w posiedzeniu Sejmu, pracach komisji i podkomisji uzyskała numer druku na początku lipca i od razu wzbudziła emocje. - Może takie posiedzenia będą potrzebne? Rząd pewnie ma dane o powrocie epidemii - zastanawiał się jeden z naszych rozmówców z parlamentu. Faktem jest, że stan zagrożenia epidemicznego trwa od połowy maja, a nowe przepisy mają wejść w życie dopiero w szczycie wakacji. "Projekt zakłada, że poza stanami nadzwyczajnymi oraz stanem epidemii, podstawę do zwołania posiedzenia Sejmu lub posiedzenia komisji lub podkomisji sejmowej w tzw. trybie zdalnym może stanowić również stan zagrożenia epidemicznego" - czytamy w uzasadnieniu uchwały podpisanej przez marszałek Elżbietę Witek z PiS. Nie chcą głosować z basenu? Oficjalnie politycy z Prezydium Sejmu twierdzą, że zmiana w regulaminie to nic nadzwyczajnego. - Wynika z wielu postulatów tak naprawdę płynących ze wszystkich klubów parlamentarnych, często podnoszona na prezydium. Nie wiemy, jak sytuacja związana z COVID-em będzie się w najbliższym czasie rozwijać - podczas wtorkowego posiedzenia komisji regulaminowej zarzekała się Małgorzata Gosiewska z PiS, której "Super Express" wyliczył ostatnio 62 dni w często egzotycznych delegacjach. Wicemarszałek zadeklarowała, że zmiana zapobiegnie ewentualnemu paraliżowi Sejmu. Jak ujawniła, posłowie i pracownicy zaczynają znowu chorować. Poza tym, w czasie wakacji parlament ma w planach jedynie jedno posiedzenie, na początku sierpnia. A ci co narzekają powinni protestować w Senacie, bo przed letnią przerwą nie udało się dograć spraw legislacyjnych z izbą opanowaną przez opozycję. Politycy PiS zauważyli również, że zmiana może być użyteczna z punktu widzenia codziennej pracy parlamentarzystów. - Sam tego doświadczam, wielu z państwa także. Jeżeli chodzi o komisje, jest problem z uczestniczeniem. Czasami posłowie chcieliby przynajmniej móc głosować. I to jest możliwe, ale nie z basenu tylko miejsca w Sejmie. Dlatego uważam, że takie rozwiązanie jest celowe i je popieram - powiedział Kazimierz Smoliński z PiS, szef sejmowej komisji regulaminowej, która jako pierwsza oficjalnie dyskutowała o projekcie. Zagłosują nawet z plaży Jeszcze podczas dyskusji w komisji regulaminowej opozycja mówiła o "poprawce basenowej". - Przyjmowanie takiej zmiany regulaminu w trakcie wakacji satyrycy będą brać jednoznacznie: chodzi o to, żeby posłowie mogli sobie pogłosować znad basenu - podnosił Jarosław Urbaniak z PO. - Czy wprowadzenie tych zmian w regulaminie nie ma sprzyjać temu, żeby posłowie przebywający na wakacjach mogli uczestniczyć w posiedzeniach Sejmu? - dopytywał Wojciech Król z Platformy. Politycy PiS uparcie dowodzili jednak swoich racji: - Kwestia zagrożenia epidemicznego to nie jest sformułowanie, które można w sposób dowolny interpretować. Ustawa, która o tym stanowi mówi jednoznacznie: jest stan epidemii i zagrożenia - mówił Smoliński. - On jest ustawowo uregulowany, więc to nie jest tak, że każdy może dowolnie, w potocznym znaczeniu, ocenić czy jest zagrożenie - argumentował przewodniczący komisji. Nieco mniej cierpliwości miała wicemarszałek Sejmu, która referowała projekt. - Baseny, klapki? Nie znam parlamentarzystów, którzy w ten sposób funkcjonowali w trakcie, gdy pracowaliśmy zdalnie. Jeśli państwo znacie, to może warto z nimi porozmawiać - ripostowała Gosiewska. - W naszym klubie o takich sytuacjach nie słyszałam. Przypomnę również, że Senat pracuje w sposób zdalny cały czas i jakoś to nie kłuło państwa w oczy - podkreślała. Urlopowy przepis Wiadomo już, że Sejm przyjął proponowane zmiany regulaminu. Za było 226 posłów, w tym 219 z większości rządzącej. Spośród polityków klubu PiS przeciw głosowali jedynie znani przeciwnicy obostrzeń pandemicznych: Maria Kurowska, Teresa Hałas, Anna Maria Siarkowska oraz Sławomir Zawiślak. W praktyce oznacza to, że jeśli marszałek Elżbieta Witek wyrazi zgodę, w szczycie sezonu urlopowego parlamentarzyści będą mogli głosować niemal z dowolnego miejsca na Ziemi. - Kuluary grzmią o tym, że to jest wyraźnie zrobione pod nieobecności wakacyjne posłów - zdradza Urbaniak. - Jeżeli byłaby epidemia, regulamin Sejmu jest na to przygotowany. Obawiam się, że stan zagrożenia epidemicznego może jeszcze potrwać nie wiadomo ile. To bardzo wygodne dla rządzących - dodaje polityk PO. W podobnym tonie wypowiada się także Katarzyna Kotula z Lewicy. - Zmiana regulaminu otwiera pole do nadużyć. Wyobrażam sobie, że od września w ogóle nie ściągniemy posłów do parlamentu i do końca tej kadencji będziemy zdalnie. Przecież wszyscy mówią o kolejnej fali COVID-19. Nie widzimy jej, bo nie testujemy. Jeśli zasady będą takie jak wcześniej, Sejm nie wróci - mówi Interii wiceprzewodnicząca sejmowej komisji regulaminowej, która dwukrotnie była zakażona koronawirusem. Według parlamentarzystki, jesteśmy w innej sytuacji niż dwa lata temu, więc przyjmowane rozwiązania też powinny być inne. - Więcej wiemy o wirusie, mamy zaszczepionych ludzi, odmiany są słabsze. Oczekiwałabym, że minister zdrowia wyjdzie i przedstawi konstruktywne rozwiązania. Bo jeśli posłowie idą na zdalne, to cały naród powinien, prawda? - zastanawia się Kotula. Jakub Szczepański