- W jakimś wariancie musimy się liczyć na ruchy osób (napływ - red.) ze strony Ukrainy - na antenie "Graffiti" Polsat News przekazał Piotr Müller rzecznik rządu, mając na myśli napływ uchodźców. - Taki scenariusz trzeba kreślić, oczywiście liczymy, że nie będzie realizowany - powiedział. Nie chciał jednak odpowiedzieć na pytanie, jak wielu ludzi jest w stanie przyjąć Polska. To nie przypadek, bo rząd najprawdopodobniej tego nie wie, chociaż Wąsik mówił nawet o milionie uchodźców. - Sondujemy dokładnie poprzez wojewodów, jakie są możliwości poszczególnych samorządów i na tej bazie będziemy budować nasze możliwości jeżeli chodzi o te ruchy (ludzi - red.), które mogłyby się pojawić ze strony Ukrainy - tłumaczył rzecznik rządu. Z informacji, które płyną od samorządowców wynika, że organy administracji podległe Mateuszowi Morawieckiemu oczekują konkretów. Chodzi nie tylko o zorganizowanie odpowiednich miejsc dla ludzi uciekających przed wojną, ale także uniknięcie doraźnych obozowisk czy koczowisk. Trudno o realizację tego zadania bez wsparcia lokalnych włodarzy. Ci ze Wschodu, z którymi rozmawialiśmy, najczęściej unikają jednak konkretów, choć jasno deklarują chęć wsparcia. "Różnica jak między krzesłem a krzesłem elektrycznym" Chociaż podczas białorusko-rosyjskich manewrów we Włodawie było słychać huk wystrzałów, lokalni włodarze wydają się spokojni. - Jeśli z Ukrainy trzeba będzie ściągać ludzi do Polski, jako miasto, podejmiemy działania, żeby kogoś przyjąć. Nie potrafię wskazać konkretnej liczby osób, ale będziemy gotowi. Tym bardziej, że jednym z naszych miast partnerskich na Ukrainie jest m.in. słynny Kamieniec Podolski, Szack czy Luboml. Na dziś nie mamy gotowych mieszkań, ale mamy na przykład budynek po szkole, który mógłby posłużyć potrzebującym - mówi Interii Wiesław Muszyński, burmistrz Włodawy. Andrzej Wnuk, prezydent Zamościa: - Mieliśmy takie zapytanie dwa tygodnie temu. Wojewoda wariantowo zapytał, czy mamy coś "na już" albo co możemy przygotować. Odpowiedzieliśmy zgodnie z prawdą, że na teraz nie dysponujemy miejscami, ale możemy się przygotować. Przykładowo: to schroniska młodzieżowe, schroniska dla bezdomnych, szkolne sale gimnastyczne. Łącznie to kilkaset miejsc. Wnuk dodaje, że dziś sytuacja jest inna niż jeszcze kilka miesięcy temu na pograniczu polsko-białoruskim. Wskazuje, że wówczas kryzys został wywołany sztucznie, a w przypadku Ukrainy może dojść do rzeczywistego kryzysu humanitarnego. - Oczywiście, że chcemy pomóc. Jesteśmy ludźmi. Rozumiemy natomiast różnicę między migrantami ekonomicznymi a uchodźcami wojennymi. To różnica taka, jak między krzesłem a krzesłem elektrycznym - obrazuje. Zdecydowanie najbardziej konkretne i zaawansowane w pracach jest stolica województwa, Lublin. Rzecznik prasowa przekazała nam, że w razie potrzeby miasto może znaleźć schronienie dla kilkunastu tysięcy osób. Jednocześnie urzędnicy aktywnie sprawdzają bazę lokalową. - Aktualizujemy listę obiektów i lokali miejskich, które mogłyby być wykorzystane do zakwaterowania uchodźców z Ukrainy. (...) Szacujemy, że na terenie Lublina znajduje się kilkanaście tysięcy miejsc m.in. w bursach szkolnych i internatach, akademikach czy hotelach - mówi nam Katarzyna Duma. - Ponadto, punkty żywienia zbiorowego są w stanie wydawać blisko 9 tys. posiłków dziennie. Na terenie Lublina znajduje się również blisko 200 podmiotów publicznych i niepublicznych świadczących usługi w zakresie ochrony zdrowia oraz 15 szpitali samorządu województwa - dodaje urzędniczka. Włodawa i Zamość mają też tymczasowe "atrakcje" związane z obecnością amerykańskich żołnierzy. Wnuk zdradza, że pod Zamościem, w miejscowości Mokre, stacjonują wojska amerykańskie, które umiejscowiły tam przyczółek obrony przeciwlotniczej. To grupa ok. 100 żołnierzy. We Włodawie pojawiło się kontenerowe miasteczko dla wojskowych. Ma pomieścić 500 żołnierzy. Kogo pominął wojewoda z PiS? Jak się okazuje, część samorządowców zupełnie nie dogadała się z wojewodami. - Żadne polecenie do mnie nie dotarło. Do wójta gminy Biłgoraj także. Jakieś dwa tygodnie temu pojawiło się zapytanie: czy dysponujemy miejscami? Nie było konkretów, ale udzieliliśmy odpowiedzi. Kilka dni temu dowiedziałem się z telewizyjnego paska, że znów coś się dzieje - mówi nam burmistrz Biłgoraja Janusz Rosłan. Czy został pominięty przez Lecha Sprawkę? - 31 stycznia zwróciłem się z pismem do samorządowców, bo chodziło o budynki, którymi dysponują. Więcej pism nie było - mówi nam wojewoda lubelski. - Standardowo, dwa razy w roku, aktualizujemy nasze plany zarządzania kryzysowego. Są w nich uwzględniane takie miejsca. Teraz robiliśmy to pod kątem sytuacji na Ukrainie, bo staramy się mieć jak największą liczbę miejsc, które możemy szybko uruchomić - dodaje. Na pytanie, iloma miejscami dla ewentualnych uchodźców dysponuje Lubelszczyzna, wojewoda odsyła nas do MSWiA: - Nie mogę tego szerzej komentować, bo nie chcemy wywoływać sensacji. Tym bardziej, że trudno przewidywać, w jakim kierunku się to rozwinie. Realizujemy prace przygotowawcze na wypadek "gdyby pojawili się uchodźcy". Woj. lubelskie i podkarpackie bezpośrednio graniczą z Ukrainą, więc nie chcemy być zaskoczeni w ostatniej chwili - przekonuje. Nie wszyscy wojewodowie spieszyli się jednak z poinformowaniem samorządowców. Jak się okazuje, wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł wydał dyspozycje dopiero kilka dni temu, gdy w innych miejscach kraju zbierano podobne informacje od dwóch tygodni. Krzysztof Kosiński, prezydent Ciechanowa, zapewnia Interię, że jego miasto jest przygotowane na różne scenariusze. - Na ten moment zadeklarowaliśmy jeden obiekt, który jest gotowy na już, czyli w ciągu 48 godzin. To miejski hotel, możemy tam przyjąć ok. 80-100 osób - deklaruje Kosiński. - Sytuacja jest dynamiczna. Zgłosiliśmy też halę sportową w ramach zbiorowego zakwaterowania na kolejne 200 osób - przekazał nam po kilku godzinach. Niektórzy z lokalnych włodarzy nie wykluczają, że w związku z tworzeniem odpowiednich miejsc dla uchodźców, będą zmuszeni prosić o dodatkowe środki finansowe. Jakub Szczepański, Łukasz Szpyrka