Donald Trump, Boris Johnson, Jair Bolsonaro czy Petro Poroszenko to politycy znani na całym świecie, którzy przeszli COVID-19. Niestety, Polska nie jest wyjątkiem, a koronawirus atakuje niezależnie od przekonań politycznych. Jednym z tych, który przekonał się o tym jako pierwszy, był Edward Siarka. Po tegorocznej rekonstrukcji rządu został wiceministrem klimatu i środowiska. Siarka jest jedną z pierwszych 300 osób w kraju, które zaraziły się koronawirusem. Jak mówi Interii, wszystko zaczęło się podczas spotkania w ministerstwie. - Przestrzegam urzędników przed starymi nawykami: nie warto nawilżać palców śliną przy przeglądaniu dokumentów. Mnie to zgubiło. Wszyscy przy stoliku się zarazili, bo dotykaliśmy tych samych papierów - wspomina polityk. Większość naszych rozmówców nie wie, jak zaraziła się koronawirusem. - Prowadziłem normalny tryb życia: nosiłem maskę, miałem kilka spotkań. Mogłem się zarazić w autobusie, bo często jeżdżę komunikacją miejską. Tak naprawdę, mogło się to wydarzyć gdziekolwiek - mówi nam Krzysztof Śmiszek, poseł Wiosny, który obecnie przechodzi przez COVID-19 i pozostaje w izolacji. Jan Filip Libicki, senator Koalicji Polskiej z PSL, wie, kiedy i gdzie doszło do zakażenia. - Na pewno w Warszawie między 27 a 30 lipca. Starałem się przestrzegać zasad. Natomiast mieliśmy m.in. rocznicę powołania PSL, składaliśmy kwiaty pod pomnikiem Witosa, tam było kilkaset osób - tłumaczy polityk. - Ludzie nie przestrzegają dystansu, nie zawsze da się to zrobić. W 100 procentach nie dopełnimy bezpieczeństwa, bo życie musiałoby stanąć - dodaje. Na pewno informacje o zakażeniach pomagają innym. - Na prośbę marszałka Senatu dostałem telefon z kancelarii. Usłyszałem o chorobie Filipa Libickiego, z którym byłem na posiedzeniu komisji - wspomina Artur Dunin, senator Koalicji Obywatelskiej z PO. - Odwołałem wszystkie spotkania, również te osobiste. Źle poczułem się w niedzielę, ale myślałem o klimatyzacji w samochodzie. Niestety, to nie było to - wspomina. To nie przeziębienie Senator Filip Libicki także był przekonany, że zaszkodziła mu klimatyzacja. W końcu, kiedy zachorował, było lato. Po powrocie do domu poczuł ból gardła i podwyższoną temperaturę. Kolejnego dnia sytuacja się nie zmieniła, a polityk zaczął się nawet zastanawiać, czy powinien odwiedzić swoich rodziców. - Miałem do nich nie jechać, ale chciałem się pożegnać z siostrą i szwagrem, którzy akurat odjeżdżali do siebie. Już na miejscu, ze względu na objawy, brałem różne antybiotyki, piłem gorącą herbatę - opowiada Libicki. - Chociaż przyjąłem końską dawkę leków, temperatura nie chciała spaść nawet o dwie kreski. Wciąż utrzymywało się 37,4 st. Celsjusza - dodaje. W przypadku ludowca to był przełomowy moment. Polityk skontaktował się z lekarzem. Z kolei ten zasugerował, że w grę może wchodzić COVID-19. - Kiedy przekazałem rodzinie, żeby trzymali się ode mnie z daleka, nie wszyscy mnie słuchali. Szwagier mierzył mi temperaturę na odległość i nic mu się nie stało - mówi senator. - Wśród członków mojej rodziny dystansu nie trzymał jedynie mój ojciec. I dwa dni po mnie trafił do szpitala z koronawirusem. Zarazili się też asystenci, którzy mnie podwozili - dodaje. W przypadku Roberta Telusa z PiS lekarzowi wydawało się, że chodzi o zwykłe przeziębienie. Kiedy trzeciego dnia infekcji poseł stracił smak, wykonał test. O udziale w posiedzeniu Sejmu trzeba było zapomnieć. Każdy reaguje inaczej Kiedy zapytaliśmy Edwarda Siarkę o przypadłości wywołane chorobą, nie miał najmniejszych wątpliwości: - Najgorsze objawy, z jakimi się spotkałem, poza temperaturą, to niemożność wstania na nogi. Od pasa w dół mocne znieczulenie, częściowy paraliż. Taki ból mięśni, że nie dało się chodzić - usłyszeliśmy od posła Solidarnej Polski. Nasi rozmówcy podkreślają jednak, że każdy chory reaguje inaczej. - U mnie to był olbrzymi ból głowy. Mam bóle migrenowe i zatokowe, ale takiego bólu jeszcze nigdy nie miałem. Bolały mnie paznokcie, włosy, całe ciało - wspomina Dunin. Do tego przez cztery dni gorączka powyżej 39 stopni Celsjusza, później wahania temperatury. Jak podkreśla senator PO, nie zostałby dziś skierowany na test, bo nie spełniał wszystkich kryteriów. - Miałem smak i węch, oddychałem. Może trochę, jakby mi ktoś położył płytę chodnikową na piersi, ale jednak bez większych trudności - usłyszeliśmy. Poseł Robert Telus z PiS: - Bolało absolutnie wszystko! Temperatura w granicach 38,5 st. W nocy dokuczały mi drgawki, telepało mnie z zimna. Do tego utrata węchu i smaku - wspomina polityk, który z wirusem walczył jeszcze dwa tygodnie temu. Jak mówi, dla niego najgorsza była utrata smaku, chociaż kaszle do tej pory. - Człowiek ma 37,4 st. temperatury, a czuje się jak przy gorączce o wysokości 40 st. Celsjusza - relacjonuje Libicki. - Przynoszą ci śniadanie, a ty nie masz na nie ochoty. Nie tylko z powodu braku apetytu. Wyciągnięcie ręki po bułkę to wysiłek jak wchodzenie pod wysoką górę - dodał. Najwięcej szczęścia, jak dotąd, ma Krzysztof Śmiszek. - Nie mam gorączki, trochę straciłem smak i węch, ale nie całkowicie. Do tego mam zatkany nos. Odpukać w niemalowane, ale trzymam się bardzo dobrze - usłyszeliśmy od posła Lewicy. Spustoszenie w organizmie Chociaż zazwyczaj wykłócają się w parlamencie, jeśli chodzi o koronawirusa politycy, którzy ucierpieli przez chorobę, są nadzwyczaj zgodni. Proszą o szacunek oraz zrozumienie dla lekarzy i pielęgniarek. Ciskają też gromy w kierunku tych, którzy negują istnienie COVID-19. - Ta choroba zostawia spustoszenie w organizmie. Wciąż jestem osłabiony. Po koronawirusie mam nacieki na płucach. Jeśli nie znikną, będę musiał brać sterydy - podkreśla Dunin. - To wszystko dotyczy też osób bezobjawowych. Rozmawiamy kilkanaście minut, siedzę na fotelu, a mnie już brakuje tchu - dodaje. Podobnie jest u Roberta Telusa, który rzadko choruje. - Jadę właśnie na RTG i EEG, żeby sprawdzić czy wszystko w porządku. Czuję się słabszy, ale tak jest z takimi chorobami. Szybciej się męczę. Kiedy wchodzę w Sejmie na trzecie piętro, muszę się zatrzymywać na drugim. A ja nigdy nie korzystałem z windy! - skarży się polityk PiS. Poseł ma konkretną opinię, szczególnie o tych, którzy negują istnienie koronawirusa czy noszenie masek. - Głosy takich osób bardzo szkodą. Na pewno zmieniliby zdanie, gdyby ktoś z nich zachorował - mówi Telus. - Pamiętajmy, że zapinanie pasów albo zatrzymywanie się na czerwonym świetle to nie jest ograniczenie wolności. Tak samo jest z maseczkami. Trzeba je nosić, żeby inni byli bezpieczniejsi - podkreśla. Z tego samego względu Edward Siarka prosi, żeby ozdrowieńcy po COVID-19 oddawali osocze. Pomaga ono tym, których koronawirus nie oszczędza. - Kiedy je oddajemy, wiemy, jak wiele mamy przeciwciał, więc to dodatkowa korzyść - podkreśla wiceminister klimatu i środowiska. Jak mówi, nie wszyscy wytwarzamy przeciwciała, więc warto wiedzieć jak na SARS-CoV-2 reaguje nasz organizm. Jakub Szczepański