<a href="https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-jest-potwierdzenie-glowny-inspektor-pracy-wieslaw-lyszczek-r,nId,4730949" target="_blank" rel="noreferrer noopener">Wiesław Łyszczek pożegnał się z PIP we wrześniu 2020 r. po serii głośnych tekstów, jakie publikowaliśmy w Interii</a>. Pisaliśmy o niegospodarności, nepotyzmie czy nagrodzie w kwocie 20 tys. zł, którą urzędnik przyznał sam sobie. Jak przekazaliśmy, były szef PIP do ostatniej chwili walczył też o swoich najbliższych współpracowników. Do tego grona zalicza się była asystentka Łyszczka. Kiedy główny inspektor pracy ustępował z urzędu, Iwona Hadacz była wicedyrektorem Departamentu Kadr i Szkoleń w Warszawie. Pod koniec urzędowania Łyszczka mianowano ją jeszcze nadinspektorem pracy. Zapadła też decyzja o przeniesieniu urzędniczki do Okręgowego Inspektoratu Pracy w Rzeszowie. Pensja? Miała sięgać nawet 13 tys. zł. Po tym jak nagłośniliśmy sprawę w Interii, nowe kierownictwo PIP zdecydowało się powołać specjalny zespół kontrolny, a decyzje w sprawie Hadacz miały zostać cofnięte. Robert Pietrzak z Sekcji Kontroli Wewnętrznej oraz Dariusz Mińkowski - zastępca Wiesława Łyszczka, który po dziś dzień pozostaje na swoim stanowisku - przygotowali specjalny raport mający obnażyć grzechy z lat 2017-2020. <a href="https://wydarzenia.interia.pl/autor/jakub-szczepanski/news-nepotyzm-niegospodarnosc-interia-ujawnia-raport-glownego-ins,nId,4802288">Jak podają nasze źródła, dokument został ukończony już przed dwoma laty, w połowie października</a>. Główna inspektor pracy Katarzyna Łażewska-Hrycko wciąż nie chce go ujawnić ani posłom, ani opinii publicznej. Jak jednak ustaliliśmy, ze sprawozdania korzystał już rzeszowski sąd, który zdecydował, że Iwonę Hadacz zwolniono w nieprawidłowy sposób. Sprawa wygrana w 50 proc. Iwona Hadacz poszła do sądu na początku stycznia 2021 r. Domagała się przywrócenia do pracy oraz zasądzenia wynagrodzenia za czas, w którym pozostawała bez źródła dochodu. Argumentowała, że "nie otrzymała w żadnej formie wypowiedzenia umowy o pracę", a dostarczono jej jedynie świadectwo pracy. Jak stwierdził rzeszowski sąd rejonowy, świeżo upieczona nadinspektor miała rację. Kobieta pozostawała formalnie na zwolnieniu, a PIP nie potrafił skutecznie wręczyć jej wypowiedzenia. Inspekcję zgubiły przepisy covidowe, które stanowią, że nieodebranych pism nie można uznać za doręczone. Co więcej, urząd kierowany obecnie przez Katarzynę Łażewską-Hrycko, nie potrafił się skonsultować z NSZZ Solidarność, do którego należała była asystentka Łyszczka. "Z tych przyczyn zarzuty powódki, co do prawidłowego z przyczyn formalnych rozwiązania stosunku pracy należało uznać za zasadne. Jednakże, aby dokonać oceny żądania powódki niezbędne jest także odniesienie się do przyczyn rozwiązania stosunku pracy z mianowania" - czytamy w uzasadnieniu wyroku sądu, do którego dotarła Interia. A dalej: "Okoliczności ustalone w toku postępowanie dotyczące procesu przeniesienia powódki do pracy na stanowisku nadinspektora pracy, budzące zastrzeżenia etyczno-moralne w ocenie sądu nie dają podstawy do przywrócenia powódki do pracy". O co chodzi? Z materiałów sądu, do których dotarliśmy, wynika, że była asystentka Wiesława Łyszczka przygotowywała dokumenty we własnej sprawie i naruszyła regulamin wynagradzania obowiązujący w PIP w zakresie przekroczenia wysokości wynagrodzenia zasadniczego oraz łącznej kwoty dodatku służbowego i kontrolerskiego na stanowisku nadinspektora. Słowem: zarabiała więcej niż okręgowy inspektor pracy w Rzeszowie. Sąd przyznał też, że Iwona Hadacz, bez zgody przełożonych, prowadziła działalność gospodarczą. Izabela Katarzyna Mrzygłocka, wiceszefowa Rady Ochrony Pracy z PO nie kryje oburzenia w związku z zasądzonym odszkodowaniem: - To jest jakiś skandal. Inspekcja powinna wzorcowo znać przepisy, zwłaszcza dotyczące zwalniania pracowników ze względu na służbowe naruszenia - usłyszała Interia. "Państwo w państwie" Ujawnienie grzechów Iwony Hadacz nie byłoby pewnie możliwe, gdyby nie raport z 2020 r., który zalega w Głównym Inspektoracie Pracy. Chociaż miał być ujawniony już dawno temu, wciąż nie mają do niego dostępu ani posłowie, ani dziennikarze, ani opinia publiczna. - Jego ujawnienia najpewniej nie chce Dariusz Mińkowski, zastępca głównej inspektor pracy Katarzyny Łażewskiej-Hrycko - mówi nam jeden z inspektorów. - Prawdopodobnie znajdują się tam materiały, które obciążają również jego. Chociaż jest jednym z twórców raportu, współpracował z Wiesławem Łyszczkiem i zachował stanowisko - dodaje. O raporcie PIP mówili ostatnio w Sejmie posłowie opozycji. - PIP wykonująca swoje czynności związane z prawem pracy sama wewnętrznie winna być instytucją, co do której nie istnieje choćby cień wątpliwości dotyczący jej funkcjonowania. (...) Wszelkie informacje, które wzmiankują o wynikach kontroli wewnętrznej, wskazują na istnienie szeregu nieprawidłowości - grzmiał Tomasz Kostuś z PO. Polityk opozycji mówił o potwierdzaniu nieprawdy w dokumentach, omijaniu procedur naboru czy fałszowaniu procedury podróży służbowych. - Zasadne jest, by dokument wewnętrzny, jakim jest raport z sekcji kontroli wewnętrznej, został udostępniony Wysokiej Izbie, gdyż wyłącznie jego upublicznienie pozwoli na przedstawienie prawidłowego obrazu funkcjonowania PIP - przekonywał Kostuś. Izabela Katarzyna Mrzygłocka przypomina argumentację urzędników Katarzyny Łażewskiej-Hrycko, którzy przez całe miesiące twierdzili, że sprawozdanie dotyczące nieprawidłowości należy dokończyć: - Skoro sąd posługuje się raportem to znaczy, że raport został sporządzony i powinien zostać nam przedstawiony. Natomiast nikt nie może go otrzymać. To dokument widmo, który trafił do szuflady - nie kryje posłanka PO. Wygląda na to, że cierpliwość zaczyna się kończyć nawet posłom PiS. Politycy <a class="db-object" title="Zjednoczona Prawica" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-zjednoczona-prawica,gsbi,2393" data-id="2393" data-type="theme">Zjednoczonej Prawicy</a> coraz bardziej niechętnie patrzą na własną nominatkę, którą na stanowisku głównego inspektora pracy promował <a class="db-object" title="Piotr Duda" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-piotr-duda,gsbi,2609" data-id="2609" data-type="theme">Piotr Duda</a>, szef NSZZ Solidarność. - To zaczyna wyglądać jak jakieś państwo w państwie - mówi nam jeden z polityków PiS należących do Rady Ochrony Pracy, który nie chce ujawniać swojego nazwiska. Wyrok rzeszowskiego sądu nie jest prawomocny. Państwowa Inspekcja Pracy zapowiada apelację, ale nasze źródła powątpiewają w skuteczność tego zabiegu. Jakub Szczepański