Łukasz Mejza trafił do Sejmu na początku tego roku w miejsce zmarłej posłanki PSL Jolanty Fedak. W politycznym CV miał już współpracę z Pawłem Kukizem czy Robertem Gwiazdowskim, ale można to uznać za epizody. Co najważniejsze, po uzyskaniu mandatu polityk nie chciał dołączyć do ludowców, a w kuluarach mówiło się, że od razu negocjował wysoko. Z kim tylko mógł. - Kiedy do nas przyszedł, domagał się posady wiceministra. Został wtedy wyśmiany, ale najwyraźniej nie złożył broni - mówi Interii jeden z polityków Porozumienia Jarosława Gowina, które jeszcze pół roku temu należało do rządu Zjednoczonej Prawicy. Niezależnie od tego, z iloma formacjami rozmawiał polityk, do konsensusu doszedł dopiero w trakcie rozmów z Partią Republikańską Adama Bielana. Wiadomo, że dzięki negocjacjom prowadzonym przez grupę europosła PiS, niezrzeszony poseł trafił do resortu, który ponownie trzeba wydzielić z Ministerstwa Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu. Posadę wiceministra objął już oficjalnie. W rozmowie z Wirtualną Polską nie ukrywał jednak, że ma jeden cel: chce zostać premierem. "Ludzie kupują pajacowanie" Co wiadomo o Łukaszu Mejzie? Rocznik 1991, urodzony w Zielonej Górze. Zagorzały fan sportów walki, pewny siebie. Do polityki przy Wiejskiej udało mu się wejść dzięki ludowcom i Koalicji Polskiej. - Na listy PSL trafił, bo mieliśmy porozumienie z Bezpartyjnymi Samorządowcami. Mieli startować razem z nami - tłumaczy Interii Arkadiusz Dąbrowski, sekretarz lubuskiego PSL. Bezpartyjni Samorządowcy to stowarzyszenie, które do tej pory działa w samorządzie, a nawet rządzi w Sejmiku Województwa Lubuskiego. Mejza chwali się, że jest jednym z jego współzałożycieli. Jednak chyba nikt z jego otoczenia nie ukrywa, że do wielkiej polityki wprowadził go Wadim Tyszkiewicz - senator, a niegdyś prezydent Nowej Soli. - Później Mejza szybko dogadał się z Wacławem Maciuszonkiem, byłym burmistrzem Żar. Do tego Sławomir Kowal, były włodarz Żagania. Razem z nimi utworzył klub Bezpartyjnych Samorządowców w sejmiku - tłumaczy jeden z naszych informatorów. Bezpartyjnych windował z kolei Janusz Kubicki, prezydent Zielonej Góry, który do tej pory rzekomo współpracuje po cichu z Mejzą. Kiedy zapytaliśmy go o wiceministra, odesłał nas do rzecznika. Jednak wielu z naszych rozmówców, w tym bliskich współpracowników Mejzy z przeszłości, publicznie odcina się od polityka, który dołączył ostatnio do obozu PiS. - Wstydzę się współpracy z Mejzą. Początkowo firmował go prezydent Zielonej Góry, on prosił też mnie o start. Mejza pomógł mi dostać się do sejmiku, miał bardzo dobry wynik. Został przewodniczącym, bo nie chcieliśmy się angażować, byliśmy w opozycji - tłumaczy Interii Wacław Maciuszonek, przewodniczący sejmiku lubuskiego z Bezpartyjnych Samorządowców. - Jeszcze przed wyborami do Sejmu w 2019 r. ta współpraca zaczęła nas uwierać, bo Mejza zaczął pajacować. Daje show, publikuje jakieś głupie filmiki, a nie potrafi przedstawić konkretów, merytorycznej rozmowy. Tylko ludzie to kupują - uważa samorządowiec. Zdaniem Maciuszonka, kiedy ktoś bliżej przyjrzy się Łukaszowi Mejzie, od razu zauważy "Nikosia Dyzmę". Król kampanii wyborczych Zarówno przeciwnicy jak i zwolennicy Łukasza Mejzy zgadzają się co do jednego: w kampanii wyborczej radzi sobie jak ryba w wodzie. - Naprawdę miał rozmach. Pojawiły się nawet lasery, które wyświetlały jego nazwisko na ścianach budynku czy na deptakach. Robiło to dosyć duże wrażenie - wspomina Dąbrowski. - Zakleił w zasadzie całe województwo. Nie było nawet małej miejscowości, gdzie nie można było zobaczyć jego twarzy na plakacie wyborczym - dodaje ludowiec. Do historii przeszła anegdota związana z działalnością kampanijną Mejzy, kiedy przyjechał do burmistrza Gubina. Panowie zrobili sobie wspólne zdjęcie, a dzień później całe miasto mogło oglądać wspólną fotografię polityków. - Zadzwoniłem do niego, bo graliśmy mecz z aktorami. Zaprosiliśmy gwiazdy TVP. Powiedziałem mu, że chętnie pomogę. Zaproponowałem, żeby przyjechał do Gubina - mówi Bartłomiej Bartczak, włodarz miasta. - Zrobiliśmy tę fotografię na stadionie. Wiedziałem, że ją wykorzysta. Mam nadzieję, że teraz trochę się nim zajmie jako wiceminister sportu - dodaje samorządowiec, który nie ukrywa swoich dobrych relacji z Mejzą. Ciężka praca najwidoczniej się opłaciła. Wiceminister startował z ostatniego miejsca na liście PSL w lubuskim. Chociaż w wyborach nie dostał się do parlamentu uzyskał drugi wynik, czyli 10 490 głosów. Z czasem poparcie zaprocentowało i pozwoliło zająć miejsce śp. Jolanty Fedak. Ciemne strony polityki W Interii pisaliśmy ostatnio, że świeżo upieczony wiceminister ma kłopoty. Zdaniem ratusza w Gorzowie Wielkopolskim, Łukasz Mejza złamał przepisy dotyczące prowadzenia kampanii wyborczych. Jego reklamy miały m.in. zagrażać bezpieczeństwu ruchu drogowego. Kara nałożona przez miasto sięga kwoty 50 728 zł. Wiceminister twierdził, że nie zna sprawy, a temat nazywa "śmiesznym". Obiecał go jednak zbadać. Tylko ile jest prawdy w oskarżeniach gorzowskiego magistratu? Z naszych informacji wynika, że podczas kampanii wyborczej do Sejmu prawą ręką Łukasza Mejzy był Patryk Lewicki, który zasłynął jako starosta sulęciński. Należał wówczas do SLD, ale wiceministrowi to najwidoczniej nie przeszkadzało. - Dobrali się z Mejzą, bo Mejza był najmłodszym radnym wojewódzkim, a Lewicki najmłodszym starostą w Polsce - tłumaczy nam jeden z polityków działających na terenie woj. lubuskiego. Obecnie panowie nie chcą mieć ze sobą nic wspólnego. Patryk Lewicki zgodził się jednak na rozmowę z Interią. - Dla mnie Łukasz był osobą, która miała bardzo fajne pomysły i wizję - tłumaczy nam Lewicki, który działał ramię w ramię w Mejzą. Jak mówi, przy kampanii wyborczej kolegi pracował bezpłatnie, a na pomoc zgodził się, bo panowie tworzyli jedną organizację. Potwierdza jednak zarzuty gorzowskiego ratusza. - Uważaliśmy, że kampania wyborcza powinna być prowadzona w sposób w pełni zgodny ze wszystkimi normami. Bo nie można wieszać plakatów bez pozwoleń. A Łukasz jest fighterem, człowiekiem bezkompromisowym, który dąży do celu, nie zwracając uwagi na okoliczności - twierdzi Lewicki. Jak twierdzi nasz rozmówca, jego współpraca z Mejzą skończyła się po przegranej w wyborach parlamentarnych. Dlaczego? - Nie można jednego dnia planować z Koalicją Polską, a drugiego odwracać się o 180 stopni i atakować swoje własne środowisko. Zresztą, w kampanii wyborczej atakował PiS i mu to zupełnie nie przeszkadzało. A teraz przybrał maskę jednego z plemion, z którymi tak walczył - kwituje Lewicki. Dał 50 tys. zł, czuje się oszukany Co ciekawe, w kampanii wyborczej do Sejmu Łukasz Mejza współpracował nie tylko z ludowcami, ale i z ludźmi, którzy trafili później do Polski 2050. Jednym z nich jest Tomasz Siemiński z lubuskich struktur organizacji Szymona Hołowni. Ten w niewybrednych słowach, których nie wypada cytować, pisał o Mejzie w mediach społecznościowych. Prywatnie Siemiński współprowadzi firmę budowlaną, ale angażuje się w działania samorządów. W rozmowie z Interią przyznaje, że początkowo był oczarowany młodym politykiem i inicjatywą prezentowaną przez Bezpartyjnych Samorządowców. - Mejza wydawał się rozsądny, przedsiębiorczy, przebojowy. Znał swoje słabości, ale parł do przodu. Miał pomysł na sprzedaż siebie jako postaci, na kampanię marketingową - tłumaczy Siemiński, który twierdzi, że świeżo upieczony wiceminister wcale nie miał prawicowych poglądów. Faktem jest, że w Sejmie Mejza początkowo wstrzymywał się od głosu, a w lutowym wywiadzie dla Polsat News nie odpowiadał na pytania dotyczące aborcji czy sporu o sądy. Jak twierdzi Siemiński, on i jego partnerzy biznesowi przekazali Mejzie 50 tys. zł na kampanię wyborczą. Zaoferowali mu też wykończenie mieszkania i miejsce postojowe warte kolejne 60 tys. zł. - Nie miał pieniędzy, tylko zdolność kredytową. To był gest, chociaż nie ja podejmowałem decyzję - dodaje nasz rozmówca, który nie może wybaczyć Mejzie skrętu w prawo. Bartłomiej Bartczak: - Łukasz Mejza chce być skuteczny w polityce. Na pewno ma określony system wartości. PSL ukierunkowałbym jako partię centroprawicową - tłumaczy nam włodarz Gubina. - Republikanie to dalej prawica. Dlatego on porusza się w nurcie bezpartyjno-prawicowym. Współpracuje z każdym dla dobra sprawy, regionu, gminy - uważa polityk. - Od momentu głosowania za "Lex TVN" Mejza nie pojawia się na ulicach Zielonej Góry, bo zostałby publicznie zhejtowany. Chyba też tego się obawia - ripostuje Siemiński. - Co by nie było, jawnie oszukał ludzi i nie krył się z tym. Oszukał też nas. To tak jakby pan pomógł kumplowi, a ten kumpel wbił panu nóż w plecy i poszedł do PiS - puentuje. PO największym przeciwnikiem Łukasz Mejza niewiele sobie robi z mocnych oskarżeń dawnych współpracowników. - Czy zauważył pan redaktor, że wszyscy, którzy krytykują i krzyczą najgłośniej, nic w polityce nie osiągnęli? Ich jedyne sukcesy to sukcesy na moich plecach, mojej wizji i ciężkiej pracy. Dlatego do takich osób nie warto się odnosić - powiedział Interii. Jak twierdzi polityk, "osiągnął największy sukces w tej kadencji" w całym woj. lubuskim. Stąd krytyka. - Większość polityków, którzy mogą tylko pomarzyć o takich sukcesach, będzie mnie krytykować. Oni aż kipią z zazdrości - mówi Mejza. - Jednym z moich idoli politycznych był Winston Churchill, który powiedział: "nigdy nie dotrzesz do celu, jeśli będziesz się zatrzymywał i rzucał kamieniami w każdego szczekającego psa" - zapewnia.Według wiceministra, w swoim województwie spotyka się z "olbrzymią sympatią" i "wyrazami uznania". Polityk jest przekonany, że mieszkańcy jego regionu są dumni z jego pracy. Co ze światopoglądem? - Serce miałem zawsze po prawej stronie i trzeba być ślepym albo głuchym, żeby nie zauważyć, że od zawsze krytykuję PO. To był mój największy samorządowy przeciwnik. Z PiS miałem z kolei od zawsze właściwe relacje i blisko współpracowaliśmy - zapewnia Mejza. W rozmowie z Interią polityk zauważa, że "wisi na nim" większość rządowa. - Dlatego partyjno-medialni, opozycyjni snajperzy strzelają do mnie. Jestem nazwiskiem, do którego w Polsce obecnie strzela się najwięcej, ale nic sobie z tego nie robię. Zawsze wybieram to, co najlepsze dla Polski i konsekwentnie będę zmierzał w tym kierunku bez względu na wszystko inne. I nie będę przepraszał nikogo za to, że jestem patriotą - podsumował wiceminister.Jakub Szczepański