O zakrapianej imprezie i molestowaniu w SOP pisaliśmy w połowie lipca 2020 r. Kilka miesięcy wcześniej do Ośrodka Szkolenia Służby Ochrony Państwa w Raduczu (woj. łódzkie) trafiła blisko 50-osobowa grupa kursantów. Do feralnego zdarzenia doszło we wtorek, 3 marca. To wtedy, tuż po wieczornym apelu z godz. 21:40 zaczęła się feralna impreza. Mundurowi raczyli się cytrynówką i wódką.W pewnym momencie ktoś zauważył, że na łóżku w ciemnym pokoju leżą kursantka i instruktor. Kiedy zapalono światło, dziewczyna wybiegła z pomieszczenia. Kolegom, rodzinie oraz przełożonym powiedziała później, że Łukasz W. ją przewrócił i dotykał jej miejsc intymnych. Podczas postępowania wewnętrznego ofiara podkreślała, że mężczyzna "chwycił ją za głowę i wyprowadził z pokoju do drugiego". Następnie zastosował chwyt obezwładniający, a kobieta wylądowała ze swoim oprawcą na łóżku. "Zakrył drugą ręką moją twarz i powiedział, że 'dogodnie na nim leżę'. Następnie zaczął gryźć i całować moje ucho" - relacjonowała ofiara. Jak twierdziła, napastnik nie reagował na żadne prośby. "Zaczął dotykać moich nóg i miejsc intymnych (...). Gdy podwinęła mi się bluzka do góry, położył rękę na mój brzuch i chciał ją włożyć w moje leginsy" - wspominała kursantka. Łukasz W. formalnie został oskarżony o to, że "na terenie Ośrodka Szkolenia SOP, przy użyciu przemocy polegającej na przytrzymywaniu pokrzywdzonej, a następnie przewróceniu jej na łóżko i przytrzymywaniu lewą ręką za szyję doprowadził (imię i nazwisko do wiadomości redakcji - red.) do poddania się innej czynności seksualnej, poprzez całowanie i gryzienie po uchu, dotykanie brzucha oraz dotykanie przez odzież jej zewnętrznych narządów płciowych oraz pośladków". Sprawa ruszyła w czerwcu tego roku. Instruktor "uciekł" na emeryturę Odkąd ujawniliśmy problem i przebieg libacji w ośrodku szkoleniowym SOP, rąbka tajemnicy uchylił Maciej Wąsik, wiceszef MSWiA. We wrześniu 2020 r., w odpowiedzi na interpelację posła Krzysztofa Śmiszka podkreślał, że ofiara odmówiła konsultacji ze specjalistą, a jednocześnie informował o wszczęciu procedury antydyskryminacyjnej i antymobbingowej. Polityk PiS nie chciał wchodzić w szczegóły, ale mówił o wyciągnięciu "stosownych konsekwencji służbowych". Nasze źródła z SOP poinformowały o przeniesieniu Łukasza W. do ochrony Ministerstwa Spraw Zagranicznych. - Służy na posterunkach zewnętrznych, czyli "wietrzy się" - słyszeliśmy od doświadczonych funkcjonariuszy. Z informacji, które uzyskaliśmy teraz wynika, że W. sam zrezygnował ze służby i odszedł na wcześniejszą emeryturę przysługującą mundurowym. Zrobił to niedługo po publikacji naszych artykułów, jeszcze zanim Sąd Rejonowy w Skierniewicach ogłosił swój wyrok. Zdaniem byłych funkcjonariuszy, nie ma tu mowy o przypadku. - Osoby dopuszczające się tego rodzaju zachowań kryminalnych powinny ponosić kary zasądzane przez sądy. W mojej opinii odejście na emeryturę przed rozprawą było celowe - uważa gen. Andrzej Pawlikowski, były szef Biura Ochrony Rządu (SOP został powołany w miejsce BOR - red.). - Zgodnie z przepisami funkcjonariuszowi, któremu postawiono zarzuty obcina się na trzy miesiące pensję o połowę. Dodatkowo, jeśli zapadnie wyrok sądowy, można nie przyznać, bądź odebrać emeryturę - precyzuje. Sąd zdecydował o losie Łukasza W. po czterech rozprawach, 21 października 2021 r. Sędzia Lidia Siedlecka uznała go winnym doprowadzenia pokrzywdzonej do poddania się tzw. innej czynności seksualnej. Nieprawomocny wyrok to 6 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na rok oraz dozór kuratora sądowego. Były funkcjonariusz SOP musi informować kuratora na piśmie o przebiegu swojej próby raz na trzy miesiące. Do tego W. ma zapłacić 3,2 tys. zł grzywny, 12 tys. zł zadośćuczynienia pokrzywdzonej oraz 3,8 tys. zł tytułem zwrotu kosztów sądowych. Ofiara instruktora odeszła ze służby w SOP. Jakub Szczepański