Jak dowiaduje się Interia, jeszcze na początku października rząd dysponował analizami, z których wynikało, że system ochrony zdrowia może być całkowicie niewydolny do 12 listopada. - Tak naprawdę wszystko przestałoby działać już 30 października. Udało nam się to powstrzymać: trochę restrykcjami, a dużo bardziej rozbudową bazy łóżkowej - usłyszeliśmy od jednego z ważnych polityków PiS. Właśnie z tego powodu tworzone są kolejne szpitale tymczasowe. Nawet 200 tys. chorych więcej W rozmowach z Interią najbliższe otoczenie premiera nie ukrywa, że nikt nie spodziewał się ogólnopolskich protestów związanych z prawem aborcyjnym. Jak usłyszeliśmy, nad modelami związanymi z epidemią cały czas pracują specjaliści z Centrum Analiz Strategicznych. Swoje wyliczenia opierają na publikacjach prestiżowego magazynu medycznego "The Lancet", czasopisma akademickiego "Nature" i pracach Uniwersytetu Warszawskiego. O modelu Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania UW jako pierwszy napisał "Dziennik Gazeta Prawna". Zakłada on, że przy wyższej transmisyjności wirusa 26 listopada możemy się spodziewać nawet 31 tys. zakażeń dziennie. - To pokazuje, że protesty zwiększają liczbę chorych do końca roku. Przez najbliższe dwa miesiące ma przybyć 200 tys. pacjentów - przekazał informator Interii z KPRM. Ile może wytrzymać polska służba zdrowia? - System ochrony zdrowia jest policzony na kilkanaście do 30 tys. chorych, którzy otrzymają pomoc medyczną zgodnie z zasadami sztuki medycznej. Wszyscy chcemy uniknąć pełnego lockdownu - przyznał prof. Andrzej Horban, główny doradca premiera ds. epidemii. Wiceminister zdrowia Waldemar Kraska w rozmowie z Polsat News nie ukrywał, że spodziewa się dalszego wzrostu zakażeń. Zagadką pozostaje jednak jego skala. Jeśli okaże się naprawdę źle, "aspekt gospodarczy będzie odsunięty, bo najważniejsze jest zdrowie i życie Polaków". Zamknięcie cmentarzy Rząd wciąż zastanawia się nad nowymi obostrzeniami. W ubiegłym tygodniu podjęto decyzję o zamknięciu cmentarzy tuż przed Wszystkimi Świętymi, co wywołało wiele dyskusji. - Jeśli premier mówi w piątek o zamknięciu cmentarzy, a w sobotę pojawia się informacja o odkupowaniu towaru od handlarzy kwiatów to wszystko jest jedną wielką improwizacją - uważa jeden z naszych rozmówców z obozu PiS. Współpracownicy szefa rządu odpierają zarzuty. - Decyzję w sprawie cmentarzy podjęliśmy dużo wcześniej. Dawaliśmy sygnały, że może być różnie. Premier mówił o tym trzy razy podczas konferencji, informacja miała zostać podana pod koniec tygodnia. Nikt nie zrozumiał, że szef rządu "puszcza oko" w tej sprawie - zapewnia Interię bliski współpracownik szefa rządu. - Gdybyśmy postąpili inaczej, przez kilka dni mielibyśmy gigantyczne tłumy na cmentarzach. Dlatego trzeba było czekać do ostatniej chwili - dodaje. Mateusz Morawiecki przeprosił za to, że cmentarze zostały zamknięte w ostatniej chwili. Jak mówił, najważniejsze jest zatrzymanie koronawirusa. - Mam świadomość, że ta decyzja w szczególny sposób dotyka przedsiębiorców, którzy prowadzą sprzedaż kwiatów czy zniczy. Epidemia nie pozostawiła nam innej możliwości, ale mimo to chcę przeprosić wszystkich, których decyzja o zamknięciu cmentarzy uderzyła najmocniej - powiedział niedawno premier. Informacyjna klapa Jeszcze na początku października o nekropoliach mówił Jarosław Gowin. - Zamknięcie cmentarzy 1 listopada nie wchodzi w grę. To wielka polska tradycja - na antenie Polsat News ogłosił lider Porozumienia. Ostatnio atmosferę podgrzała także wypowiedź Jacka Sasina. Wicepremier i szef resortu aktywów państwowych był pytany w RMF FM o dzień Wszystkich Świętych. - My mamy dzisiaj już daleko idące ograniczenia. One zostały wprowadzone już kilka dni temu - komentował Sasin. W swojej wypowiedzi odnosił się do działań podjętych przez Francję i Niemcy. Część mediów zinterpretowała te słowa jako deklarację odnoszącą się do cmentarzy. - Jacek Sasin nie chodził na posiedzenia Rządowego Zespołu Zarządzania Kryzysowego, ponieważ przechodził którąś z kolei kwarantannę. Wiedzieliśmy, że będą z tego kłopoty, ale nie można było już nic zrobić - twierdzi nasze źródło w KPRM. Poprosiliśmy o komentarz Ministerstwo Aktywów Państwowych. - Pan premier, owszem, był na kwarantannie. Skończył ją w środę, a dzień później rozmawiał w radio - przyznaje Karol Manys, rzecznik resortu. - W wywiadzie nie padło nawet pół słowa o tym, że cmentarze będą zamykane. Będziemy prostować wszystkie nieprawdziwe informacje w tej sprawie - zapewnił Interię. Manys zaznaczył, że Jacek Sasin pracował zdalnie. Nie potrafił jednak odpowiedzieć na pytanie, czy wicepremier brał udział w posiedzeniu zespołu kryzysowego, kiedy zapadała decyzja dotycząca zamknięcia cmentarzy. W KPRM nieoficjalnie usłyszeliśmy, że kilka razy zastępował go wiceminister Maciej Małecki. Jakub Szczepański