Koronawirus. Centrum Medialne Sejmu "izolatką" dla pracowników
Pod koniec 2016 r. Kancelaria Sejmu twierdziła, że dwa pomieszczenia na uboczu parlamentu, które miały być "Centrum Medialnym", zmienią pracę reporterów i polityków. Prawo i Sprawiedliwość wycofało się rakiem ze swojego pomysłu, a salki jak stały, tak stoją. Jak ustaliliśmy, funkcjonują obecnie jako pewnego rodzaju izolatka, w związku z pandemią koronawirusa. - To wyrzucanie pieniędzy w błoto - grzmi Katarzyna Kotula, wiceszefowa sejmowej komisji regulaminowej z Lewicy.
- To jest miejsce, gdzie tworzymy prawo, tu jest powaga. Tu się rozstrzygają różne decyzje. Politycy nie mogą być pod presją różnych dziwnych ludzi - jeszcze pod koniec 2016 r. grzmiał Arkadiusz Mularczyk z PiS, gdy pojawił się temat "uregulowania" działalności dziennikarzy w parlamencie. Poseł zapewniał oczywiście, że nie chodzi o ograniczenie jawności, a "wprowadzenie zasad funkcjonowania mediów w Sejmie".
W myśl propozycji Kancelarii Sejmu sprzed pięciu lat, politycy mieli żyć spokojniej. Planowano zakazać ich nagrywania poza wyznaczonym miejscem, a nawet ograniczyć dziennikarzom wstęp na galerię sejmową. Remedium na bolączki, niekiedy tłoczących się reporterów sejmowych i parlamentarzystów, miało być Centrum Medialne Sejmu w budynku F.
Media jednogłośnie wszczęły alarm, punktując rozwiązania proponowane przez ekipę rządzącą. Podnoszono, że Centrum Medialne leży na uboczu, z dala od sali obrad. Kiedy reporterzy odwiedzili je po raz pierwszy, od razu okazało się, że chociaż miało być profesjonalnie i wygodnie, było zwyczajnie ciasno.