O odwołaniu Szymczyka mówi się już od kilku dni. Jako pierwsza napisała o nim "Gazeta Wyborcza". Kierownictwo PiS z Jarosławem Kaczyńskim na czele miało mieć za złe komendantowi głównemu policji, że mundurowi zbyt łagodnie podeszli do protestów kobiet po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego, które powoduje zaostrzenie prawa aborcyjnego. W obronie najważniejszego z policjantów miał stanąć sam Mariusz Kamiński, minister koordynator służb specjalnych i szef MSWIA. - Sprzeciwił się, bo na co dzień współpracuje z Jarosławem Szymczykiem i ma o nim dobre zdanie. Traktuje go jako eksperta, polityka nie ma tu nic do rzeczy. Dlatego sprzeciw nie dziwił - zdradza Interii jeden z ważnych polityków PiS. W partii rządzącej słychać jednak, że środowe wydarzenia podczas Marszu Niepodległości przelały czarę goryczy. Co gorsza, mundurowi strzelali z broni gładkolufowej - w wyniku tego ucierpiał jeden z fotoreporterów, który trafił do szpitala z gumową kulą w policzku i musiał przejść operację. - Nie może być zgody na żadne czyny chuligańskie, na łamanie prawa. W takich sytuacjach policja musi interweniować, aczkolwiek jeśli są sytuacje, w których pojawiają się kontrowersje, muszą być one bardzo gruntownie wyjaśniane - na antenie Polsat News ocenił Michał Dworczyk, szef Kancelarii Premiera. Policjanci odpowiadają Jarosław Zieliński, były szef MSWiA nadzorujący policję uważa, że działania mundurowych w czasie protestów kobiet i Marszu Niepodległości były bardzo znaczące: - Trudno się oprzeć wrażeniu, że w przypadku nielegalnych protestów z ostatnich tygodni, gdzie miały miejsce akty niszczenia mienia, agresja, reakcja policji była nieadekwatna do tych wydarzeń - powiedział. - Krótko mówiąc: mundurowi byli za mało aktywni. Być może wczoraj zaistniały takie okoliczności, że policja musiała reagować bardziej zdecydowanie - dodał były wiceminister. Z ocenami polityków nie zgadzają się mundurowi. - Kiedy ktoś mówi, że policja działała zbyt spokojnie w trakcie protestów kobiet to nie ma pojęcia o zabezpieczeniach i nie wie, czym jest eskalacja napięcia - uważa jeden z policjantów, z którymi rozmawiamy. - Jeżeli podczas Marszu Niepodległości doszło do użycia broni gładkolufowej przez pododdziały zwarte to znaczy, że sytuację trzeba było łagodzić, a nie prowadzić do jakiejś wojny domowej - słyszymy. Komenda Stołeczna Policji podała, że podczas Marszu Niepodległości wylegitymowano ponad 700 osób, a 36 zatrzymano. Raniono 35 policjantów, trzech wciąż pozostawało w szpitalu. Jakub Szczepański