Chociaż w czwartek na sali sejmowej brakowało posłów PiS, a opozycja mogła wyrzucić z porządku obrad ustawę kagańcową, pokpiła sprawę. Zabrakło łącznie 30 szabel, na posłów sprzeciwiających się pomysłom partii rządzącej spadła fala krytyki i pobłażliwe uśmiechy konkurencji. Przewodniczący klubu parlamentarnego Koalicji Obywatelskiej Borys Budka błyskawicznie zapowiedział kary w wysokości 1000 zł. Nieoficjalnie mówi się, że politycy PO mają nawet zostać zawieszeni. Lewica nie zareagowała tak szybko, ale tłumaczenia jej posłów były mocno niefortunne. Maciej Gdula opowiadał o "zajmowaniu się dziećmi", zaś Magdalena Biejat przyznała: "No cóż, spóźniłam się". Łącznie brakło 12 głosów spośród klubu Lewicy. O tym, co z nimi zrobić, dyskutowały władze klubu, podczas piątkowego, wyjazdowego posiedzenia. Ustaliliśmy, że ukaranych zostanie pięciu posłów. - Nie będziemy rozliczać tych, którzy np. trafili do szpitala. Jak się okazało, część naszych polityków była na miejscu. Marcinowi Kulaskowi czy Wandzie Nowickiej nie zadziałała maszynka do głosowania - mówi Interii Wieczorek. - Potwierdziliśmy, że było to zgłaszane do pani marszałek Elżbiety Witek. Przyjęła informację, ale głosowanie i tak się odbyło. Tacy parlamentarzyści Lewicy są usprawiedliwieni - dodał. Z naszych wiadomości wynika, że władze klubu nie podjęły jeszcze formalnej decyzji, ale wnioskowano o najwyższy wymiar kary finansowej dla polityków, którzy nie potrafili się odpowiednio wytłumaczyć z nieobecności. Podobnie jak w Platformie Obywatelskiej, chodzi o 1000 zł kary dla każdego. - Nie ustaliliśmy jeszcze, na co zostaną przekazane środki. Na klub nie można formalnie wpłacić, będziemy ustalać wszystko z zainteresowanymi - przekazał nam sekretarz klubu parlamentarnego Lewicy. Wśród tych, którzy mają oberwać po kieszeni są m.in. Magdalena Biejat, Andrzej Rozenek czy Maciej Gdula.