Jakub Szczepański, Interia: Dlaczego Polacy mieliby głosować na Polskę 2050? Hanna Gill-Piątek, przewodnicząca koła Polska 2050: - Stawiamy na poważne podejście. Mamy na to dowody w postaci programów dotyczących klimatu, edukacji czy rozdziału państwa od Kościoła. Wnosimy też zmianę pokoleniową. Sama pojawiłam się w Sejmie dzięki działalności społecznej, dlatego potrafię rozwiązywać problemy. Warto przewietrzyć korytarze parlamentu. Pewnie powie pani jeszcze, że podział na PiS i PO jest już passé? - Ta formuła się wyczerpała, jest wyeksploatowana. Widać też zmęczenie społeczne. Stąd szklany sufit, którego nie może przebić Platforma Obywatelska. Bo ile można grać to samo? Złośliwi powiedzą, że Polska 2050 to PO-bis. Przykład pierwszy z brzegu: Joanna Mucha, była minister sportu u Donalda Tuska. - Przez szesnaście lat była w Platformie, ciągle miała nowe pomysły, których nie mogła zrealizować. Odkąd pojawiła się u nas, idzie jak burza. Jest też Tomek Zimoch. Co prawda jest posłem od początku kadencji, ale nie należał wcześniej do żadnej partii. Mam wrażenie, że tłamszono go w Koalicji Obywatelskiej. W Polsce 2050 dostał skrzydeł i załatwia jedną sprawę za drugą. Ratuje ludziom życie, załatwiając refundację leków, a jednocześnie jest jak petarda w komisji sprawiedliwości. Czas sprzed współpracy z Szymonem Hołownią nie był najlepszy dla polityków Polski 2050? - Jest sporo osób blokowanych w swoich starych ugrupowaniach. Można wymieniać tych, którzy przyszli do nas z innych partii, ale mamy 24 tys. wolontariuszy. W większości zostaną przy pracy społecznej, jednak część z nich wejdzie do polityki. Jako partia jesteśmy świeżo wpisani do rejestru, ale zgłaszają się do nas setki członków. Na pewno nie bierzemy chętnych wyłącznie na stołki. A to nie o to chodzi w polityce? Żeby rządzić? - Rządzić oczywiście, ale z jakąś wizją. W mojej opinii czas na zakończenie w polskiej polityce ery dziadostanu, w której władza stanowiła najbardziej pożądany łup, bez dbałości o jakość jej sprawowania. I nie mam tu na myśli wieku, raczej mentalność niektórych polityków. Takiej jak ta Tuska i Kaczyńskiego? - Na pewno w tej rozmowie nie będzie personalnych odniesień, ani obrażania liderów partyjnych. Chociaż powrót Donalda Tuska odświeżył podział między PiS a PO, to widać, że ludzi grzeje co innego. Polacy chcą w polityce zmiany pokoleniowej i odcięcia się od przeszłości. Nie chce pani tego powiedzieć wprost, ale z tego co słyszę, chodzi właśnie o szefów PO i PiS. - Wcale nie mam tego na myśli. Nie chodzi mi o personalia, ale coś, co nazywam mentalnym dziaderstwem, które czuć w sejmowym powietrzu: to polityka zajmowania się samymi sobą, ciągłych rozważań nad jedną czy dwiema listami. Jakby to, co zrobimy dla Polski po wygranych wyborach było mało ważne. A jest najważniejsze! Nawet teraz jest tak wiele rzeczy do zrobienia, że również posłowie, którzy nie rządzą, mogą pomagać. Tymczasem, jeśli sprawa nie jest medialna, wielu brakuje chęci, a potem brakuje frekwencji. Rozumiem, że jak Rafał Trzaskowski połączy siły z Szymonem Hołownią, to mentalne dziaderstwo w polityce się skończy? - Wasze doniesienia o propozycji Polski 2050 dla prezydenta Warszawy wzbudziły sporo emocji. Na pewno Władysław Kosiniak-Kamysz, Rafał Trzaskowski i Szymon Hołownia to trójka młodych polityków, wokół których koncentruje się zainteresowanie. Pamiętam ubiegłoroczny sondaż dla wymyślonej przez media partii HiT, czyli Hołownia i Trzaskowski. W badaniach wyszło jej 32 proc. poparcia. I dlatego zaproponowaliście Trzaskowskiemu fotel premiera? - Nie wiem skąd pomysł, że padły propozycje. Z tego co wiem, nie było żadnych propozycji matrymonialnych. To byłoby niepoważne, gdybyśmy z jednej strony mówili, że jest za wcześnie na układanie list, a z drugiej strony podstawiali komuś fotel premiera. Poza tym, każde ugrupowanie, przynajmniej w tym pierwszym etapie, stara się wskazać najodpowiedniejszą osobę na to stanowisko raczej spośród własnego grona. Paulina Henning-Kloska wcale nie zaprzeczyła naszym doniesieniom o tej propozycji. - Paulina powiedziała, że młodzi politycy rozmawiają ze sobą. I bardzo dobrze, że Hołownia rozmawia z Trzaskowskim, podobnie jak z innymi politykami. Nietrudno dostrzec, że ludzie pozytywnie reagują na taki dialog. Niby w jakiej formule Trzaskowski mógłby współpracować z Hołownią? Szefem PO jest Donald Tusk. - To pytanie do Rafała Trzaskowskiego, ale na przykład formuła Campusu Polska Przyszłości jest dość szeroka, organizatorzy tego wydarzenia mogą zadbać o różnorodność, a nie wyłącznie o politycznych bohaterów ostatniej dekady XX w. O ile pamiętam, w zeszłym roku Szymon Hołownia nie przyjął zaproszenia od Rafała Trzaskowskiego. - No tak, ale to była jednak nieco inna rzeczywistość polityczna. Dzisiaj jest już inaczej, zdecydowanie więcej zależy od samego prezydenta Warszawy. Ja osobiście podczas Campusu chętnie zobaczyłabym debatę Hołowni, Trzaskowskiego i Kosiniaka. Gdyby pojawiła się jeszcze jakaś kobieta z innej partii, byłoby wspaniale. Wrócę do poprzedniego pytania: czy Rafał Trzaskowski miałby współpracować z Szymonem Hołownią ponad głową Donalda Tuska? W jaki sposób? - Najpierw sam Trzaskowski musiałby się zdecydować na silniejsze upodmiotowienie w polityce. Po prostu wysyłamy sygnał, że jesteśmy gotowi na współpracę, na pewno programową. Nie uważam, że współpraca między dwiema partiami jest niemożliwa. To już się zdarzało. Zdziwiło mnie, że zarówno Barbara Nowacka jak i Paulina Hennig-Kloska mówią jednym głosem: "potrzeba młodych w polityce", a spór PO z PiS jest nieświeży. To nie jest rugowanie Donalda Tuska? - Sprawa zrobiła się gorąca, bo pokazuje inną granicę wyobraźni w polityce. Wszyscy czujemy, że wyborcy są w stanie uwierzyć w powodzenie takiego projektu. Być może będzie to kolejna zmarnowana szansa, a być może coś, co zmieni polską politykę na lata. Szymon Hołownia ma ambicje, Rafał Trzaskowski ma ambicje i Donald Tusk ma ambicje. - Tu powinna decydować odpowiedzialność, nie ambicje. Szef PO ma nadal do odegrania ogromną rolę w polskiej polityce, a Trzaskowski to wciąż niewykorzystany potencjał. Może Tusk nie wymyślił jeszcze dla niego dobrej roli. Przecież Rafał Trzaskowski jest wiceszefem Platformy i prezydentem Warszawy. - Ale jego poparcie nie przełożyło się na mobilizację w PO. Tylko to już wewnętrzna sprawa Platformy. Z kim moglibyście pójść do wyborów w jednym bloku? Chyba jednak bliżej wam do PSL niż do PO? - Będę konsekwentna: to niepoważne, żeby dzielić stołki na półtora roku przed wyborami. Jeśli chodzi o PSL, na pewno łączy nas odpowiedzialność za Rzeczpospolitą, skrupulatna analiza problemów. Może czasem jesteśmy przez to nudni, ale tak trzeba. Na pewno nie mamy za wiele wspólnego, jeśli chodzi o prawa zwierząt czy państwo i Kościół. Skupmy się na Polsce 2050. Salon24 twierdzi, że ukrywacie źródła finansowania i nie rozliczyliście się odpowiednio przed PKW. Co pani na to? - Bzdura. Jak i kiedy partia miała się rozliczać przed PKW, skoro została prawomocnie zarejestrowana 17 marca tego roku? Do tego czasu partia nie prowadziła żadnej działalności statutowej, nie mogliśmy przyjmować nowych członków, nie było mowy o rachunku bankowym... Działalność obywatelską prowadziła wtedy i nadal prowadzi Fundacja Polska Od Nowa, w ramach swojej działalności statutowej, działało też prężnie nasze stowarzyszenie. A jak pani ocenia Jaśminę? To miała być rewolucja w polityce, ale chyba wszyscy już o niej zapomnieli. - Absolutnie nikt o niej nie zapomniał, nadal jest ważnym projektem, wokół Jaśminy utworzyła się interesująca społeczność naszych sympatyków. Ostatnio głosowali na najlepszy ich zdaniem filmik w konkursie o staż w Parlamencie Europejskim - laureatów poznamy już jutro (w sobotę, 21.05 - red.) podczas naszego wydarzenia "Europa na Pokolenia". O nowych projektach będziemy mogli porozmawiać za dwa miesiące. Na początku tej rozmowy pochwaliła się pani dobrym programem. Proszę zatem zareklamować Polskę 2050. Tak trochę na modłę kampanii wyborczej. - Na pewno mamy program, który przed wyborami trzeba będzie przekuć w konkretne hasła. Kiedy opowiadamy o szczegółach, wszyscy go chwalą. Słyszę: "jakie to byłoby fajne państwo - demokratyczne, zielone i solidarne". Gdy w ubiegłym tygodniu przedstawiliśmy nasz już szósty plan "Edukacja dla przyszłości" docierały do nas pozytywne głosy na jego temat nie tylko od nauczycieli, ale również od uczniów i ich rodziców. Nie chcemy nieodpowiedzialnych obietnic, a perspektywę na przyszłość. A pan pewnie chciał usłyszeć o czymś na kształt 500 plus? Chciałbym, żeby powiedziała pani o czymś, co trafi do głów Polaków. Przykładowo: "Hołownia obiecuje tańszą benzynę". - Tych rozwiązań jest bardzo wiele. W obszarze gospodarczym chcemy wprowadzić euro, ale także proponujemy stabilne i jasne podatki - czyli jednolitą daninę. W energetyce chcemy wprowadzić regulacje, by jak najwięcej ludzi mogło korzystać na zielonej energii wytworzonej przez nich samych, albo lokalnie w ich gminie. W edukacji chcemy zlikwidować kuratoria, w zamian powstałaby profesjonalna apolityczna Komisja Edukacji Narodowej. Zamierzamy położyć duży nacisk na naukę angielskiego - nasze hasło to płynny angielski po podstawówce. Mamy całościowy plan reformy systemu ochrony zdrowia, ze szpitalami dziennymi, które zwiększyłyby dostęp ludzi do specjalistów. Można by długo wymieniać. Z pewnością będziemy musieli rozliczyć PiS, ale bez zemsty. ...a 500 plus zabieracie? - Absolutnie nie! Naprawdę można mieć i rządy prawa, i 500 plus. To PiS usiłuje ludziom wmówić, że inaczej się nie da. Da się. Gdyby nie inflacja moglibyśmy pogadać nawet o waloryzacji tego świadczenia. W tej chwili byłoby to jednak nieodpowiedzialne. Dlatego niektórzy mogliby powiedzieć, że jesteśmy nudziarzami. Inni pewnie zaraz wyjdą i zaczną o tym krzyczeć, jak to mają w zwyczaju. A my jesteśmy odpowiedzialni i naprawdę rozumiemy, że teraz nie jest czas na populizm. Jakub Szczepański