Grupa posłów PiS rozważa rezygnację z członkostwa w partii
Jak dowiaduje się Interia, w szeregach PiS rośnie niepokój przed kolejnymi wyborami. Grupa polityków nie wyklucza nawet zmiany barw. - Ludzie coraz częściej pytają, czy znajdą się na listach PiS. Bo nie są oceniani za pracowitość, ale ze względu na głosowania - twierdzi jeden z posłów ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego. - Trzeba przypomnieć zapis umowy koalicyjnej mówiący o tym, że poseł którejkolwiek z partii tworzących Zjednoczoną Prawicę, w razie zmiany barw w trakcie kadencji, nie znajdzie się na naszej liście - podkreśla Radosław Fogiel, wicerzecznik PiS.
Do konstytucyjnego terminu wyborów pozostaje ponad rok, a wcale nie wiadomo czy partia rządząca zachowa swój stan posiadania. Od czwartku jest jasne, że kolejną szablę zyskała Solidarna Polska. Interia jako pierwsza poinformowała o transferze Anny Marii Siarkowskiej. Dotychczas należała do klubu parlamentarnego PiS, ale nie do partii Jarosława Kaczyńskiego. Nasze wiadomości potwierdził sam Zbigniew Ziobro. Jak mówił podczas konferencji w Sejmie, jego ugrupowanie "się rozwija".
- Rozmawiamy też z innymi parlamentarzystami, którzy deklarują chęć dołączenia do Solidarnej Polski, więc być może to nie jest ostatnia taka konferencja z dobrą nowiną - stwierdził minister sprawiedliwości.
Jak to się ma do umowy Zjednoczonej Prawicy?
Krzysztof Sobolewski, szef Komitetu Wykonawczego PiS przyznaje, że Anna Maria Siarkowska nigdy nie należała do jego partii, więc w czasie transferu nie doszło do złamania wcześniejszych ustaleń. Nie zanosi się też na kolejne roszady personalne. Gdyby było inaczej, Zjednoczona Prawica przestałaby istnieć. - Teraz pani poseł przekona się, co to znaczy grać w zespole - nie bez uszczypliwości podsumowuje Sobolewski.
Trudno jednak się dziwić, bo świeżo upieczona posłanka Solidarnej Polski wielokrotnie pokazała, że nie zamierza się podporządkować kierownictwu PiS: sprzeciwiała się pomysłom partii podczas epidemii COVID-19, głosowała przeciwko bezkarności urzędniczej, a wcześniej nie chciała się zgodzić na "piątkę dla zwierząt". Podobnie jak ona postępowali też inni posłowie.
Jak usłyszeliśmy, ziobryści wcale nie są jednak zainteresowani podbieraniem posłów należących do PiS. - Mamy ustalone zasady. Anna Siarkowska nie była w partii z Nowogrodzkiej - powiedziała Interii Maria Kurowska, jedna z posłanek Solidarnej Polski. - Nie chcemy przeciągać posłów PiS, trzeba poszukiwać poza tym ugrupowaniem - podkreśla.
O kogo może chodzić? Jak słyszymy nieoficjalnie, zainteresowani są nawet ludzie z opozycji. - Oni wszyscy widzą młode pokolenie. Wiedzą, że szef daje duże możliwości rozwoju - tłumaczy nam jeden z polityków Solidarnej Polski. Pojawiają się jednak pytania o najbliższych współpracowników Siarkowskiej, którzy oficjalnie pozostali w orbicie ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego. Nawet, gdyby mieli ominąć Ziobrę, wśród prawicowych ugrupowań pozostaje też Konfederacja.
Jeśli spojrzymy wyłącznie na sejmowy zespół ds. sanitaryzmu, zawiązany w czasie pandemii COVID-19, pod znakiem zapytania trzeba postawić dalszą karierę w PiS takich polityków jak Sławomir Zawiślak z Lubelszczyzny, Agnieszka Górska startująca z okręgu radomskiego czy szefowa rolniczej Solidarności, Teresa Hałas. Grono antysanitarystów, a zarazem zaciekłych przeciwników "piątki dla zwierząt", przez którą PiS mało się nie rozleciał, jest zresztą dużo większe.
Mówi jeden z posłów, który poważnie zastanawia się nad swoją polityczną przyszłością: - Władze PiS dokładnie znają zaangażowanie działaczy w poszczególne tematy, co wynika chociażby ze spotkań odbywanych w czasie kryzysów. A umowy koalicyjne są faktem, ale nie zawsze są decydujące - słyszymy. - Skoro Ryszard Terlecki straszy posłów wyrzucaniem z partii do wcześniejsze ustalenia tracą na znaczeniu. W końcu ktoś może nie wytrzymać psychicznie i nagle podjąć jakieś kroki - dodaje.
Niektórzy z naszych rozmówców skarżą się na brak wewnętrznej debaty. - Dużo łatwiej byłoby rozmawiać, gdyby kultura w klubie była oparta na dialogu. Bylibyśmy w stanie tworzyć lepsze prawo. Obecnie głosujemy i nie debatujemy czy to jest słuszne czy nie. Idziemy do przodu jak taran - opowiada jeden z posłów.
"Jest oczywiste, że Prawo i Sprawiedliwość idąc do wyborów, będzie musiało wziąć pod uwagę zaangażowanie i lojalność posłów Klubu Parlamentarnego PiS i odsiać tych wszystkich, którzy stwarzali kłopoty w obecnej kadencji" - na łamach "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego" pisał Ryszard Terlecki. W ostatnich tygodniach wicemarszałek wielokrotnie napominał krnąbrnych posłów. Mówił o zmęczeniu wewnętrznym sporem i możliwości przedterminowych wyborów. Nie bez powodu.
Jak usłyszała Interia, jest jeszcze za wcześnie na układanie list wyborczych w siedzibie partii przy ul. Nowogrodzkiej. Jednak prawdą jest, że działacze PiS w regionie denerwują się ze względu na konieczność układania się ze zbuntowanymi posłami. Kierownictwo też ma dosyć, bo przy kluczowych sprawach musi się targować.
- Na ostatnim klubie było jasno powiedziane, że ten kto ciężko, lojalnie pracuje jako poseł, nie ma powodów do obaw, jeśli chodzi o swoją przyszłość na listach - przekazał Interii Radosław Fogiel. - Każdy musi ocenić sam siebie we własnym sumieniu. Jest jeszcze rok, jeżeli ktoś uważa, że powinien coś poprawić, jeśli chodzi o głosowania albo inną aktywność, to może się za to zabrać - dodał wicerzecznik PiS.
Część naszych rozmówców zbliżonych do Zjednoczonej Prawicy nie wierzy w decyzyjność osób, których drogi z PiS się rozchodzą. Innym kończy się czas. - Okienka transferowe do opozycji się zamykają. Tam jest mnóstwo chętnych, więc po co tłumaczyć się później za kogoś z PiS? - wskazuje nasz rozmówca. - Tacy ludzie nie bardzo mają gdzie pójść, więc ich sytuacja nie jest prosta - dodaje.
Wśród parlamentarzystów panuje jednak przekonanie, że kierownictwo PiS skrupulatnie odnotowuje kto, kiedy i jak głosował, a w przyszłości wyciągnie konsekwencje. Jeśli doliczymy do tego kłopoty w poszczególnych okręgach, będzie doskonale wiadomo, dlaczego niektórzy posłowie Jarosława Kaczyńskiego czują nóż na gardle.
Jakub Szczepański