<a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-pandemia-koronawirusa,gsbi,56" title="Pandemia koronawirusa" target="_blank">Pandemia koronawirusa</a> SARS-CoV-2 spowodowała reorganizację pracy Sejmu. "Ograniczona została możliwość wejścia do budynków sejmowych. Wstęp do nich mają tylko osoby, których obecność w Sejmie uzasadniona jest zapewnieniem ciągłości prac parlamentarnych oraz sprawnego funkcjonowania Kancelarii Sejmu" - czytamy w komunikacie Centrum Informacyjnego Sejmu z marca tego roku. W praktyce nie tylko dziennikarze nie mogą już uzyskać jednorazowych przepustek prasowych. Wejście na teren Kancelarii Sejmu zostało znacząco utrudnione także przedstawicielom innych zawodów, których działalność wiąże się z polityką. Jak się okazuje, dotyczy to również urzędników, a nawet... działaczy Zjednoczonej Prawicy, którzy nie są posłami. - Kiedy w Sejmie odbywają się konferencje prasowe Jarosława Gowina, nasi przedstawiciele muszą być na nich obecni. Chociaż mamy zazwyczaj przepustki wystawiane przez pracodawcę, w czasie pandemii COVID-19 nie jesteśmy w stanie wejść na teren parlamentu bez dodatkowego zgłoszenia ze strony klubu - tłumaczy Interii Strzeżek. Ostatnio do kłopotliwej sytuacji doszło przed sejmową konferencją Porozumienia z 11 grudnia. "Terlecki bardzo nas lubi" - Ustalenia szczytu brukselskiego pokazują, że można twardo negocjować i być odpowiedzialnym parterem jednocześnie. Retoryka "veto albo śmierć" od początku była fałszywa - tłumaczył w Sejmie lider Porozumienia. Towarzyszyli mu nie tylko posłowie, ale i współpracownicy, którzy nie są parlamentarzystami. Jak usłyszeliśmy, to właśnie oni mieli problem z dostaniem się na Wiejską. Wtedy z odsieczą przyszedł PSL. - Kiedy zostaje 40 minut do konferencji prasowej, trzeba wejść do Sejmu, a prowadzący spotkanie z mediami nie może wejść do gmachu, dzwoni się absolutnie do każdego - mówi Strzeżek. - Akurat udało się skorzystać z dobroci naszych kolegów i koleżanek z Koalicji Polskiej. Nie szukałbym tu drugiego dna ani kontekstu politycznego - dodaje. Zwróciliśmy się do władz KP PiS z prośbą o wyjaśnienie sprawy. - W dniu 9 grudnia Porozumienie, a konkretnie poseł Michał Wypij, poprosiło o zgłoszenie gości. Tak też się stało. Wyrażono zgodę, a konferencja prasowa się odbyła - przekazała Anita Czerwińska, rzecznik PiS. - W takich sytuacjach działamy natychmiast. Natomiast dwa dni później nikt się do nas nie zgłaszał z taką prośbą (o wydanie przepustek - red.) - usłyszeliśmy. Jak się dowiedzieliśmy, ludzie Porozumienia już kilka razy musieli wchodzić do Sejmu na przepustki z klubu Koalicji Polskiej. Dlaczego? - Brak przepustek z klubu PiS traktujemy jako serię drobnych nieporozumień. Zdajemy sobie sprawę, że marszałek Ryszard Terlecki bardzo nas lubi. Odwzajemniamy to uczucie - odpowiada Strzeżek. - Nie rozmawiałem na temat przepustek z marszałkiem. Jestem przekonany, że sytuacja ulegnie zmianie, bo Zjednoczona Prawica musi działać dobrze również na tym froncie - dorzuca. PSL: Porozumienia brak Ludowcy podobnie jak i gowinowcy podkreślają, że nie ma mowy o żadnej koalicji czy politycznej współpracy. - Porozumienie zgłosiło się do nas z taką prośbą (o wydanie przepustek - red.) dwa lub trzy razy i nie odmawialiśmy. To czysta przysługa. Przywitanie się z kimś czy pomoc drugiemu człowiekowi nie oznacza zawarcia żadnej koalicji - podkreśla Motyka. Jak mówi, PSL pomagał w ten sposób lewicy, gdy nie miała swojej reprezentacji w parlamencie. W rozmowie z Interią <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-wladyslaw-kosiniak-kamysz,gsbi,7" title="Władysław Kosiniak-Kamysz" target="_blank">Władysław Kosiniak-Kamysz</a> zapewnia, że aktualnie rozkład sił na polskiej scenie politycznej nie ulegnie żadnej zmianie. A przynajmniej nie ma takich planów. - Porozumienie jest w Zjednoczonej Prawicy, a my w opozycji. Współdziałaliśmy przy przesunięciu wyborów prezydenckich, zapłaciłem za to swoją cenę. Udzieliliśmy wtedy wsparcia Gowinowi, żeby wszystko odbyło się legalnie - przekazał Interii szef PSL. Nie jest jednak tajemnicą, że relacje Jarosława Gowina i Władysława Kosiniaka-Kamysza należy uznać za przynajmniej dobre. Pisaliśmy o stałym kontakcie polityków. Wiadomo, że Porozumienie puszczało oko do ludowców na wypadek odejścia Solidarnej Polski ze Zjednoczonej Prawicy. I chociaż mało kto wierzył w rozpad koalicji rządzącej ze względu na spór dotyczący unijnego budżetu, taki scenariusz był brany pod uwagę. Mówi się też, że szef Koalicji Polskiej i lider Porozumienia mają zbieżne poglądy. Obie siły przedstawiają się jako chrześcijańska demokracja oraz centrum. Stąd wspólne interesy. - Szef Porozumienia zachował się racjonalnie, kiedy zapadały ustalenia dotyczące budżetu Unii Europejskiej. Co nie zmienia faktu, że jest wicepremierem w rządzie PiS - ucina Kosiniak-Kamysz. Jakub Szczepański