Raducz to niewielka miejscowość pod Skierniewicami. Odludzie. Między połową stycznia a początkiem kwietnia trafiła tam prawie 50-osobowa grupa kursantów, słuchaczy podstawowego szkolenia zawodowego SOP. To czas, kiedy koronawirus zaczął zbliżać się do Polski, a wszyscy uczestnicy zajęć zostali skoszarowani razem z instruktorami. Do molestowania kursantki miało dojść na początku marca. O zdarzeniu jako pierwszy napisał portal tvn24.pl. Interia, na podstawie materiałów z dochodzenia wewnętrznego w SOP, odtwarza tamten feralny wieczór. Wiadomo, że po zakrapianej imprezie instruktorów i kursantów posypały się postępowania dyscyplinarne, a kilku funkcjonariuszy pożegnało się ze służbą. Wśród tych, którzy rozstali się z mundurem jest także instruktor oskarżony przez kursantkę o molestowanie. - Praktyka jest ostatnio taka, że w takich przypadkach zwalnia się od ręki. Na odejście jest 24 godziny - mówi nam jeden z doświadczonych funkcjonariuszy. Ale po kolei. Jest wtorek, 3 marca 2020 r. Po wieczornym apelu z godz. 21:40 zarówno kursanci jak i instruktorzy odetchnęli, a w internacie zaczęła się impreza. To, co stało się później źródłem kłopotów całej formacji, rozegrało się w jednym z pokoi na parterze. Co istotne, pomieszczenie składa się z dwóch sypialni. Tego wieczoru w pokoju nr 3 część kadry instruktorskiej oraz szkoleni raczyli się cytrynówką, którą miała przynieść jedna z kursantek. Kiedy okazało się, że słodki trunek to za mało, pojawiła się i wódka. I może by cały ten wieczór odszedł w zapomnienie, gdyby nie to, co w sąsiedniej sypialni zauważyli balangowicze. Kiedy jeden z szeregowców wychodził z łazienki, zwrócił uwagę na coś dziwnego. Na łóżku w pokoju, przy zgaszonym świetle, leżeli instruktor i jedna z uczestniczek kursu. Gdy zapalono światło, dziewczyna wybiegła z pokoju. Później powiedziała kolegom, rodzinie i przełożonym, że instruktor przewrócił ją na łóżko i dotykał jej miejsc intymnych. Kursantka, która składała wyjaśnienia w postępowaniu wewnętrznym, zarzuciła instruktorowi m.in. szarpanie za włosy. "Chwycił mnie za głowę i wyprowadził z pokoju do drugiego" - stwierdziła. Podkreślała, że od instruktora było czuć alkohol, a po przejściu do sypialni ze zgaszonym światłem, zastosował chwyt i oboje wylądowali na łóżku. "Zakrył drugą ręką moją twarz i powiedział, że 'dogodnie na nim leżę'. Następnie zaczął gryźć i całować moje ucho" - relacjonowała. Jak twierdziła, napastnik nie reagował na żadne prośby. "Zaczął dotykać moich nóg i miejsc intymnych (...). Gdy podwinęła mi się bluzka do góry, położył rękę na mój brzuch i chciał ją włożyć w moje leginsy" - wspomina. Wtedy do sypialni wpadli współbiesiadnicy. Na tym samym łóżku spał akurat jeden z kursantów. Miał niczego nie słyszeć ze względu na mocny sen i słuchawki na uszach. Są jednak świadkowie. W aktach widnieją m.in. wyjaśnienia innej kursantki: "Widziałam, że jedną rękę (...) (instruktor - przyp. red.) trzyma w okolicach szyi (tu pada imię kursantki, która oskarża instruktora o molestowanie - przyp. red.), a drugą w okolicach jej krocza. (...) (inny kursant - red.) wyrwał ją z jego rąk i zabrał na dwór" - powiedziała przełożonym. Jeden ze świadków przyznał, że instruktor kazał mu opuścić pokój, w którym doszło do zdarzenia. Według ustaleń wewnętrznych SOP, miał nawet krzyczeć na kursanta. Ze zgromadzonego materiału wynika, że w związku z incydentem kursanci obawiali się o swoje kariery w SOP. Wyjaśnienia składali kilka razy, chociażby ze względu na alkohol spożywany w ośrodku. - Kiedy informacje o pijaństwie trafiły na papier, trudno spodziewać się braku konsekwencji. Tak czy owak, dawniej to było nie do pomyślenia, żeby instruktor pił z kursantami. Przez takie rzeczy nie ma szacunku do przełożonych - mówi jeden z informatorów Interii. Co miał do powiedzenia sam instruktor? "Być może w godzinach wieczornych zostałem zaproszony przez kursantów mieszkających na parterze naprzeciwko mojego pokoju do siebie" - oświadczył. Przyznał, że poza nim w pokoju było jeszcze dwóch innych instruktorów. Jak mówił, na pewno wszyscy pili, z kursantami włącznie. Dlaczego wylądował z kursantką na łóżku i w ciemnym pokoju? Jak stwierdził, młoda dziewczyna "poprosiła go na rozmowę". "(...) klepnęła mnie kilkukrotnie w plecy. Ja też ją dotykałem, ale bez żadnych podtekstów seksualnych, na zasadzie przekomarzania się" - oświadczył instruktor. "Nie przypominał sobie" dotykania miejsc intymnych kobiety. "Grała muzyka, były tańce. Ja też tańczyłem, wygłupiałem się z (...) (kursantką, która oskarża instruktora o molestowanie - przyp. red.). Ogólnie wszyscy się dobrze bawili. Przypominam sobie, że w trakcie tańca przewróciliśmy się z (...) (wspomnianą kursantką - przyp. red.) na łóżko i pociągnąłem ją na siebie" - powiedział. Najwidoczniej jego wyjaśnienia nie były dość przekonujące dla kierownictwa formacji, bo nasi informatorzy twierdzą, że pożegnał się już ze służbą. - Nie udzielamy informacji o funkcjonariuszach, trwa postępowanie wyjaśniające - przekazał Interii ppłk Bogusław Piórkowski, rzecznik SOP. Jak ustaliła Interia, kopia materiałów trafiła najpierw do Prokuratury Rejonowej Warszawa-Śródmieście w Warszawie "z prośbą o prawno-karną ocenę zdarzenia". Na wniosek prokuratora okręgowego w Łodzi postępowanie przejęła jednak tamtejsza prokuratura. "Ocena powyższego czynu (doprowadzenia przemocą do poddania się innej czynności seksualnej - red.) pod kątem dyscyplinarnym zostanie podjęta po decyzji końcowej Prokuratury" - zaznaczyli sprawozdawcy z SOP, którzy mieli wyjaśnić sprawę molestowania kursantki w Raduczu. Jakub Szczepański