Mówi się, że wygrana Andrzeja Dudy w nadchodzących wyborach prezydenckich to tak naprawdę być albo nie być dla obozu Zjednoczonej Prawicy. "Wprost" podaje, że z tego powodu Jarosław Kaczyński rozważa ściągnięcie z Brukseli Beaty Szydło - do pracy przy kampanii wyborczej. Bo to ona odpowiada za zwycięstwo z 2015 r. - Nie odnalazła się w europarlamencie. Czuje się tam osamotniona i bez politycznego znaczenia. Dlatego myśli, by na czas kampanii wrócić do kraju i znów rozmawiać z Jarosławem Kaczyńskim, żeby ludzie ją poznawali i pozdrawiali - powiedział tygodnikowi jeden z informatorów. Murem za Szydło Czy faktycznie Beata Szydło jest skłócona z koleżankami? To nie tajemnica, że była premier trzyma się blisko z najważniejszymi kobietami w poprzednim rządzie PiS. Chodzi m.in. o "matkę" programu 500 plus i byłą minister rodziny Elżbietę Rafalską, byłą minister Andżelikę Możdżanowską czy byłą wicemarszałek Sejmu Beatę Mazurek. Poprosiliśmy o komentarz jedną nich: - Relacje między nami są bardzo dobre, wciąż współpracujemy. Wszystkie za Beatą staniemy murem. Wiemy, kto donosi do mediów, to niefajne z ich strony. Tak długo i dobrze się znamy, że nikt - żadne artykuły - tej naszej znajomości nie zburzą - zapewnia Interię Beata Mazurek. Partyjną koleżankę wspiera też wieloletni europoseł PiS, Karol Karski, który dementuje doniesienia "Wprost". - Beata Szydło bardzo dobrze odnajduje się w Brukseli. Wcale nie wygląda na osamotnioną, ma bardzo szerokie kontakty z różnymi osobami w europarlamencie i innych instytucjach europejskich - zapewnia Interię Karski. - Procentuje to, że jest byłym premierem. Zajmuje się merytorycznymi pracami, tematyką społeczną. Jest jednym z najbardziej wartościowych europosłów - dodaje. Jeden z brukselskich polityków PiS, który chce zachować anonimowość, nie ukrywa: - Każdy ma jakichś wrogów, wielu spinuje (socjotechnika polegająca na przedstawianiu zniekształconego obrazu rzeczywistości - red.), żeby komuś dokopać. Tym razem padło na Beatę Szydło. Pomoże Dudzie? Nie ma wątpliwości, że była premier jest jednym z asów w rękawie Jarosława Kaczyńskiego. Wszak to Beata Szydło w wyborach do Parlamentu Europejskiego uzyskała najlepszy wynik w Polsce. Poparło ją aż 525 811 osób, co jest absolutnym rekordem. Tylko czy była premier zechce wrócić, żeby ponownie jako szefowa sztabu poprowadzić Andrzeja Dudę do zwycięstwa? - Nie ma nawet terminu kampanii prezydenckiej. Współpracujemy z centralą partii, to jest naturalne. Jeździmy, spotykamy się z wyborcami. Być może były jakieś dywagacje dotyczące Beaty Szydło jako szefowej sztabu, ale według mnie nie było jeszcze żadnych rozmów - mówi źródło Interii z Kancelarii Prezydenta RP. - Nie dziwię się zamieszaniu. Sam słyszałem od jednego ważnego polityka PiS, który o tym mówił, a nie miał wiedzy - dorzuca. Kiedy chcemy się czegoś dowiedzieć o ewentualnym udziale Beaty Szydło w nadchodzącej kampanii prezydenckiej, słyszymy: - Trzeba pytać Andrzeja Dudy. Na pewno wszyscy parlamentarzyści, zwolennicy prezydenta, będziemy w tę kampanię zaangażowani. Bo zależy nam na jego zwycięstwie - mówi nam Beata Mazurek. Szydło to symbol Były rzecznik Andrzeja Dudy i jego bliski współpracownik Krzysztof Łapiński uważa, że powrót Beaty Szydło na stanowisko szefowej sztabu wyborczego prezydenta byłoby symbolem, który "ucina spekulacje o niesnaskach w obozie władzy". - Jeśli elektorat PiS miałby za złe Andrzejowi Dudzie jakąś jego decyzję, pani premier byłaby ogromnym wsparciem. To byłby powrót, żeby po raz kolejny wykonać dobrą robotę - mówi nam Łapiński. Zaangażowanie w Polską politykę wiązałoby się jednak z rezygnacją z części uposażenia europosła. A to wcale nie są małe pieniądze. Jak przypomina "Wprost", każdy dzień posiedzenia plenarnego to dieta w wysokości ok. 1,5 tys. zł. Była premier z pewnością musiałaby poświęcić na kampanię prezydencką kilka miesięcy. - Ważna jest praca struktur, ułożenie sztabu, współpraca z Kancelarią Prezydenta i centralą partii przy Nowogrodzkiej. Na tym wyłożył się właśnie Bronisław Komorowski - uważa były rzecznik Andrzeja Dudy. - W kampanii z 2015 r. stało za nami kilka tysięcy ludzi. Kiedy organizowaliśmy spotkania w powiatach, większość pracy brały na siebie struktury lokalne - dodaje. Kto mógłby zostać szefem sztabu wyborczego prezydenta, jeśli nie Beata Szydło? - Powinien to być ktoś z nazwiskiem, kto jest wartością dodaną dla kandydata. Ta osoba musi mieć dobre relacje zarówno z kandydatem jak i zapleczem partyjnym. Przy kluczowych wydarzeniach ktoś taki powinien mieć możliwość, żeby swobodnie zadzwonić do prezydenta czy prezesa PiS - powiedział Interii Krzysztof Łapiński. Jakub Szczepański