Do sytuacji, o której jako pierwsza napisała wyborcza.pl, doszło w ostatni piątek. Naczelniczka placówki pocztowej w Pacanowie, Agnieszka Głazek była ostatni dzień w pracy, bo czekała na planowany urlop. Kiedy w urzędzie zobaczyła jednego z ministrów, postanowiła się pożalić na ceny w sklepach i rosnące raty kredytu. - Faktycznie, doszło do emocjonalnej rozmowy, bo pan poseł powiedział, że jest w takiej samej sytuacji jak ja ze względu na kredyt hipoteczny. I przytłaczają go raty. Kiedy polityk w randze ministra porównuje się ze zwykłym obywatelem, to chyba coś jest nie na miejscu? - zastanawia się urzędniczka. "Pani naczelnik używała wulgaryzmów oraz słów nieprzystających urzędnikowi państwowemu. O okolicznościach w trybie regulaminowym powiadomiłem przełożonego" - poinformował w swoim oświadczeniu Michał Cieślak. "Poprosiłem o wyrozumiałość" - zadeklarował. Głazek powiedziała Interii, że trafiła na dywanik kwadrans po zajściu. Usłyszała w wtedy, że powinna poszukać nowej pracy. - Z panem dyrektorem Wojciechem Stelmachem rozstałam się z informacją, że po powrocie 13 czerwca mam nie wracać do Pacanowa. Poinformowano mnie, że obraziłam ministra najwyższej rangi i za ten wyskok jest tylko jedna kara: zwolnienie dyscyplinarne - usłyszeliśmy. - Dyrektor powiedział mi, że ma związane ręce, bo dostał polecenie z góry. Zaproponowano mi także zwolnienie za porozumieniem stron. Usłyszałam, że to najlepsze wyjście, bo nie zszargałabym sobie opinii - dodała. Naczelnik miała zostać oddelegowana do innej placówki "do czasu wyjaśnienia sprawy i zakończenia procedury zwolnienia dyscyplinarnego". Co na to Poczta Polska? - Trwają czynności wyjaśniające w przedmiotowej sprawie. Klient złożył skargę, a my rozpatrujemy wszelkie okoliczności. Uwzględniamy stanowisko (Michała Cieślaka - red.). Po rozstrzygnięciu postępowania wyjaśniającego poinformujemy strony - usłyszeliśmy od Daniela Witowskiego, rzecznika prasowego spółki. Z nieoficjalnych ustaleń Interii wynika, że świadkowie nie potwierdzają wersji dotyczącej używania wulgaryzmów przez Agnieszkę Głazek. Nasze źródła mówią o "pyskówce". Naczelniczka wciąż pozostaje urzędnikiem Poczty Polskiej, a sprawa ma zostać zakończona jeszcze do końca tego tygodnia. W PiS śmieją się ze skargi Po nagłośnieniu sprawy w ogólnopolskich mediach, minister nieco zmienił front. - Zachowałem się impulsywnie, przyznaję, skontaktowałem się z prezesem Poczty Polskiej i rozumiejąc, że politycy muszą mieć bardziej twardą skórę, poprosiłem o to, aby uwzględnił te okoliczności, które miały miejsce i potraktował tą skargę jako niebyłą. Z tego co wiem, pani naczelnik dalej pracuje - podkreślał Cieślak. W kuluarach słychać, że zachowanie ministra spotkało się z dużą krytyką w PiS. Partia mobilizuje się przed wyborami, a według polityków z Nowogrodzkiej takie zachowanie "nie licuje" z etosem ugrupowania. - Nie zachowałbym się tak, a jeśli by już doszło do takiej sytuacji, to w tej chwili byłbym już w drodze z kwiatami do Pacanowa - na antenie Radia Plus przyznał Krzysztof Sobolewski, szef Komitetu Wykonawczego PiS. Radosław Fogiel, który pełni obowiązki rzecznika partii Jarosława Kaczyńskiego: - Politykom nieco grubsza skóra na pewno nie zaszkodzi. Nie znam szczegółów sprawy, pan minister nie jest członkiem PiS - usłyszała Interia. - Jeżeli faktycznie Michał Cieślak był krytykowany, to chyba najlepiej byłoby wyjaśnić wszystko w rozmowie - dodaje. Z naszych nieoficjalnych ustaleń wynika, że krytykę u największego z koalicjantów Zjednoczonej Prawicy, a może raczej pobłażliwe uśmiechy, wzbudziła też sama skarga złożona przez Cieślaka. Nie chodziło nawet o to, że domaga się w niej zwolnienia naczelniczki z Pacanowa. Politycy Zjednoczonej Prawicy śmieją się z ego kolegi, który określa się mianem "najwyższego urzędnika państwowego". Napisał również, że "został obrażony jako minister i poseł". Kary nie będzie Większość polityków Partii Republikańskiej nie chce rozmawiać o sprawie pod nazwiskiem. Jak mówią, Michał Cieślak jest bardzo spokojnym człowiekiem, wręcz flegmatykiem. Jak twierdzą, w mediach społecznościowych Agnieszki Głazek można znaleźć treści, które wskazują na jej sympatie polityczne: choćby słynny piorun kojarzony ze Strajkiem Kobiet. - Pracowniczka zaczęła go tytułować ministrem czy posłem, wtedy usłyszała to druga pani, naczelnik. Zaczęła "wrzucać" naszemu politykowi, twierdziła, że nie doczekamy jesieni. Poprosił, żeby się uspokoiła, a ona dalej na niego krzyczała. Dlatego wyszedł - relacjonuje jeden z bliskich współpracowników Cieślaka. Jak mówi nasz rozmówca, jego partyjny kolega "niepotrzebnie złożył skargę". Jednak zgłosił swoje zastrzeżenia jak każdy inny obywatel i nie powoływał się przy tym na swoją pracę. Jak twierdzą bielaniści, przynależność dyrektora Wojciecha Stelmacha do ich ugrupowania, o której jako pierwsze poinformowało Radio Zet, nie ma najmniejszego znaczenia. Zapytaliśmy więc na poczcie, z jakiego powodu konsekwencje zaczęto wyciągać już w kwadrans po zajściu: - Kiedy klient składa skargę na naszego pracownika, prosimy go o wyjaśnienia. To chyba dobrze świadczy o spółce, że chce jak najszybciej rozwikłać sprawę - odpowiada Witowski. Na pewno nikt nie będzie dłużej zastanawiał nad zajściem w szeregach Partii Republikańskiej. - Jeżeli politycy PiS oczekują od nas reakcji względem Michała Cieślaka, to najpierw muszą się zastanowić nad postępowaniem Ryszarda Terleckiego, który w galerii nazwał jedną panią "kretynką". Dlatego nasi koledzy powinni zacząć porządki u siebie, zanim zabiorą się za koalicjantów - mówi nam jeden z ważnych bielanistów. Jak usłyszeliśmy, "każdy klient ma prawo do skargi". Jakub Szczepański