Upływająca kadencja pokazała, że posłowie największego ugrupowania tworzącego Zjednoczoną Prawicę, potrafią postawić się Jarosławowi Kaczyńskiemu. I wcale nie chodzi tu o poszczególne partie tworzące koalicję rządzącą, ale parlamentarzystów należących bezpośrednio do PiS. W trakcie ostatnich lat politycy z Nowogrodzkiej mierzyli się z wieloma kryzysami, również wewnętrznymi: słynną "piątką dla zwierząt", wyborami kopertowymi czy pandemią COVID-19. - Władze PiS dokładnie znają zaangażowanie działaczy w poszczególne tematy, co wynika chociażby ze spotkań odbywanych w czasie kryzysów - powiedział jeden z naszych rozmówców należących do PiS. - Ludzie coraz częściej pytają, czy znajdą się na listach PiS. Bo nie są oceniani za pracowitość, ale ze względu na głosowania - wtórował koledze kolejny z polityków partii rządzącej. Podzieleni "piątką" Kiedy w październiku 2020 r. <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-jaroslaw-kaczynski,gsbi,3" title="Jarosław Kaczyński" target="_blank">Jarosław Kaczyński</a> próbował przeforsować w Sejmie "piątkę dla zwierząt", wbrew woli prezesa PiS głosowało 38 posłów z jego klubu parlamentarnego. Do tego trzeba doliczyć sprzeciw w Senacie. Niektórych zawieszono, inni stracili stanowiska partyjne, a nawet rządowe. Do tej ostatniej grupy należał też <a class="db-object" title="Jan Krzysztof Ardanowski" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-jan-krzysztof-ardanowski,gsbi,1511" data-id="1511" data-type="theme">Jan Krzysztof Ardanowski</a>. Wiadomo, że za swój sprzeciw stracił tekę ministra rolnictwa. Dwa lata temu mówiło się, że popularny polityk mógłby założyć własne ugrupowanie albo koło w Sejmie, ale pomysł spalił na panewce. W rozmowie z Interią Ardanowski, którego w okręgu toruńskim poparło ponad 76 tys. ludzi, podkreśla: do PiS należy od 21 lat i nigdzie się nie wybiera. Jak twierdzi, jest zaangażowany w życie partii ze względu na ideę, a nie osobiste korzyści. - Dlatego mogę powiedzieć, że partia popełniała błędy takie jak "piątka dla zwierząt". Przez ten pomysł mamy przepaść między wsią a PiS - mówi nam były minister. - Również sposób wdrażania Polskiego Ładu był karygodny, zły i nielogiczny. Coś, co miało być paliwem dla PiS i bardzo wzmocnić społeczeństwo okazało się niewypałem, z którego trzeba się wycofywać oraz tłumaczyć - dodaje. Jednocześnie Jan Krzysztof Ardanowski "nie widzi alternatywy" dla Zjednoczonej Prawicy. Na opozycji nie zostawia nawet suchej nitki. - Powrót do władzy skompromitowanej Platformy to żaden wybór. To, co słyszę teraz z ust <a class="db-object" title="Donald Tusk" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-donald-tusk,gsbi,2" data-id="2" data-type="theme">Donalda Tuska</a> jest żerowaniem na krótkiej pamięci Polaków. Chociaż przeszedłem COVID-19 doskonale pamiętam, jak ta ekipa się zachowywała będąc u władzy - uważa polityk PiS. Niewiele lepiej patrzy na lewicę: - Cenię sobie prospołeczne podejście, ale kiedy słyszę głosy <a class="db-object" title="Sylwia Spurek" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-sylwia-spurek,gsbi,2631" data-id="2631" data-type="theme">Sylwii Spurek</a> albo Roberta Biedronia o zmianie filozofii europejskiej, odchodzeniu od korzeni Starego Kontynentu czy podejściu do zwierząt to ogarnia mnie tylko pusty śmiech - mówi rozmówca Interii. PiS wyciąga wnioski Posłowie PiS podkreślali, że kierownictwo partii się z nimi nie liczy: - Dużo łatwiej byłoby rozmawiać, gdyby kultura w klubie była oparta na dialogu. Bylibyśmy w stanie tworzyć lepsze prawo. Obecnie głosujemy i nie debatujemy czy to jest słuszne czy nie. Idziemy do przodu jak taran - opowiadał nam jeden z polityków. Zdaniem byłego ministra rolnictwa, Jarosław Kaczyński i jego najbliższe otoczenie powinni się liczyć z posłami, którzy na co dzień mają kontakt z wyborcami. - Gdyby poszczególni posłowie, a nie tylko mityczne kierownictwo, mieli większy wpływ na konkretne decyzje to błędów byłoby mniej. Wydaje mi się jednak, że partia wyciąga wnioski - ocenił nasz rozmówca. Zauważył zmianę retoryki związanej z Polskim Ładem oraz pozytywnie ocenił zmianę w fotelu ministra rolnictwa, który po <a class="db-object" title="Grzegorz Puda" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-grzegorz-puda,gsbi,1612" data-id="1612" data-type="theme">Grzegorzu Pudzie</a> objął Henryk Kowalczyk. Jak mówi nam były minister, on sam nie boi się mówić, co myśli chociaż wielu posłów PiS "chowa głowę w piasek" i obawia się opinii partyjnych kolegów. - Zawsze tak traktowałem wypowiedzi prezesa Jarosława Kaczyńskiego: w sprawach zasadniczych człowiek kieruje się własnym sumieniem i musi mieć pewną odwagę "postawienia się" tam, gdzie widzi błąd. Nie po to idziemy do polityki, żeby zaprzeczać sobie i własnym poglądom - tłumaczy Ardanowski. Niepewna przyszłość Kiedy zapytaliśmy byłego ministra rolnictwa czy w kolejnej kadencji wolałby sprawować mandat poselski, czy senatorski, to bez wahania wskazał na izbę niższą parlamentu. - Ucieranie poglądów i podejmowanie decyzji odbywa się na etapie sejmowo-rządowym. Cieszę się, że przez prawie dwa i pół roku mogłem kierować trudnym resortem, realizować różne pomysły. Dlatego bardziej widzę się tutaj (w Sejmie - red.) - usłyszeliśmy. Rozmówca Interii podkreśla jednak, że "w Senacie też potrzeba ludzi kompetentnych". Jak zauważa jednak Jan Krzysztof Ardanowski, jego polityczna przyszłość zależy od wielu czynników, a przede wszystkim od decyzji kierownictwa PiS. Dlatego wcale nie przesądza o tym, co się wydarzy. Jak mówi, ma pewną "wątpliwość". - Nie spędza mi to snu z powiek, bo mogę zrezygnować z polityki. Obawiam się jednak, że otoczenie prezesa będzie sugerowało, by pozbyć się buntujących się i mających własne zdanie, niezależnie ich popularności politycznej i tego, jak wzmacniają formację - mówi Interii polityk. - Mogą doprowadzić do tego, że nie dopuszczą mnie do kandydowania z list PiS. Jestem w stanie żyć poza polityką, a jeśli człowiek jest przekonany o swojej racji, można walczyć w różnych konfiguracjach - spuentował. Jakub Szczepański