Jakub Szczepański, Interia: Jak, z perspektywy dekady, katastrofa smoleńska wpłynęła na Polskę? Prof. Antoni Dudek, historyk i politolog: - Oceniam, że bardzo źle. Tragedia radykalnie pogłębiła podziały, polska polityka stała się bardziej brutalna. Ze względu na spór o odpowiedzialność za to, co się stało, można mówić o toksyczności. Skutki polityczne okazały się zaś takie, że katastrofa była jednym z czynników, który pozwolił przetrwać PiS, a dzięki korzystnej sytuacji w połowie dekady przejąć władzę. Zmianę w Sejmie widzi pan w kontekście tragedii z 2010 r.? - Podejrzewam, że bez tzw. religii smoleńskiej, PiS-owi byłoby trudniej przetrwać do 2015 r. To konsekwencja z punktu widzenia politologicznego. Dla mnie wielkim ciosem jest to, że nie wyciągnięto żadnych głębszych wniosków pod kątem funkcjonowania państwa. Zarówno raport Komisji Millera jak i raporty Macierewicza mają jeden wspólny mianownik: odpowiadają na pytanie, dlaczego doszło do katastrofy. Niestety, nikt nie przeanalizował tego, jak zachowały się struktury państwa po katastrofie. Nikt nie wyciągnął wniosków? - Odwołuję się zawsze do książki płk. Edmunda Klicha akredytowanego przy MAK (Międzypaństwowy Komitet Lotniczy - red.). Jako polski przedstawiciel przy rosyjskiej komisji postawił cały szereg zarzutów: oberwało się Prokuraturze Wojskowej, Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, Ministerstwu Spraw Zagranicznych czy służbom specjalnym. Te wszystkie aspekty nie zainteresowały nawet PiS. Dla mnie to zdumiewające. Po dekadzie znów mamy sytuację nadzwyczajną. - I okazuje się, że struktury państwa nie działają tak jak powinny. Dzisiaj wiele rzeczy się ukrywa, ale opozycja na pewno będzie drążyć. Jak dotąd najgłośniejsza sprawa dotyczy Agencji Rezerw Materiałowych, która sprzedawała maski ochronne jeszcze na przełomie lutego i marca. Takich spraw jest pewnie znacznie więcej. Udowadnia to tezę, że po katastrofie smoleńskiej nie udało nam się wyciągnąć wniosków i zbudować sprawniejszego organizmu państwowego. Przecież cały świat zmaga się z koronawirusem. - Nie twierdzę, że mogliśmy zrobić Bóg wie co i być całkowicie wolni od problemu. Po państwach lepiej zorganizowanych niż my widać: wszyscy mają ogromne problemy. Twierdzę natomiast, że po katastrofie smoleńskiej wyciągnięto jedynie nieliczne wnioski. Bo zabroniono na przykład, żeby szefowie wszystkich sił zbrojnych lecieli jednym samolotem. Zarządzanie kryzysowe w Polsce nie działa? - Efekty poznamy w najbliższych tygodniach i miesiącach. Wróćmy do katastrofy w kontekście politycznym. Nie ma pan wrażenia, że religia smoleńska się wypaliła? - Ależ oczywiście, że tak! Brak wielkich uroczystości w Smoleńsku, ze względu na obecną sytuację, jest naturalny. Za to spodziewałem się wielkiego wydarzenia, jakim miało być ogłoszenie raportu Antoniego Macierewicza. Wyczytałem jednak, że z jakichś niejasnych powodów nic takiego się nie wydarzy. Niby dlaczego mielibyśmy nie czytać tego raportu w sieci? To absurd! Po co to całe ukrywanie? - Najwyraźniej to, co zawiera raport, okazało się taką katastrofą, że mogłoby tylko zaszkodzić obozowi rządzącemu. Najprawdopodobniej Jarosław Kaczyński kazał Macierewiczowi siedzieć cicho. Takie są moje podejrzenia, bo nie widzę innego logicznego uzasadnienia, dla którego raport miałby się nie ukazać 10 kwietnia. Przecież PiS rządzi już pięć lat, a prezes dziesiątki razy mówił o dochodzeniu do prawdy. Niechże zostanie ujawniona! Może zwyczajnie nie ma dowodów na zamach? - Być może prawdy nie dało się ustalić. Mówiąc krótko: nie udało się znaleźć dowodów na zamach, a PiS będzie musiał teraz zjeść tę żabę. Religia smoleńska zaczęła się wypalać, kiedy Kaczyński zorientował się, że Macierewicz wyprowadził go na manowce. Stało się to, gdy zaprzestano miesięcznic smoleńskich (ostatni marsz po ulicach Warszawy przeszedł w kwietniu 2019 r., była to 96. miesięcznica - red.). Jarosław Kaczyński nagle uznał, że nie ma powodu, żeby je organizować. Jakie były powody? - Decyzję podjęto z wyrachowaniem. Celem było wyciszanie tzw. religii smoleńskiej. Proszę zwrócić uwagę, że stało się to już po dojściu PiS do władzy. Zatem jeden z celów kultu smoleńskiego został osiągnięty. Uważa pan, że miesięcznice to tylko polityczne przedstawienie? - Nie twierdzę wcale, że prezes Kaczyński nie przeżywał katastrofy. W Smoleńsku zginął jego brat bliźniak, wielu współpracowników politycznych. Nie mówię więc, że wszystko cynicznie podgrzewano, żeby dojść do władzy. Tylko w pewnym momencie Kaczyński zorientował się w sytuacji: katastrofa smoleńska służyła konsolidacji jego środowiska politycznego. Potem jednak zobaczył, że wiele się zmieniło, chętnych jest coraz mniej. Proszę opowiedzieć o transformacji kultu smoleńskiego z ostatniej dekady. - Wraz z upływem czasu rola tego kultu się zmieniała. Początkowo pełnił funkcję konsolidacyjną, potem zaczął ciążyć, a teraz wydaje się smutnym wspomnieniem. Podobnie rzecz się ma w kwestii dawnej koalicją z Samoobroną. PiS nie chce dzisiaj o niej pamiętać. A w historii partii rządzącej mamy wstydliwe wątki. Podejrzewam, że historia z Macierewiczem oraz bzdurami, którymi przez lata mamił naiwnych ludzi, stanie się jeszcze jedną wstydliwą kartą w dziejach PiS. Pewnych rzeczy nie da się już cofnąć. Bez Macierewicza mielibyśmy lepsze relacje z Rosjanami? - Nawet bez kultu smoleńskiego mielibyśmy z nimi fatalne relacje. Rosjanie nie grają fair w sprawie katastrofy. Raport Anodiny (Tatiana Anodina to szefowa rosyjskiego MAK - red.) jasno pokazuję, że za całą tę tragedię mamy odpowiadać my, a oni są bez winy. Każdy, kto patrzy na to z boku, zdaje sobie sprawę, że chodzi o splot błędnych działań strony polskiej i rosyjskiej. W tym kontekście ktoś brutalnie powiedział o zderzeniu polskiego burdelu z rosyjskim bardakiem (z ros. bałagan - red.). I miał rację, to smutna prawda na ten temat. Proszę rozwinąć myśl. - Kontrolerzy tego nieczynnego na co dzień lotniska wojskowego w Smoleńsku mogli powiedzieć, że nie zgadzają się na lądowanie. Mogli odmówić ze względu na trudne warunki atmosferyczne. Błąd jest oczywisty, kosztował wszystkich tragiczne konsekwencje. Na pewno nie wyciągnęliśmy wniosków? Nie docenia pan na przykład wymiany BOR na SOP? - Przy zastąpieniu BOR przez Służbę Ochrony Państwa katastrofa smoleńska to tylko pretekst. Chodziło o czystkę personalną, której dokonano. Po historiach z kierowcami i kolejnych wpadkach widać, jak poprawiło się działanie tej służby. Na szczęście w Polsce nie ma zamachów na polityków, więc nikt nie sprawdza, jak naprawdę działa SOP. I chwała Bogu! A inne zmiany? - Chciałbym przeczytać raport, w którym jasno napisano by, co udało się zrobić, a co zawalono. Chcę być w błędzie i wierzyć w to, że cokolwiek poza instrukcją HEAD (dokument określający zasady organizacji oraz zabezpieczenia lotów z VIP-ami na pokładzie - red.) zmieniono. Nie ma tego jednak na papierze. Są opracowania, o tym czy doszło do zamachu, czy nie. Nawet jeśli nie ma dowodów na zamach, to w sądach znaleźli się winni. - O ile się nie mylę, prawomocnie skazano jedynie wiceszefa BOR, gen. Pawła Bielawnego. To jakiś absurd. Jeżeli ktoś tu zawinił to ci, którzy się zajmowali lotem. Mówię o polskiej załodze oraz rosyjskich kontrolerach na lotnisku w Smoleńsku. Na dziesięć miesięcy pozbawienia wolności nieprawomocnie skazano Tomasza Arabskiego, byłego szefa KPRM. - Według mnie to bardziej polityczne. O tragedii zdecydował upór, zamysł żeby wylądować. Nie dojdziemy do końca do tego, co się działo na pokładzie tego samolotu. Czy były naciski, czy nie - są pewne rzeczy nie do ustalenia. Co do zamachu, nie ma najmniejszych poszlak, poza teoriami Antoniego Macierewicza. Zastanawiam się, jak on z tego w ogóle wybrnie... Nawet jeśli wybrnie, jest jeden efekt jego działalności: niemal w całej Polsce mamy pomniki smoleńskie. Dobrze, że są? - To element dzielenia społeczeństwa. Najpierw Platforma nie zgodziła się na żaden porządny pomnik w Warszawie. Gdyby było inaczej, PiS nie zrobiłby tego na siłę po przejęciu władzy. Obie strony są tu winne. Za to, że po dekadzie będziemy mieli poczucie absmaku w czasie tej rocznicy, odpowiadają i PiS, i PO. Obie te partie zagospodarowały tę katastrofę w sposób, który nie przysłużył się polskiemu życiu publicznemu. Jakub Szczepański