Jakub Oworuszko, Interia.pl: "Jeżeli pójdzie tak, jak się zanosi, to musimy szukać rozwiązań drastycznych. Brytyjczycy pokazali, że dyktatura brukselskiej biurokracji im nie odpowiada i się odwrócili, i wyszli" - jak pan interpretuje tę wypowiedź Ryszarda Terleckiego z PiS? Władysław Kosiniak-Kamysz: - To nie są tylko fanaberie pana Terleckiego - wyjście z UE to poważna sprawa. To ryzyko ograbienia polskich rolników z dopłat, lokalnych wspólnot z pieniędzy na żłobki, przedszkola, na szpitale czy budowę dróg oraz przedsiębiorców ze środków na inwestycje. To wprowadzenie kontroli na granicach czy dodatkowych opłat za międzynarodowe połączenia telefoniczne. Dziś już nie wierzę, że rząd PiS-u, w tym swoim zaczadzeniu, jest w stanie normalnie rozmawiać w Unii Europejskiej. Trzeba zrobić wszystko, żeby po kolejnych wyborach stworzyć rząd, który znormalizuje stosunki z UE i doprowadzi do tego, że Polska nie straci żadnego euro - to zadanie dla PSL-u. "Polexit" to realny scenariusz? - Tak, bo to nie tylko fanaberia Terleckiego, ale ryzyko utraty środków, bardzo poważne rzeczy. W tym, co robi obecna władza, nie chodzi tylko o słowa i deklaracje. Konsekwencje takiego zachowania mogą być poważne, a odczują je wszyscy Polacy. Rząd dojdzie do porozumienia z Komisją Europejską? - W tym temacie trudno być optymistą. Uzdrawianie i naprowadzanie PiS-u na dobrą ścieżkę nie ma już sensu, szkoda na to czasu. Trzeba teraz zrobić wszystko, żeby nie utracić przyznanych nam pieniędzy, żeby one nie zostały przekazane na inne cele. Będziemy mieli te pieniądze, jeśli zmieni się rząd, jesteśmy tego gwarantem. Dopóki my rządziliśmy, było normalnie - były normalne relacje z UE, był najwyższy budżet z UE w historii. Nie było problemów ani ze środkami, które kierowano do Polski, ani z rozliczeniami. Poparłby pan pomysł referendum ws. obecności Polski w UE? - Polacy już się opowiedzieli w tej sprawie. Blisko 20 lat temu. - Czyli nie tak dawno temu, to po pierwsze. Po drugie, nie dostrzegam takich inicjatyw i pomysłów. Polska ze wszystkich krajów UE ma największy odsetek popierających naszą obecność w europejskiej wspólnocie. Takie hasła rzucane przez Terleckiego są tylko po to, żeby wzbudzać kolejny konflikt, to jest ta zasada, którą znamy z maili polityków partii rządzącej - tworzyć pola konfliktu. Ja się w to nie dam wpisać, nie będę biegł za kamieniem rzuconym przez Ryszarda Terleckiego. Mija tydzień od wprowadzenia stanu wyjątkowego na granicy. Z sondażu dla "Wydarzeń" wynika, że 55 proc. pytanych negatywnie oceniło działania opozycji właśnie w kwestii sytuacji na granicy. - Ale której opozycji? Bo w opozycji są różne partie. Jest taka, która swoim zachowaniem przy granicy - podyktowanym moim zdaniem pobudkami serca - dała asumpt do wprowadzenia stanu wyjątkowego. Oni głosowali za uchyleniem tego rozporządzenia. Ale jest też opozycja racjonalna PSL-Koalicja Polska, którą ja reprezentuję, więc wrzucanie wszystkich do jednego worka jest po prostu niesprawiedliwe i nieuprawnione. My powiedzieliśmy PiS-owi: Pełna odpowiedzialność za wprowadzenie stanu wyjątkowego spoczywa na was. Nie chcieli tego rozwiązania konsultować z nami, my w kwestii bezpieczeństwa nie będziemy też nikomu przeszkadzać. Nie będziemy jednak akolitami rządu, który nie przedstawia wystarczająco powodów do wprowadzenia stanu wyjątkowego. ZOBACZ TAKŻE: Szef MON Mariusz Błaszczak: Wojsko Polskie jest na wschodzie; nie możemy wykluczyć prowokacji Zwraca pan uwagę na brak informacji od rządu ws. stanu wyjątkowego. Może głównym powodem jego wprowadzenia są rosyjsko-białoruskie ćwiczenia Zapad 2021? - Te ćwiczenia odbywają się od kilkudziesięciu lat. Do tej pory Wojsko Polskie i sojusznicy z NATO nie wprowadzali takich środków jak stan wyjątkowy, gdy te ćwiczenia się odbywały. Także polskie służby reagowały na nie w sposób bardziej dyskretny. Tylko w tegorocznych ćwiczeniach Zapad bierze udział najwięcej żołnierzy od blisko 40 lat. - Dotychczas Wojsko Polskie nie brało udziału w tych ćwiczeniach. Teraz - chcąc nie chcąc - przez decyzje o przerzucie żołnierzy i sprzętu z zachodu na wschód - bierze udział w tych manewrach. Na sobotę medycy zaplanowali duży protest w Warszawie, mają też strajkować w "białym miasteczku". Żądają m.in. 8 proc. PKB na zdrowie. Czy to jest postulat do spełnienia, biorąc pod uwagę, że np. w tym roku jest to ok. 5 proc.? - To nie jest nowy postulat, on już dawno powinien zostać spełniony. Pod zaproponowanym przeze mnie Paktem dla Zdrowia podpisały się wszystkie środowiska polityczne - a tam właśnie wskazujemy konieczność zwiększenia nakładów. Rząd powinien to jak najszybciej zrealizować, skoro premier przekonuje, że sytuacja finansowa jest doskonała i że trzeba będzie nowelizować budżet, bo dochody są większe. W takim razie należy postawić na to, co jest najważniejsze, czyli na zdrowie. Niech rząd wyznaczy taki priorytet. My jesteśmy gotowi do współpracy, do reformy ochrony zdrowia. Mamy w swoim programie podwyższenie nakładów na zdrowie i jasno pokazujemy konkretne źródła finansowania, to co wpływa do budżetu np. z akcyzy czy z podatku cukrowego. Te pieniądze powinny pójść na leczenie ludzi. Będąc w opozycji łatwo jest popierać strajkujących i składać takie propozycje. A np. w 2015 roku, na koniec rządów PO-PSL, na zdrowie przeznaczono 4,5 proc. PKB. - A ile było, jak premierem był Jarosław Kaczyński? Czemu wtedy nie było 7 czy 8 proc.? Dla rządu PiS zdrowie nie jest priorytetem. Powołany w ubiegłym roku Fundusz Medyczny miał zastąpić zbiórki internetowe dla chorych dzieci. Tych zbiórek jest dziś znacznie więcej, niż w 2015 roku. To są prawdziwe tragedie, na które rząd nie ma odpowiedzi. Może ochrona zdrowia to worek bez dna? - W Stanach Zjednoczonych mamy kilkanaście procent PKB przekazywanych na zdrowie i wcale ochrona zdrowia nie funkcjonuje tam super. Pieniądze to nie wszystko. Chodzi również o system organizacji i sprawne zasady - jak ma funkcjonować lekarz rodzinny, czy jakie uprawnienia powinna mieć pielęgniarka. Dlaczego nie mamy sekretarek medycznych, które odciążyłyby lekarzy i pielęgniarki od biurokracji? Sieć szpitali to dziś jakaś fikcja. PiS obiecał zreformować służbę zdrowia, ale nic w tej sprawie nie zrobił. Wybiera się pan na sobotni protest? - W sobotę będą w Gdańsku, mam wojewódzki zjazd PSL, to mój obowiązek tam być. Ale wspieram lekarzy, moich kolegów i koleżanki, jestem do ich dyspozycji, oni dobrze wiedzą, że mogą na mnie liczyć. W czasie trzeciej fali pandemii, jako jedyny polityk byłem lekarzem - wolontariuszem w szpitalu. Wiadomo już, kiedy dokładnie odbędzie się kongres PSL-u? - Na przełomie listopada i grudnia. Wystartuje pan ponownie w wyborach na prezesa partii? - Tak. Uważam, że to mój obowiązek. Udało mi się przeprowadzić Stronnictwo przez poprzednią, najgorszą kadencję Sejmu w historii, przez najtrudniejszy czas, kiedy dochodziło wręcz do prób likwidacji naszego ugrupowania. Muszę doprowadzić do odbudowy i wzmocnienia partii i do tego, że PSL będzie współrządził po wyborach. PiS chciał zlikwidować PSL? - Tak, otwarcie mówiła o tym ówczesna rzecznik PiS Beata Mazurek. PiS robił wszystko, żeby nas zlikwidować - przecież w ostatniej kadencji mieliśmy kłusownictwo polityczne, podkradanie posłów, brak reprezentacji w prezydium Sejmu i komisji do spraw służb specjalnych, pomimo, że mieliśmy klub parlamentarny. PiS cały czas ma nas na celowniku. Mówi pan o wzmocnieniu PSL-u - w ostatnim sondażu dla "Wydarzeń" PSL otrzymał 2,9 proc. głosów, to spadek o 1,3 pp. w porównaniu z poprzednim badaniem. - Wie pan, ile ten sondaż będzie wart w dniu wyborów? Tyle samo, ile ten pokazujący poparcie dla CDU cztery miesiące temu - CDU było liderem, SPD było daleko z tyłu, a dziś się wszystko odwraca. Dzisiaj sondaże bardziej kreują rzeczywistość, niż ją opisują. Przed chwilą Szymon Hołownia był liderem opozycji, Ryszard Petru ogłaszał się premierem, a Janusz Palikot miał rządzić Polską. Jeszcze do niedawna działała Samoobrona. I gdzie oni wszyscy są teraz? Dziś trudno dawać wiarę sondażom, już niejeden z nich próbował na papierze likwidować PSL. A w wyborach parlamentarnych w 2019 roku mieliśmy najlepszy wynik od 25 lat. Jaki wynik w wyborach byłby dla pana sukcesem? - Taki, który da nam możliwość współrządzenia Polską. Jeśli opozycja pójdzie w dwóch blokach, jest na to szansa. Czy opozycji uda się odwołać marszałek Sejmu Elżbietę Witek? - To będzie trudne zadanie. Paweł Kukiz zadeklarował, że w sprawach personalnych popiera PiS. Ale może znajdą się jeszcze osoby, które będą chciały dokonać nie tylko zmiany marszałka Sejmu, ale również zmiany jakości debaty parlamentarnej. Dlatego w przyszłym tygodniu przedstawimy ważne zmiany w Regulaminie Sejmu. Zapraszamy na spotkanie wszystkie kluby opozycyjne, jesteśmy otwarci na ich propozycje i uwagi. Co konkretnie zaproponujecie? - Zależy nam na prawdziwej debacie parlamentarnej - z udziałem obywateli i NGO-sów, konsultacjach, wysłuchaniach publicznych, odpowiedzialności i kontroli władzy ustawodawczej nad władzą wykonawczą - Sejmu nad rządem. Zaproponujemy "godzinę pytań do premiera". Projekty obywatelskie nie będą mogły być odrzucane w pierwszym czytaniu. Chcemy innej roli opozycji - szefowie klubów opozycyjnych mogliby na równych prawach odpowiadać ministrom. Dziś dochodzi do sytuacji, że na mównicę wychodzi minister Czarnek, mówi dziwne rzeczy, a my nie mamy szansy mu odpowiedzieć. Opozycja musi mieć większe uprawnienia. Kto przygotował te rozwiązania? - To inicjatywa Kazimierza Ujazdowskiego, senatora naszego klubu PSL-Koalicja Polska i jego think-thanku. Do zmian w Regulaminie potrzebna jest większość. - Opozycja musi być aktywna i zgłaszać konkretne propozycje. Jeśli tego nie będzie robić, niech nie liczy, że będzie wygrywała jakiekolwiek wybory. Może dziś się nie da przegłosować, ale jutro się uda. Zrobię wszystko, żeby "jutro" się udało. Wracając do odwołania Elżbiety Witek - to pan jest najczęściej wymieniany jako potencjalny kandydat na nowego marszałka. - Personalia nie są najważniejsze. Jest wielu posłów godnych tej funkcji, którzy będą lepiej wywiązywać się z zadań, niż pani marszałek Witek. Z nazwiskiem nie będziemy mieli problemu. Pytanie, czy jest gotowość, by izba lepiej funkcjonowała i była bardziej demokratyczna. Ale zgodziłby się pan objąć tę funkcję? - Nie ma dziś żadnego kandydata. Nikt odpowiedzialny nie będzie wskazywał siebie ani też wystawiał innego nazwiska. Byłaby to próba promocji własnej osoby, a nam zależy na rzeczywistych zmianach w funkcjonowaniu Sejmu. Rozmawiał Jakub Oworuszko