Koronawirus, który pod koniec ubiegłego roku gwałtownie zaatakował w chińskim Wuhanie, rozprzestrzenia się na kolejne kraje. Początkowo były to głównie państwa Azji (do dziś zapadalność na Covid-19, a także liczba ofiar śmiertelnych są tam najwyższe), ale od kilku dni mówimy także o pierwszych zakażeniach w krajach Europy. W ciągu zaledwie kilkudziesięciu godzin Włochy znalazły się na trzecim miejscu na świecie, jeśli chodzi o liczbę potwierdzonych przypadków wirusa. Zakażenia odnotowano także w Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii czy Hiszpanii. A lista krajów wciąż się powiększa. Aktualny bilans przedstawia się następująco - ponad 83 tys. potwierdzonych przypadków i ponad 2800 ofiar śmiertelnych. Eksperci są zgodni, że prędzej czy później koronawirus dotrze również do Polski. Nie wiadomo, jaki będzie miał przebieg i, rzecz jasna, nie można bagatelizować zagrożenia, jakie ze sobą niesie. Niemniej, nie można zapominać i lekceważyć wirusa grypy, który rok w rok - jak oceniają eksperci - przyczynia się w Polsce do zgonów nawet kilku tysięcy osób. Niech przemówią liczby Sezon epidemiczny grypy przypada w Polsce od 15 września do 30 kwietnia następnego roku, z kolei szczyt zachorowań datuje się między styczniem a marcem. Jak wynika z danych Państwowego Zakładu Higieny Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego, od początku 2020 roku zanotowano w kraju ponad milion zachorowań i podejrzeń zachorowań na grypę (dokładnie 1 149 722; dane od 1 stycznia do 22 lutego). Tylko w ostatnim tygodniu, w okresie od 16 do 22 lutego, zarejestrowano w Polsce ogółem 211 983 zachorowań i podejrzeń zachorowań. Średnia dzienna zapadalność wynosiła 78,9 na 100 tys. ludności. Odnotowano dziewięć zgonów, a od początku roku, łącznie, już 25. Analogiczny okres, styczeń i luty 2019 roku - 1 331 433 zachorowania i podejrzenia zachorowań na grypę, 67 ofiar śmiertelnych. Do końca tegorocznego sezonu epidemicznego zostały dwa miesiące. Zachorowań będzie więc zdecydowanie więcej. Ofiar śmiertelnych niestety także. Licząc cały dotychczasowy okres epidemiczny, mówimy już o 28 zgonach wywołanych przez grypę. W ubiegłym sezonie grypowym 2018/2019 zarejestrowano 143 zgony, najwięcej od ponad pięciu lat. Odnotowano także prawie 3,7 mln zachorowań i podejrzeń zachorowań. Dane, których brak To dane oficjalne, ogólnodostępne. Pytam o nie prof. dr. hab. n. med. Adama Antczaka, przewodniczącego Rady Naukowej Ogólnopolskiego Programu Zwalczania Grypy. Ale, jak się okazuje, w oficjalnych tabelach wielu liczb brakuje. - Wszyscy boją się nieznanego wirusa, nie wiedzą, co nas czeka. Jednak gdy patrzymy dzisiaj na statystyki, to widzimy dokładnie, że koronawirusem trudniej się zarazić niż grypą. Umieralność z powodu koronawirusa wynosi 4,3 proc., a w przypadku grypy sezonowej jest to ponad 5 proc. Choć oficjalne statystyki mówią o kilkunastu, kilkudziesięciu zgonach z powodu grypy w sezonie w Polsce, to należy pamiętać, że tych, które są wywołane rzeczywiście przez grypę, jest znacznie więcej. Oceniamy, że co sezon z powodu grypy w Polsce, w grupie wiekowej 65+, umiera sześć tysięcy osób - mówi prof. Antczak. - Daleko szukać - dzisiaj (rozmawiamy 27.02 - red.) na moim oddziale zmarł pacjent z powodu grypy - przyznaje. I dodaje: - Co sezon w Polsce choruje na grypę nawet do 30 proc. dzieci i nawet do 10 proc. populacji dorosłych. Jak wskazuje ekspert, lekarze jako przyczynę zgonu często podają chorobę przewlekłą, której przebieg grypa niebezpiecznie zaostrza, a nie samą grypę. A to ona ostatecznie doprowadza do śmierci pacjenta. - Nawet dzisiaj byłem świadkiem jak moi asystenci przygotowywali akt zgonu pacjenta, który zmarł w powodu grypy. Ale nawet myślenie doświadczonych lekarzy było takie, że jako przyczynę wyjściową chcieli wprowadzić chorobę przewlekłą, na którą cierpiał pacjent. W ten sposób grypa zniknęłaby w statystykach. A przecież pierwotną przyczyną zgonu było zakażenie AH1N1 (podtyp wirusa grypy typu A - przyp. red.) - tłumaczy prof. Antczak. Lekceważone objawy, poważne konsekwencje Objawy grypy są bardzo często mylone z przeziębieniem (doskwiera nam gorączka, kaszel, ból gardła, głowy czy mięśni), dlatego niestety dochodzi do poważnych powikłań, które skutkują nawet śmiercią. Do najczęstszych powikłań pogrypowych zalicza się m.in. grypowe zapalenie płuc i oskrzeli, poprzeczne zapalenie rdzenia, zapalenie mózgu, opon mózgowych czy zapalenie mięśnia serca i osierdzia. Przewodniczący Rady Naukowej Ogólnopolskiego Programu Zwalczania Grypy w rozmowie z Interią zwraca uwagę na niebezpieczne zjawisko... w języku, którym się posługujemy, a które to przyczyniło się do myślenia o grypie jako chorobie niegroźnej. - W Polsce każde przeziębienie nazywa się grypą albo, co gorsze, grypką. A wiemy, że przeziębienie to jest coś zupełnie innego niż grypa czy grypka. To są inne wirusy i chociaż bardzo podobne w objawach, to nie niosą one ze sobą zagrożeń takich jak grypa - podkreśla. Właśnie z powodu groźnych dla naszego zdrowia konsekwencji szczepienie przeciw grypie należy do szczepień zalecanych. Szczepienia przeciwko grypie, zaznacza Państwowy Zakład Higieny Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego, zalecane są przede wszystkim osobom po transplantacji narządów, przewlekle chorym dzieciom (od ukończenia szóstego miesiąca życia) i dorosłym, zdrowym dzieciom w wieku od ukończenia szóstego miesiąca życia do ukończenia 18. roku życia, osobom w wieku powyżej 55 lat, osobom w stanach obniżonej odporności czy kobietom w ciąży lub planującym ciążę (ale nie tylko - więcej na ten temat TUTAJ). Jak czytamy, "szczepienia przeciw grypie można realizować w czasie trwania całego sezonu grypowego. Jednak wybierając miesiąc, w którym zaszczepimy się przeciw grypie, należy brać pod uwagę czas potrzebny na wykształcenie odporności, czyli ok. dwa-trzy tygodnie". Jako optymalny czas, który powinno się wybrać na szczepienie, eksperci wskazali więc okres między wrześniem a grudniem, przed rozpoczynającym się w styczniu szczytem zachorowań. Uprzedzając pytanie o skuteczność szczepień - u osoby zaszczepionej może dojść do zakażenia wirusem grypy, jednak zakażenie to "będzie miało przebieg bezobjawowy lub też objawy będą łagodne, a powikłania pogrypowe nie wystąpią". Nie szczepimy się Polacy jednak bardzo niechętnie szczepią się przeciw grypie. W sezonie 2018/2019 zaszczepiło się zaledwie 3,9 proc. (w tej grupie najwięcej było osób w wieku powyżej 65 lat - 14,2 proc.), w sezonie poprzednim 3,64 proc. - alarmuje Państwowy Zakład Higieny Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego i zaznacza: pod względem stanu zaszczepienia przeciw grypie Polska jest na jednym z ostatnich miejsc w Europie. W krajach skandynawskich czy Wielkiej Brytanii w grupie powyżej 65. roku życia szczepi się nawet 80 proc. osób. - Polacy szczepią się dość niechętnie w ogóle, zaufanie do szczepionek jest ograniczone, ale Polacy są też takim narodem, który jest nieufny wobec wszystkiego, co go otacza - uważa prof. Antczak. - Bardzo często na ten ogólny brak zaufania nakładają się jeszcze sprzeczne informacje znajdowane w internecie oraz bardzo duża aktywność małych, ale głośnych grup antyszczepionkowych, które za ideę nadwartościową przyjęły zwalczanie szczepionek. Ale te ruchy zwalczają bardzo różne rzeczy, jak np. fluoryzację zębów czy kanałowe leczenie zębów. Ich przekaz o szczepieniach i medycynie jest dalece kłamliwy, nie tylko nie ma poparcia w dowodach naukowych, ale jest ich zaprzeczeniem i skrajnie kompromituje ich autorów oraz czyni krzywdę ludziom, którzy przyjmują w dobrej wierze powtarzane kłamstwa. Działania ruchów szczepionkowych to zagrożenie zdrowia publicznego, a mówiąc prosto, zagrażają naszym dzieciom, nam i naszym rodzicom. Owocem działania grup antyszczepionkowych jest powrót chorób zakaźnych, o których zniknięcie walczyły pokolenia poprzednie, a walczyły, ponieważ widziały ich ofiary - mówi przewodniczący Rady Naukowej Ogólnopolskiego Programu Zwalczania Grypy. Do tego, jak zauważa ekspert, dochodzi nie do końca konsekwentna polityka szczepieniowa państwa w ostatnich 15 latach, choć, jego zdaniem, "zdecydowanie roztropniejsza w ostatnich latach". Od kilku lat lekarze obserwują wzrost liczby szczepiących się osób. Mowa o nawet dodatkowych 100-150 tysiącach Polaków w każdym kolejnym sezonie grypowym. To jednak wciąż mało. Rozwiązaniem, jak podkreśla prof. Antczak, jest położenie nacisku na edukowanie lekarzy pierwszego kontaktu i pielęgniarek, gdyż "to od nich zależy sukces". - Bardzo często słyszę o szczepionkach: "są różne poglądy". Różne poglądy mogą być w polityce, estetyce, kuchni, ale w medycynie nie ma demokracji, w medycynie są dowody, medycyna jest oparta na faktach, a fakty są jednoznaczne - szczepienia chronią nas przed chorobami lub ich fatalnymi następstwami. Tak jest w przypadku grypy. Szczepienie służy przede wszystkim temu, żebyśmy nie mieli powikłań, ciężkiego przebiegu choroby. Jeśli lekarze nie mają gruntownej wiedzy, nie są w stanie przekonać pacjenta - wyjaśnia. Pierwszy krok - lekarz, drugi - izolacja - Grypa jest zdecydowanie groźniejsza od koronawirusa. To nie są pojedyncze przypadki zakażeń, to są miliony zachorowań, kilkanaście tysięcy hospitalizacji tu i teraz w Polsce. W sensie statystycznym to grypa nam zagraża, nie koronawirus - jego nie znamy - twierdzi prof. Antczak. Tak więc, jeśli dopadnie nas już grypa, co powinniśmy zrobić? Przede wszystkim musimy niezwłocznie przyjąć leki przeciwwirusowe. Takim lekiem jest lek o międzynarodowej nazwie Oseltamiwir. Prof. Antczak przypomina, że jest on przepisywany na receptę, dlatego też, jeśli wystąpią u nas gorączka, duszności i ból mięśni, powinniśmy udać się do lekarza, który nam go zapewni. Grypy nie leczy się antybiotykami - są nieskuteczne. Kolejnym krokiem jest poddanie się izolacji aż do ustąpienia objawów. Nie wchodzi w grę chodzenie do pracy czy szkoły, zalecane jest porzucenie wszelkiej aktywności. - Grypą zakażamy przed pojawieniem się objawów, jeszcze nie jesteśmy chorzy, a już zarażamy. Ta zakaźność jest bardzo wysoka. Jeśli chory na grypę jedzie w wagonie tramwajowym, to połowa jego współpasażerów zostanie zakażona - mówi specjalista. Z tego też powodu lekarze tak zalecają szczepienie się przeciwko grypie, co roku. - Szczepienie przeciw grypie można przyjąć od września do kwietnia, ale najlepiej zaszczepić się w listopadzie lub grudniu, tak, żeby mieć najwyższą odporność, kiedy jest szczyt zachorowań - zaleca prof. Antczak. I dodaje: - Nie ma żadnej innej recepty. Szczepienie jest najskuteczniejszą metodą prewencji. Oprócz tego oczywiście zdrowe życie, dobre odżywianie się, niepalenie papierosów. Ale jeśli się nie zaszczepimy, to nie będziemy chronieni tak jak powinniśmy.